Nie od dzisiaj było wiadomo, że z końcem 2003 r. przestaną obowiązywać plany zagospodarowania przestrzennego uchwalone przed 1.01.1995 r. Tymczasem dowiadujemy się np., iż z chwilą, gdy przestał obowiązywać Ogólny plan zagospodarowania przestrzennego Miasta Poznania uchwalony "rzutem na taśmę" pod koniec 1994 r., zaledwie kilka procent powierzchni miasta objętych jest obowiązującymi planami. Podobna sytuacja ma miejsce w znakomitej większości samorządów. Oznacza to konieczność wydawania decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu przez osobę posiadającą stosowne uprawnienia, a w konsekwencji przeprowadzania za każdym razem analizy funkcji oraz cech zabudowy i zagospodarowania znacznego obszaru otaczającego działkę, na której ma być realizowana inwestycja. W rezultacie wydłużeniu ulega czas potrzebny do uzyskania pozwolenia na budowę, następuje paraliż inwestycyjny, ucieczka inwestorów oraz znaczny wzrost kosztów obsługi administracyjnej. W przypadku obszarów dynamicznie się rozwijających oznacza to zahamowanie zainicjowanych dużym wysiłkiem procesów rozwojowych. Nie to było intencją ustawodawcy. Przecież nie od dziś wiadomo było, że plany opracowywane według nieaktualnych już zasad przestaną wkrótce obowiązywać. Skąd więc u radnych i organów wykonawczych z jednej strony tak duża niechęć do wydatkowania pieniędzy na opracowanie planów porządkujących najbardziej zaniedbaną dziedzinę, jaką jest przestrzeń, a z drugiej powszechne i beztroskie spełnianie nacisków roz...