Od redaktora
Czeka nas bez wątpienia druga rewolucja śmieciowa. Tyle że tym razem muszą ją wziąć na siebie już nie tyle gminy, co ich mieszkańcy.
Ilekroć uczestniczę w konferencjach czy seminariach dotyczących gospodarki odpadami, dochodzę do wniosku, że branża ta wpadła w pewną pułapkę. Mimo donośnego nawoływania do selektywnej zbiórki i innych prób aktywizacji mieszkańców do segregowania tego, co wrzucają do kosza, wciąż mam wrażenie, że gdzieś u podstaw popełniany jest błąd. Taki z pozoru mały, malutki, maciupki. No bo ileż może znaczyć jedno słowo? ODPAD, bo o tym słowie mowa ? brzmi dumnie, od razu wiadomo, że to ważna sprawa. Frazy typu gospodarka odpadami, system gospodarki odpadami, selektywna zbiórka odpadów tylko w tym człowieka utwierdzają. I zarazem? skutecznie od tematu separują. W końcu co jeden czy drugi Kowalski ma do gospodarki, systemu i Bóg wie jeszcze jakich Bardzo Ważnych Rzeczy Dotyczących Gospodarki Odpadami. On przecież tylko wyrzuca śmieci!
W gospodarce odpadami jesteśmy w przededniu drugiej rewolucji. Wyzwania gospodarki cyrkulacyjnej zmuszą nas do zupełnie nowego otwarcia. Urzędnicy i przedsiębiorcy martwią się już (i słusznie), jak sobie z tym wszystkim poradzić, ale wciąż operują na poziomie gminy, zakładu przetwarzania odpadów czy rynku surowców wtórnych. A nie śmietnika. I celowo piszę śmietnika, a nie pojemnika na odpady. Bo Kowalski przecież chodzi ze śmieciami do śmietnika!
Jeśli więc ma dojść do drugie...