Okres wakacyjny to czas, kiedy często wyjeżdżamy w celu znalezienia wytchnienia i oderwania się od codziennych obowiązków i kłopotów. Jednak dla „śmieciarzy” musi to być szczególnie trudne, zwłaszcza, gdy chcą wypoczywać w kraju. Można spytać: dlaczego? Jednak pytanie to będzie właściwe raczej młodym branżystom. Ci nieco starsi, którzy trochę po Polsce podróżują i w odpadach „siedzą po uszy”, od razu stwierdzą, iż wędrując – przez skądinąd – piękne, polskie krainy, nie sposób zapomnieć o śmieciach. I nie chodzi tylko o dzikie wysypiska, które lokalne społeczności oraz co bardziej „zaradne” firmy, odbierające odpady od mieszkańców, utworzyły w miejscach dawnych żwirowni czy po prostu w lasach, lecz o pojedyncze odpady, które można spotkać przy szlakach czy nawet w pobliżu – niesamowitych wręcz – atrakcji turystycznych.

Widok takich porzuconych odpadów rodzi bowiem wiele pytań i wątpliwości, ale pierwsze z nich jest chyba najważniejsze, a brzmi: czemu? Czemu tak jest, że to tu, to tam przy szlaku znaleźć można porzucone odpady opakowaniowe (o śladach zaspokajania potrzeb fizjologicznych nie wspominając)? Co jest tego przyczyną i gdzie tkwi źródło takich nagannych zachowań jak porzucanie własnych śmieci?
Pierwsza, nasuwająca się odpowiedź jest wynikiem prostej obserwacji – bardzo często przy szlakach nie ma koszy na odpady albo jest ich zbyt mało. Jednak czy to jest główna przyczyna? Czy tylko brak pojemników do gromadzenia odpadów jest winien temu, że pod jednym z najciekawszych zamków na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej znaleźć można ślady dobrej, co nieco zakrapianej, zabawy? Śmiem wątpić…
To chyba głównie brak świadomości, a zatem także edukacji – i to nie tylko tej przyrodniczej, lecz także tej zahaczającej o zasady współżycia społecznego, nazywanych „dobrym wychowaniem”. Nikt przecież nie powinien mieć nikomu za złe, że dobrze się bawił, ale dlaczego wszyscy chcący podziwiać piękno naszego kraju muszą cierpieć z powodu dyskomfortu spowodowanego nieestetycznym zjawiskiem – porzuconymi butelkami po piwie, plastikowymi naczyniami itp.? Czy tak trudno zabrać dwie siatki śmieci – bo tyle akurat było pozostawione pod owym zamkiem – ze sobą i wyrzucić je we właściwym miejscu? Odpowiedź jest przecząca: to nie jest trudne. Problem jednak pozostaje po stronie dobrej edukacji, w której zostanie uwzględnione także poszanowanie dla wspólnej przestrzeni publicznej i dla pozostałych jej użytkowników.
Przy okazji edukacji „odpadowej”, którą będą miały obowiązek prowadzić teraz samorządy, można by zatem pomyśleć o bardziej planowych (nie akcyjnych!) działaniach, w ramach których obok nauki, jak postępować z odpadami (jak je segregować), nacisk zostałby położony także na potrzebę ochrony poszczególnych elementów środowiska przyrodniczego oraz na poszanowanie dla przestrzeni publicznej. A program takiej zakrojonej na szeroką skalę edukacji powinien obejmować nie tylko dzieci i młodzież, ale także dorosłych.
Może gdy uświadomimy sobie, że to, co zwykle jest u nas traktowane jako bezpańskie, ma jednak swojego właściciela (którym jesteśmy my wszyscy), „odpadowcy” będą mogli wypoczywać w Polsce z tęsknotą za widokiem odpadów…?
 
Piotr Strzyżyński
z-ca redaktor naczelnej