Postanowiłem napisać kilka słów o naszej pracy. Wcale nie pracy prezesa, specjalisty, dyrektora czy kogokolwiek innego. Pisząc o „naszej pracy”, mam na myśli pracę jako wartość uniwersalną, w oderwaniu od jej wartości materialnych i od stanowiska. Znane nam wszystkim przekleństwo mówi „obyś żył w ciekawych czasach”. Myślę, że żyjemy w ciekawych czasach i wcale nie są one dla nas przeklęte. Są intrygujące i pewnie w jakimś stopniu zapewniają nam możliwość interesującej pracy, która daje nam satysfakcję. Chociaż czasami pewnie nas i diabli biorą, bo… (tu następuje cała lista wszelkich możliwych dolegliwości związanych z ciekawą pracą). 

Dobrze skalkulowane ryzyko
Nie jestem zwolennikiem oglądania się za siebie, ale spójrzmy choć przez chwilę przez ramię i zobaczmy, jak wyglądały nasze firmy, choćby jeszcze dziesięć lat temu. Widzimy? Kto to wszystko zmienił? Komu było i jest nadal dane dokonywać przełomu? To my, pracownicy tych firm. Niezależnie od zajmowanego stanowiska wnieśliśmy do tych organizacji ducha nowoczesności. Wiem, że często (jeśli nie zawsze) podejmowanie odważnych decyzji wiąże się z dużym ryzykiem. Ale wierzę, że to ryzyko dobrze skalkulowane. Że wcale nie zawsze jest najmniejsze, ale stosunek potencjalnych korzyści i strat jest optymalny. Prawie codziennie zderzamy się z nowymi problemami. Czasami tworzą je nam nasi koledzy, czasami przełożeni, a niekiedy ktoś bardziej nieokreślony. Nieważne zresztą kto, bo stajemy przed nimi i je rozwiązujemy. Na początku lat 90. ubiegłego wieku zderzyliśmy się z problemami zrujnowanych stacji uzdatniania wody i czasami wręcz nieistniejących oczyszczalni ścieków. W zdecydowanej większości poradziliśmy sobie z tym. Dzisiaj nie jest już wydarzeniem wybudowanie nowej oczyszczalni czy też stacji. Dzisiaj mierzymy się z problemami osadów i podwyższonych norm jakości wody. Z drugiej strony, jakby od niechcenia rodzą się problemy w zupełnie innych obszarach. Poza techniką. Wielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że nasze wodociągowe firmy są bardzo „zinżynieryzowane”. To prawda. Sam jestem inżynierem. Dziś problemy inżynierskie dają się rozwiązywać nieomal od ręki. Ale już pojawiły się w naszych firmach kłopoty w zupełnie innych sferach. W zarządzaniu, finansach, kompleksowych systemach informatycznych i w wielu innych dotąd niedostrzeganych przez nas dziedzinach. Możemy się uczyć rzeczy, o których kiedyś tylko czytaliśmy w zachodnich biuletynach, bo w szkole nam o tym nie mówiono, a podręczników do rozwiązywania tych problemów po prostu nie było. Przychodzą nowi ludzie, którzy uczyli się tych rzeczy w szkołach, a my możemy uczyć się tego od nich. Oni uczą się od nas, jak wygląda firma od wewnątrz i jak funkcjonuje organizacja w realnym, a nie podręcznikowym świecie.

Organizacja ucząca się
Dużo satysfakcji sprawia mi, gdy mogę najpierw posłuchać mądrzejszych ode mnie, a potem coś zaprojektować i wdrożyć w firmie. Dużo radości dają efekty takich przedsięwzięć. Przyznam się, że jeszcze parę lat temu takie wyrażenie jak inżynieria finansowa czy też struktura finansowania przedsięwzięcia robiły na mnie takie wrażenia, jak swego czasu wykład z mechaniki kwantowej. Jeszcze nie tak dawno system zarządzania kadrami kojarzył mi się wyłącznie z paniami w dziale kadr, które wypisują zwolnienia z pracy. Dzisiaj przychodzą do mnie moi pracownicy, tłumaczą „jak chłop krowie na rowie”, na czym polega zarządzanie kadrami i mając nadzieję, że zrozumiem, proponują wdrożenia różnych ciekawych systemów z tym związanych. Usiłuję je pojąć, a jeśli nawet nie rozumiem, to próbuję nie przeszkadzać. Bardzo staram się uczyć. Słuchać i… nie być mądrzejszym od tych, którzy się na czymś znają. Czasami traktuję pracę jako fajną zabawę, połączoną z nauką, za którą jeszcze na dodatek mi płacą. To jest coś! Bardzo lubię, gdy przychodzi do mnie ktoś z moich podwładnych, pytając: czy moglibyśmy spróbować zrobić to tak? To oznacza, że myśli, chce mu się i jeszcze na dodatek ma odwagę i zaangażowanie. Parę lat temu zetknąłem się w firmie z określeniem „organizacja ucząca się”. Przyznam się teraz, że kompletnie tego nie rozumiałem. Nie jestem pewien, czy dzisiaj pojmuję to poprawnie, ale czuję tego ducha. Czuję chęć ludzi do poznawania nowego. Czuję chęć do poznawania nowych obszarów, do wdrażania nowych rozwiązań i do dążności bycia leniwym w firmie, czyli wszelkich usprawnień. Lubię poznawać rzeczy nowe. Lubię brać udział w różnego rodzaju wdrożeniach, czasami nawet mając przekonanie, że nie uda się ich w całości lub do końca zrealizować. Czy jest coś bardziej budującego dla zespołu ludzi niż poczucie mocy sprawczej? Wspólnego odniesienia sukcesu w dziedzinie dotąd dziewiczej?

Praca zależy od nas
Miałem w swojej karierze zawodowej okres (mam nadzieję, że się nigdy więcej nie powtórzy), gdy chodziłem przez pół roku do pracy i w tej pracy robiłem… nic. Nie było to zależne ode mnie, ale do dzisiaj wspominam to jako najgorszy okres w moim życiu zawodowym. Znacznie gorszy od tego, gdy nie mogłem np. spać przez dwie doby, byłem brudny i głodny. To wszystko było nic w porównaniu z nudą w pracy. Myślę, że w pracy nie ma nic gorszego od tego, gdy siedzi się za biurkiem i z uporem wpatruje się we wskazówki zegarka, by choć trochę przyspieszyły.
Nie wiem, ile jest warta ciekawa praca. Nie potrafię tego wycenić, bo tego wycenić pewnie się nie da. Dla każdego z nas zresztą pojęcie „ciekawa praca” i koszty, jakie jesteśmy w stanie ponieść, by ją mieć są inne. Bo my jesteśmy inni. Nie na tyle jednak inni, by woleć pracę nudną nad ciekawą. Sądzę też, że w jakimś stopniu to, czy praca wykonywana przez nas jest ciekawa, czy też nie, zależy również od na samych. Ale to, że jest właśnie to „również”, nie zwalnia nas z odpowiedzialności za to, czy nasza praca ma szansę bycia ciekawą. Mój kolega mawiał: „Każda władza deprawuje, a absolutna – absolutnie”. Parafrazując to powiedzenie, można by powiedzieć „Każda praca może być ciekawa, a moja własna właśnie dla mnie”.

Paweł Chudziński
prezes Aquanet, Poznań