Na początku lat 90. polscy menedżerowie z branży wodociągowej wyruszyli wreszcie na Zachód. I oto zauważyli, że w Anglii, gdzie o stratach wody w prywatnych wodociągach mówi się i pisze bodaj najwięcej, na ogół nie stosuje się wodomierzy domowych. W Niemczech uważa się to za jedno z najważniejszych zadań w redukcji przecieków z sieci wodociągowej. Woda, która wycieka, jest tam podobnie tania jak w Polsce (oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji).
Gdy jednemu z menedżerów znanej, zachodniej, prywatnej firmy, eksploatującej wodociąg w niemieckim mieście, zadałem pytanie, dlaczego on, reprezentujący kapitalistycznego właściciela, tak bardzo przejmuje się tak mało ekonomicznie efektywnymi działaniami jak „walka ze stratami wody”, odpowiedział, że misją jego branży jest propagowanie oszczędności wody. Nie może bowiem być tak, że z nieszczelnego miejskiego hydrantu lub uszkodzonego rurociągu wycieka woda. Widzą to przechodnie, klienci wodociągu, a przedsiębiorstwo nie reaguje.
W Polsce uciążliwe ze względu na istotny wpływ na cenę wody są straty w wodociągach niemających własnych ujęć, na których za 1 m3 surowca płaci się osiem groszy. Jednocześnie kupują wodę „hurtowo”, płacąc za nią nawet półtora złotego. Jeżeli ponadto – tak jak bywa na Śląsku – z uwagi na lokalne uwarunkowania procentowe straty sięgają nawet 50%, to skutki ekonomiczne dla odbiorcy wody są bardzo uciążliwe. Gdyby wszystkie firmy zakupujące hurtowo wodę zlikwidowały straty do poziomu 10%, to przedsiębiorstwo dostarczające im wodę podniosłoby znacznie jej hurtową cenę, zdecydowanie obniżając efekty ekonomiczne inwestycji związanych z modernizacją i wymianą sieci oraz armatury. W ten sposób czynią często zrealizowane zadania inwestycyjne ekonomicznie nieefektywnymi. Jednak żadna z tych firm nie może sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy na takie przedsięwzięcia, nawet gdy jest to nieopłacalne. Bo ważniejsza jest misja, tradycja, cele społeczne. Czy za ich realizację ma płacić przedsiębiorstwo, które z natury powinno przynosić zyski?
Na sympozjum naukowo-technicznym duża prywatna firma, pracująca przede wszystkim dla przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych, demonstrowała swoje wyniki. Porównywałem je z wynikami poznańskiego AQUANETU. Dwa razy mniej pracowników, na pewno nie mniej niż cztery razy mniejszy majątek – dwa razy większe przychody ze sprzedaży.
Jak wynika z ankiet Izby Gospodarczej, w 2006 r. przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne generowały średnio nieznaczne, 2-4-procentowe zyski. Żyjące ze sprzedaży firmy komercyjne takim zyskiem nie interesowałyby się w ogóle. Nie opłaci się dziś inwestować prywatnego kapitału w usługi wodociągowo-kanalizacyjne. Opłaci w firmy, które dostarczają urządzenia, usługi i materiały do przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych.
O stratach wody od lat pisze się słuszne artykuły i książki, formułuje uzasadnione wnioski, postuluje konieczne zmiany. Pisze się i będzie się pisało. Problem bowiem nie zostanie rozwiązany do czasu, kiedy politycy uznają za fałszywą tezę, że przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne ze względu na swoją misję nie mogą być normalnymi podmiotami gospodarczymi, których celem jest zysk, a nie maksymalizowanie stopnia sprawiedliwości społecznej.

Henryk Bylka