Od redaktora
Piotr Strzyżyński
Z-ca redaktora naczelnego
Gdyby zapytać przeciętnego Polaka, z czym kojarzy mu się potop, zapewne pierwsze przyszłyby mu do głowy wydarzenia opisane w Biblii. Znaczna część społeczeństwa wspomniałaby też niewątpliwie o potopie szwedzkim. Co niektórzy pomyśleliby może o maksymie wyznawanej przez niejedną osobę zajmującą wysokie stanowisko – „po nas choćby potop”. Raczej niewielu skojarzy to z gospodarką odpadami, a właściwie z jej brakiem.
W czym rzecz? Chodzi o proceder, o którym wspomniał Roman Kamiński na łamach „Trybuny” z 17 czerwca br., czyli o przewóz odpadów przez granicę, a konkretnie przez Odrę. Kierunek ich transportu nietrudno odgadnąć. Niemcy, widząc w tym prostą metodę oszczędzania (a z gospodarności przecież słyną), zlecają polskim firmom nie tylko wykonawstwo robót remontowo-budowlanych, ale także wywóz odpadów. Powstają już ponoć działające na dziko i specjalizujące się w tym procederze „firmy”. Tak więc niemiecki gruz, zużyty sprzęt AGD i stara odzież coraz częściej trafiają na dzikie wysypiska w naszym kraju. I być może porównanie tego procederu z potopem jest zbyt daleko posunięte, ale z reakcji polskich służb ochrony środowiska opisanych we wspomnianym artykule wynika, że czarny scenariusz wcale nie jest nierealny. Póki co, musimy chyba liczyć na to, że kontrolę nad problemem przejmą służby niemieckie (słynące z kolei ze skrupulatności). Pożyjemy, zobaczymy.
Na marginesie tej sprawy rodzi się pytanie, jak wywożący na dziko odpady z Niemiec kalkują koszty transportu. Kwestia kosztów gospodarowania odpadami jest zresztą nader ciekawa. Jak twierdzi Marian Walny w artykule pt. „Kto na tym interesie najlepiej zarabia?”, opłaty pobierane przez przewoźników mogłyby być o 36% niższe. Autor twierdzi też, że w ramach tych samych opłat możliwe jest przesunięcie części wpływów na pokrycie kosztów ponoszonych dotąd przez samorządy.
Wiele doświadczeń i spostrzeżeń, związanych nie tylko z kosztami w gospodarce odpadami, mają na pewno osoby ubiegające się o tytuł Dyrektora Roku 2003 Zakładu Oczyszczania Miasta. W bieżącym wydaniu prezentujemy pierwszych trzech spośród sześciu nominowanych do tego zaszczytnego tytułu. Czekamy też na głosy, które można przesyłać na adres redakcji na specjalnych kartach dołączonych do wydania.
Z-ca redaktora naczelnego
Gdyby zapytać przeciętnego Polaka, z czym kojarzy mu się potop, zapewne pierwsze przyszłyby mu do głowy wydarzenia opisane w Biblii. Znaczna część społeczeństwa wspomniałaby też niewątpliwie o potopie szwedzkim. Co niektórzy pomyśleliby może o maksymie wyznawanej przez niejedną osobę zajmującą wysokie stanowisko – „po nas choćby potop”. Raczej niewielu skojarzy to z gospodarką odpadami, a właściwie z jej brakiem.
W czym rzecz? Chodzi o proceder, o którym wspomniał Roman Kamiński na łamach „Trybuny” z 17 czerwca br., czyli o przewóz odpadów przez granicę, a konkretnie przez Odrę. Kierunek ich transportu nietrudno odgadnąć. Niemcy, widząc w tym prostą metodę oszczędzania (a z gospodarności przecież słyną), zlecają polskim firmom nie tylko wykonawstwo robót remontowo-budowlanych, ale także wywóz odpadów. Powstają już ponoć działające na dziko i specjalizujące się w tym procederze „firmy”. Tak więc niemiecki gruz, zużyty sprzęt AGD i stara odzież coraz częściej trafiają na dzikie wysypiska w naszym kraju. I być może porównanie tego procederu z potopem jest zbyt daleko posunięte, ale z reakcji polskich służb ochrony środowiska opisanych we wspomnianym artykule wynika, że czarny scenariusz wcale nie jest nierealny. Póki co, musimy chyba liczyć na to, że kontrolę nad problemem przejmą służby niemieckie (słynące z kolei ze skrupulatności). Pożyjemy, zobaczymy.
Na marginesie tej sprawy rodzi się pytanie, jak wywożący na dziko odpady z Niemiec kalkują koszty transportu. Kwestia kosztów gospodarowania odpadami jest zresztą nader ciekawa. Jak twierdzi Marian Walny w artykule pt. „Kto na tym interesie najlepiej zarabia?”, opłaty pobierane przez przewoźników mogłyby być o 36% niższe. Autor twierdzi też, że w ramach tych samych opłat możliwe jest przesunięcie części wpływów na pokrycie kosztów ponoszonych dotąd przez samorządy.
Wiele doświadczeń i spostrzeżeń, związanych nie tylko z kosztami w gospodarce odpadami, mają na pewno osoby ubiegające się o tytuł Dyrektora Roku 2003 Zakładu Oczyszczania Miasta. W bieżącym wydaniu prezentujemy pierwszych trzech spośród sześciu nominowanych do tego zaszczytnego tytułu. Czekamy też na głosy, które można przesyłać na adres redakcji na specjalnych kartach dołączonych do wydania.