Czego można spodziewać się po nowym rządzie w zakresie „naszych” spraw? Pytanie to nurtuje wszystkich, którzy od lat wdrażają zasady zrównoważonej polityki energetycznej. Trzeba przyznać, że w ostatniej kadencji było trochę lepiej niż w poprzedniej, bo nie słyszeliśmy tak bulwersujących wypowiedzi jak słowa poprzedniego premiera, z pogardą wyrażającego się o oszczędzaniu energii, kiedy po nocnym przelocie nad przyciemnioną Słowacji z przyjemnością obserwował rozświetloną Polskę… Z kolei była wicepremier po jednym z europejskich spotkań przyrzekała Polakom, że nie pozwoli ich zmuszać do kupowania energooszczędnych żarówek.
Niestety, już po wyborach nowy premier wyraził dwa niezrozumiałe „ekologiczne” poglądy. Pierwszy dotyczył wzajemnego obciążania się z prezesem PIS-u odpowiedzialnością za podpisanie pakietu klimatycznego, jakby to było działanie na szkodę państwa, a nie szansa nowego otwarcia technologicznego. Drugi to lekceważąca wypowiedź o Greenpeace, wskazująca na niedocenianie roli i osiągnięć tej organizacji.
Szukając pozytywnych aspektów wynikających z działalności na rzecz zrównoważonego rozwoju, trzeba podkreślić, że w końcu uchwalono ustawę o efektywności energetycznej. Ustawa ta nie wprowadza jednak wszystkich elementów proefektywnościowych zalecanych w dyrektywach. Na przykład zapisano, że sektor użyteczności publicznej ma oszczędzać, nie określając zakresu tych działań. Inne zapisy ustawy, aby mogły obowiązywać, wymagają rozporządzeń. Bardzo powoli przygotowuje się ustawę o OZE, są podejrzenia, że cena zielonych certyfikatów może być mniejsza i nierozwiązany pozostanie problem współspalania biomasy leśnej, co nie sprzyja rozwojowi sektora biomasy energetycznej. Wprowadzono w końcu, w ramach programu NFOŚiGW, dotacje do kolektorów słonecznych dla indywidualnych gospodarstw domowych. Szkoda tylko, że nie objęto nimi również ogniw fotowoltaicznych i przydomowych wiatraków, zaś system przydziału dotacji obłożono warunkiem wzięcia kredytu bankowego. Dziwi to tym bardziej, że tego typu dotacje zachęcające obywateli do wielkiego wysiłku w celu zarobienia pieniędzy na ekstrawaganckie urządzenia, wspomagające politykę proekologiczną, za którą odpowiedzialny jest rząd, a nie oni, przysparzają więcej pieniędzy budżetowi (z podatków PIT, CIT i VAT) niż tym, którzy te urządzenia kupują. Natomiast w wielu krajach dostaje się zwrot części zainwestowanych pieniędzy bez łaski i ceregieli, co rzeczywiście sprzyja rozwojowi wykorzystania urządzeń OZE i w konsekwencji obniżki kosztów ich wytwarzania.
Brak zdecydowania i woli politycznej do realizacji proekologicznej polityki energetycznej pozwala urzędom marszałkowskim i regionalnym dyrekcjom ochrony środowiska na posunięcia blokujące budowę elektrowni wiatrowych, bo się nie podobają, i biogazowni, ponieważ mogą śmierdzieć, jeśli będzie się je źle eksploatować.
Niestety, na koniec jeszcze dwie bardzo wstydliwe wpadki poprzedniego rządu. Po pierwsze, upieranie się przy energetyce jądrowej w sytuacji, gdy nawet Francuzi przymierzają się do jej ograniczenia. A po drugie, weto, jako jedynego rządu w Europie, w sprawie dalszego ulepszania polityki klimatycznej.
Czy w związku z tym wszystkim można być optymistą? Tak, bo w sumie do poprawki nie jest aż tak wiele i, małymi krokami, działania zmierzają we właściwym kierunku. Wierzymy zatem, że interesy nadrzędne przeważą nad doraźnymi celami ratowania nienadążających za postępem sektorów gospodarki.
Edmund Wach,
prezes Zarządu BAPE