Radosław Gawlik
członek Rady Krajowej Zieloni 2004

Pojawienie się feministycznego tematu w felietonie, który zazwyczaj poświęcony jest sprawom ekologii, nie powinno dziwić tych, którzy znają choć zarysy programów partii Zielonych. Postulaty związane z prawami kobiet od wielu lat zajmują w tych programach ważne miejsce. Nurt feministyczny na terenie polityki ma bodaj najsilniejszą reprezentację właśnie w szeregach partii ekologicznych. Feminizm i ekologię łączy pewien typ wrażliwości, który, mówiąc ogólnie, wyraża się w postawie obrony „słabszego” przed „silniejszym”. Przyrody trzeba bronić przed człowiekiem „uzbrojonym w technikę”, kobiet trzeba bronić przed męską dominacją.
Awans społeczny kobiet, który dokonał się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, nie doprowadził jeszcze do zniesienia wszystkich przejawów ich dyskryminacji. Kobiety pracujące zawodowo często zarabiają mniej od mężczyzn zatrudnionych na tych samych stanowiskach. Większość kobiet musi przy tym godzić pracę zawodową z obowiązkami domowymi. Model partnerskiej rodziny, w której mąż i żona na równi dzielą się pracą domową, rzadko realizowany jest w praktyce. Jeszcze rzadsze są takie związki, w których kobieta pracująca zawodowo utrzymuje rodzinę, a jej partner zajmuje się domem i dziećmi. Praca domowa wciąż jest domeną kobiet, niezależnie od tego, czy stanowi główne zajęcie, czy wykonywana jest na marginesie życia zawodowego.
Zajęcia domowe nie cieszą się społecznym szacunkiem, nie są opłacane, często nawet nie są uważane za pracę. O kobietach zajmujących się domem mówi się, że „siedzą w domu”, zarzuca się im nieróbstwo. Tymczasem codzienne obowiązki domowe są niezwykle pracochłonne, wymagają wszechstronnych umiejętności i zajmują sporo czasu. Opieka nad dziećmi, sprzątanie, pranie, prasowanie, robienie zakupów, gotowanie i podawanie posiłków, zmywanie – wszystkie te codzienne czynności łączą się z dużym wysiłkiem. Już samo pogodzenie tych różnorodnych prac wymaga dobrej organizacji. Kobiety zajmujące się domem, „niepracujące” są często bardziej zmęczone od swoich zapracowanych mężów. Bardzo niski prestiż prac domowych związany jest z tradycyjną rolą i niższą pozycją kobiet w patriarchalnym społeczeństwie.
W najnowszym raporcie GUS-u możemy znaleźć wycenę wartości pracy domowej, liczoną wg stawek obowiązujących na rynku pracy. Zgodnie z tym wyliczeniem gospodyni domowa powinna zarabiać miesięcznie 1300 zł. Przy bardziej rzetelnym podejściu, które obejmuje zajęcia wykonywane w domu od rana do wieczora, suma ta jest już dużo wyższa i wynosi ok. 3500 zł. Jednak praca wykonywana na rzecz własnej rodziny jest niedoceniana, nie generuje dochodów i nie budzi uznania. W związku z tym nie daje też satysfakcji. Kobiety niepracujące zawodowo są często sfrustrowane, same nie doceniają swojej społecznej roli i nie czerpią z niej zadowolenia.
Zgodnie z poczuciem społecznej sprawiedliwości należałoby wprowadzić wynagrodzenie za pracę domową kobiet. Postulaty tego rodzaju już od wielu lat pojawiają się na Zachodzie w środowiskach związanych z ruchem feministycznym. Jednak obecnie nasz budżet z pewnością nie wytrzymałby takiego obciążenia. Na razie musi nam wystarczyć świadomość, że prace domowe, tradycyjnie wykonywane przez kobiety, mają realną wartość i powinny być znacznie wyżej cenione niż do tej pory.