Słowo „ekonomika” powstało w czasach, gdy odrębnie wykładano ekonomię kapitalizmu i socjalizmu, zapewne po dodaniu do ekonomii końcowej sylaby słowa „specyfika”. W sumie wyszło zdrobnienie od ekonomii z naciskiem na specyfikę. Dziś w Polsce na uniwersytetach ekonomicznych trudno szukać katedr ekonomiki przemysłu ciężkiego, lekkiego, spożywczego, handlu, usług czy wreszcie gospodarki komunalnej. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że ekonomia jest jedna, a specyfika określonej gałęzi gospodarki nie powinna być wystarczającym powodem do innego definiowania dla nich takich kategorii jak koszt, cena, zysk czy strata.

W kalkulacjach taryfowych cen i stawek w opłatach za wodę i ścieki koszty, także te ponoszone z powodu wyciekającej z sieci lub kradzionej wody, obok ceny mogą również kreować zysk. Uzyskuje się go w wyniku negocjacji z władzami politycznymi. Jeżeli ma być małym procentem niezbędnych przychodów, to dla przedsiębiorstwa będzie lepiej, aby koszty były większe. Ich obniżanie nie jest wystarczającym powodem do zwiększania zysku. Zmniejszanie ilości sprzedawanej, a także pobieranej ze źródeł wody powoduje konieczność podwyższania ceny. Poprawa jakości dostarczanej wody i odprowadzanych ścieków, podstawowe standardy, które powinny charakteryzować poziom usług świadczonych przez przedsiębiorstwo wodociągowo-kanalizacyjne, zwiększa koszty, a tym samym powoduje kłopoty z weryfikacją i zatwierdzaniem taryf przez gminę.

Opłaty za pobierany surowiec – wodę i odprowadzane oczyszczane ścieki nazwano opłatami środowiskowymi. Pewnie dlatego, aby nie głowić się nad tym, jaka powinna być ich uzasadniona wysokość, ale po to, aby zasadne wydawało się odprowadzanie ich do urzędów ochrony środowiska, a następnie do urzędników zawiadujących specjalnym funduszem, zgodnie z zasadą „rządzisz, gdy dzielisz”. Podmioty zarządzające gospodarką wodną, które mają dbać o to, aby woda pobierana na zaspokajanie potrzeb ludności i przemysłu miała dobrą jakość, a ścieki nie zagrażały środowisku, otrzymują na te cele z budżetu tyle, ile uda się wygospodarować. Na razie nie wystarcza to na opracowanie warunków gospodarowania wodami, nie mówiąc już o solidnych planach gospodarowania wodami w dorzeczach.

Dla analiz stanu branży wodociągowo-kanalizacyjnej właściwa dziś jest specyficzna ekonomia. Przed laty opisywałem ją szerzej, wskazując na „rozwodnienie” jako jej cechę szczególną. Taka ekonomia pozwala realizować istotny cel polityczny. Zaniża faktyczne koszty, niweluje zyski, a tym samym pozwala kreować niższe ceny, spełniając potrzeby polityków sprawujących zwykle wobec przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych zarówno funkcje właścicielskie, jak i regulacyjne. Zaniżanie kosztów dotyczy przede wszystkim kosztów środowiskowych, amortyzacji oraz zysku potrzebnego na inwestycje. Ich skutek to pogarszające się wskaźniki jakości środowiska, w tym także pobieranej wody, oraz odłożone w czasie inwestycje modernizacyjne, skutkujące zwiększającymi się kosztami eksploatacji.

Sądzę, że coraz częściej będą się pojawiać sygnały o skażeniu ujęć wodnych, nadmiernych zanieczyszczeniach wód, do których odprowadza się ścieki, niespodziewanych poważnych awariach miejskich magistral wodociągowych i kolektorów kanalizacyjnych. Współczując tym, którzy ich doświadczą, chcę pocieszyć innych. Tylko awarie mogą spowodować istotne zmiany zasad organizacyjno-prawnych działalności socjalistycznych ciągle firm wodociągowo-kanalizacyjnych.

Henryk Bylka, sekretarz Komitetu Naukowego