Można odnieść wrażenie, że ostatnich kilkanaście lat to nic innego jak próba złapania króliczka. I, broń Boże, proszę bez skojarzeń z owym „Pędzącym Królikiem”, okrytym – za sprawą afery hazardowej – nie najlepszą sławą. Najnormalniej w świecie rzecz idzie o tytułową postać z piosenki Skaldów pt. „Goniąc króliczka”. Choć to też nie do końca prawda, bowiem w rzeczywistości wcale nie chodzi o to sympatyczne zwierzątko. Aby zatem dojść do sedna, pod postać króliczka proszę podstawić innego bohatera, a mianowicie stanowione prawo. W tym konkretnym przypadku nie mam na myśli Prawa Rzymskiego, karnego czy cywilnego, lecz przepisy regulujące działalność w zakresie szeroko pojętej ochrony środowiska i gospodarki komunalnej. To właśnie te, nieustannie zmieniające się na przestrzeni minionych kilkunastu lat, przepisy są owym króliczkiem, którego wszyscy (no, może nie wszyscy, ale umówmy się, że zdecydowana większość) próbują doścignąć.
W dziedzinie gospodarki odpadami w pogoń za – jak się wydaje – niedoścignionym, czyli prawodawstwem unijnym, wystartowali niedawno nasi parlamentarzyści, a ściślej rzecz ujmując, posłowie – członkowie sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. Pod ich baczne legislacyjne oko trafił bowiem projekt ustawy o odpadach, który ma dokonać transpozycji ramowej dyrektywy o odpadach. Powołano zatem specjalną podkomisję ds. tego projektu, a na jej czele stanął poseł Tadeusz Arkit.
I choć start w tym pościgu wydaje się odrobinę spóźniony (wszak przepisy znowelizowanej ramowej dyrektywy o odpadach mieliśmy przyjąć bodaj do grudnia 2010 r. – kto by tam jeszcze pamiętał takie szczegóły?), to należy żywić nadzieję, że efekt prac będzie podobny do sukcesu, jaki – wbrew pesymistycznym utyskiwaniom i wieszczeniom, iż impreza z racji naszych zapóźnień inwestycyjnych zakończy się klapą – udało się nam, Polakom, osiągnąć podczas EURO 2012 (dla mniej zorientowanych dodam, iż bynajmniej, niestety, nie chodzi tu o grę naszej reprezentacji).
Póki co jednak trzeba pamiętać, że ustawa o odpadach, to niejedyny akt prawny, który zostanie zmieniony. Trwają bowiem prace nad całym pakietem ustaw „okołoodpadowych”. Prędzej czy później (raczej to drugie) przyjdzie nam też zmierzyć się z ustawą antyodorową, zdecydować wreszcie o ostatecznym kształcie ustawy o odnawialnych źródłach energii, a w kolejce oczekuje już Prawo wodne, nad którego zmianą trwają intensywne prace. Można by tak wymieniać, ale po co? Przecież w końcu „nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go”. A zatem pozostaje życzyć nieopłaconej niewydolnością układu oddechowego, a tym bardziej zawałem serca, gonitwy za zmieniającym się prawem.
Piotr Strzyżyński
z-ca redaktor naczelnej