Nie letnia jesień
Zaczął się sezon konferencji, sympozjów, paneli, debat… Oferta jest bardzo bogata, co w zasadzie dobrze świadczy o rozwoju naszej branży. Ale ta klęska urodzaju powoduje, że terminy imprez często pokrywają się. Natomiast popyt nie rośnie tak szybko jak podaż, więc czasem, ku zmartwieniu na ogół dobrze przygotowanych organizatorów, frekwencja okazuje się niezbyt imponująca czy choćby zadowalająca.
Modne są dyskusje panelistów. Niektórzy z nich prezentują swoje racje i opinie bardzo ofensywnie – z dużą dozą pewności i retorycznej swady. A ponieważ część poglądów budzi kontrowersje, słuchacze (może raczej widzowie?) takich dyskusji bywają nieco skołowani. Przykłady? Powinny wystarczyć dwa. Pierwszy – w Polsce nie będzie elektrowni jądrowej, gdyż mamy za mało pieniędzy, a banki nie dadzą gwarancji. Drugi – w UE utworzyły się grupy interesów, które spiskują przeciw nowym członkom, zwłaszcza Polsce, i dążą do wysokich limitów energii z OZE, bo chcą nam sprzedać swoje technologie i urządzenia. Opinie naszych naukowców są mocno podzielone również w sprawie wpływu człowieka na obserwowane zmiany klimatyczne. Podczas jednej z debat dyskutant posłużył się przemawiającym do wyobraźni chwytem – łatwo zdmuchnął na podłogę butelkę pełną wody. To przykład na to, że nawet mała siła może wywołać duży skutek, więc niezależnie od przeciwności warto działać! Niestety, u nas z działaniem jest najgorzej, mimo górnolotnych deklaracji i ambitnych konferencji.
Energetyka rozproszona czy duże koncerny? Oczywiście i na ten temat zdania w naszym środowisku są różne. Tak czy owak, decyzje podejmuje rząd, któremu jednak już nie tylko zaciekli przeciwnicy wytykają „nicnierobienie” (poza zaciąganiem długu i poprawianiem PR-u). O zakresie przedsięwzięć dotyczących OZE ma rozstrzygnąć Krajowy Plan Działań, który miał być przekazany do Komisji Europejskiej, ale wciąż nie wiadomo, czy został wysłany i czy uwzględniono w nim wszystkie sugestie środowiska. Nie mamy też pełnej wiedzy o pracach nad ustawą o OZE, która ma powstać do końca roku.
Czyżby więc cała nadzieja w młodych? Zgadzam się z tezami prof. Jana Popczyka, który jest zbudowany projektami swoich studentów. Sama miałam możliwość poznania potencjału „młodego” myślenia o energetyce rozproszonej czy obejrzenia projektów mikroelektrowni wykonanych przez studentów politechnik. I też wzbudziło to mój optymizm. Bo niezależnie od tego, co teraz robią – lub czego nie robią – „starzy”, przyszłość polskiej energetyki należy do nowego pokolenia. Co wcale nie oznacza, że wystarczy tylko na to czekać!