Od redaktora
W Ministerstwie Środowiska trwają prace nad ustawą o przeciwdziałaniu uciążliwości zapachowej, tzw. ustawą antyodorową. Na regulację tych, jakże przykrych dla nosa, spraw czekano już dobrych kilka lat, a wcześniejsze próby kończyły się niczym. Chlewnie, fermy drobiu, gospodarstwa rolne, składowiska odpadów, kompostownie czy oczyszczalnie ścieków często stanowią źródło odorów. Zarówno już istniejące obiekty tego typu, jak i planowane inwestycje budzą protesty i głęboki sprzeciw okolicznych mieszkańców. Stać się mogą nawet przyczyną kilkugodzinnego „aresztowania” ekipy telewizyjnej, tak jak to miało miejsce kilka lata temu w zakładach utylizacyjnych byłego już senatora, a obecnie aresztanta Henryka S. (zarzuty dotyczą zgoła innej, nie mniej śmierdzącej materii).
Trudność ustawowego uregulowania kwestii uciążliwości zapachowej tłumaczono dotychczas, nie bez pewnej racji, złożonością problemu i brakiem wzorcowych dokumentów lub dyrektyw unijnych. Czyli jak nam Bruksela nie nakaże lub palcem nie pogrozi, to efektów w postaci spójnych, egzekwowalnych przepisów szybko nie zobaczymy. Sprawa była chyba jednak na tyle pilna, że i bez unijnego kija w ubiegłym roku Ministerstwo przygotowało projekt. Był on poddany konsultacjom, zebrał jednak wiele krytycznych opinii za restrykcyjność czy nawet represyjność przepisów.
Obecne kierownictwo resortu postanowiło zmienić filozofię egzekucji na tę ponoć najskuteczniejszą, bo przez wprowadzenie instrumentów finansowych. Mają one pełnić funkcję bodźców, które będą oddziaływać na podmioty powodujące uciążliwość zapachową i mobilizować je do podejmowania działań zmierzających do jej ograniczenia bądź wyeliminowania.
Ma zostać wprowadzona nowa opłata o charakterze quasi ekologicznym, zbliżona do opłaty za korzystanie ze środowiska.
Gminom przybędzie zadań, bo to one – w zamyśle nowej ustawy – będą podejmować działania ukierunkowane na ograniczenie lub wyeliminowanie uciążliwości zapachowej. Oby w ślad za zadaniami poszły dodatkowe pieniądze, bo wiele znamy już przypadków w najnowszej historii, gdy ustawodawca zapominał o tym „drobnym” fakcie.
Jak ważne to problemy, niech świadczy fakt, że ok. 50% skarg kierowanych do inspekcji ochrony środowiska stanowią zgłoszenia dotyczące uciążliwości odorowej. Tymczasem przy braku metod oceny zapachowej jakości powietrza inspektorzy nie mają narzędzia do dyscyplinowania podmiotów, a niezadowoleni mieszkańcy zostawali najczęściej z przekonaniem, że administracja jest nieskuteczna wobec ich trucicieli.
Proponowane przepisy nie mają nakładać na przedsiębiorców nowych wymagań, bo i przy tych obowiązujących winni robić wszystko, by być nieuciążliwym dla otoczenia. Skuteczniejsza ma być jednak zarówno ocena ich działalności, jak i egzekucja usuwania nieprawidłowości.
Tomasz Szymkowiak
Dyrektor – redaktor naczelny wydawnictw