Nad branżą krąży widmo. Widmo powszechnych, ujednoliconych opłat za służebność przesyłu. Rodząca się w bólach od dwóch lat ustawa spędza sen z powiek prezesom i właścicielom spółek wodociągowych. Słusznie się jej obawiamy, bo to nie czas i nie miejsce na takie regulacje. Najlepiej, gdyby ten projekt pozostał głęboko ukryty w szufladach ministerialnych biurek.

Pojęcie służebności przesyłu pojawiło się w polskim prawodawstwie, konkretnie w Kodeksie cywilnym, w 2008 r. Wystarczyły cztery lata, aby zrodził się pomysł ujednolicenia opłat za pomocą ustawy. W 2012 r. powstał pierwszy jej projekt i od tej chwili konsultacje trwają w najlepsze, a symulacje kosztów i inne kalkulacje mogą przyprawić o zawał serca. Sprawa dotyczy wszystkich dystrybutorów energii i wody oraz odbiorców ścieków, ale nie wszystkich ma dotknąć tak samo. W projekcie czytamy, że: wysokość wynagrodzenia za ustanowienie służebności określa się, uwzględniając wysokość wynagrodzeń ustalanych w drodze umowy za podobne obciążenia w zbliżonych okolicznościach, a w ich braku ? uwzględniając obniżenie użyteczności lub wartości obciążonej nieruchomości. Na początku szacowano, że ewentualne rekompensaty mogą w skali kraju wynieść prawie 19 mld zł. Ale, co ciekawe, suma ta nie uwzględniała kosztów spółek wodociągowo-kanalizacyjnych, jakoby trudnych do wyliczenia. Inne szacunki były nawet kilkakrotnie wyższe. Branża odpowiedziała własnymi wyliczeniami. Jed...