Od redakcji
Czy możemy mówić o powszechnej inwentaryzacji terenów zieleni w Polsce? Zdecydowanie nie. Wiele miast i gmin ma ograniczoną lub wręcz zerową wiedzę o stanie zielonych zasobów na swoim obszarze. Najczęstszy powód? Gdy nie wiadomo o co chodzi, musi chodzić o pieniądze. I tak jest w rzeczywistości ? przeprowadzenie pełnej inwentaryzacji to zadanie czasochłonne i kosztowne. Jednak bez niego w zasadzie nie można zarządzać zieloną tkanką w mieście.
Tymczasem obecnie tylko Kraków dysponuje rozbudowaną wiedzą o swojej zieleni. Warszawa czy Wrocław są na początku drogi do opracowania stosownej dokumentacji, niektóre inne miasta chcą iść w ślad za nimi, niemniej wciąż odnieść można wrażenie, że najczęściej nie są to prawdziwe inwentaryzacje, a jedynie powierzchowne spisywanie problemów, często wykonywane przy okazji masowej wycinki drzew i towarzyszącej im wymaganej kompensacji w nasadzeniach.
O dane dotyczące miejskiej zieleni włodarzy miast coraz częściej pyta strona społeczna. Mieszkańcy chcą po prostu wiedzieć, ile jest w ich mieście drzew zdrowych, ile należy leczyć, które nadają się do wycinki i jaka powinna być skala inwestycji w kompensację utraconego zadrzewienia. Pojawiają się więc inicjatywy społeczne, jak wspólne liczenie drzew czy opracowywanie niezbędnej dokumentacji. To zresztą nie tylko nasza domena ? niedawno w Nowym Jorku odbyła się taka akcja z udziałem 2200 wolontariuszy, którzy opisali w sumie niemal 700 tys. przyulicznych roślin. By...