Od redaktora
Pieniędzy z Unii na bezpośrednie dopłaty do produkcji rolniczej pewnie nie zobaczymy, przynajmniej nie w takiej kwocie jakbyśmy chcieli. Za to w latach 2004-06 Polska może liczyć nawet na 13 mld euro w ramach funduszy strukturalnych i spójności. Ile z tego będzie można przeznaczyć na wydatki infrastrukturalne w ochronie środowiska, nikt na razie nie jest w stanie nam powiedzieć.
Czy zdołamy wykorzystać w pełni przekazywaną nam pomoc? Doświadczenia ostatnich lat wskazują, że nie za bardzo. Co roku kilka milionów euro przechodzi nam koło nosa. Fakt, iż w ochronie środowiska akurat najmniej. Tyle tylko, że większą „sztuką” będzie dołożyć ze środków krajowych blisko 3 mld euro. Przy obecnej mizerii budżetu centralnego może być to warunek nie do spełnienia. Rząd zapowiada korzystanie z kredytów (które trzeba będzie spłacić), budżetów gminnych (przeznaczanych w coraz mniejszym stopniu na inwestycje) oraz kapitału prywatnego (a kapitalistów trzeba będzie do tego namówić, a nie zmusić). Państwo, zadłużać się może tylko do pewnego ściśle określonego poziomu, gminy podobnie. Poza oczekiwaniem na wzrost gospodarczym pozostaje tylko ciąć wydatki i oszczędzać, a pro socjalny program rządu trudno przy tym realizować.
Problemem o innym wymiarze jest, jak to mówią eurofachowcy: zdolność do zarządzania pomocą. By pieniądze dostać, trzeba wniosek dobrze napisać, a wcześniej go złożyć. Następnie, sprawnie, zgodnie z unijnymi procedurami tą pomocą zarządzać, sprawozdanie i rozliczenie realizacji projektu napisać poprawnie i na czas wysłać do Brukseli. O tym jak daleko nam wszystkim do średniego (a może i niskiego) poziomu europejskiego można było przekonać się na szkoleniu zorganizowanym w ostatnich dniach stycznia w Warszawie. Urzędnicy, głównie wojewódzcy, uczyli się jak w przyszłości występować z wnioskami o unijną pomoc, a następnie nią zarządzać. To spotkanie, tak jak pierwsza jaskółka, wiosny jeszcze nie czyni. Większość urzędników nie wie lub nie zdaje sobie sprawy jaki ogrom pracy czeka nas w związku z akcesją do Unii. Ocenia się, że wydolność administracji publicznej w tym zakresie może być jedną z głównych przyczyn naszych kłopotów we wdrażaniu unijnych standardów min. w ochronie środowiska.
Jak im w tym pomóc nie bardzo wie, lub nie chce powiedzieć centrala w Warszawie. Z dotychczasowych zapowiedzi wynika, że w najbliższych latach ma wzrosnąć pięciokrotnie liczba urzędników zajmujących się unijną pomocą, nawet kosztem przesunięć wewnątrz resortów. Jednak rzecz nie w ilości, ale w jakości.
Jak pokazuje doświadczenie krajów członkowskich z unijnej pomocy korzystają głównie ci, którzy z tej pomocy korzystać chcą, ale przede wszystkim potrafią. Oby nam się chciało i udało.
Tomasz Szymkowiak
Zastępca redaktora naczelnego
Czy zdołamy wykorzystać w pełni przekazywaną nam pomoc? Doświadczenia ostatnich lat wskazują, że nie za bardzo. Co roku kilka milionów euro przechodzi nam koło nosa. Fakt, iż w ochronie środowiska akurat najmniej. Tyle tylko, że większą „sztuką” będzie dołożyć ze środków krajowych blisko 3 mld euro. Przy obecnej mizerii budżetu centralnego może być to warunek nie do spełnienia. Rząd zapowiada korzystanie z kredytów (które trzeba będzie spłacić), budżetów gminnych (przeznaczanych w coraz mniejszym stopniu na inwestycje) oraz kapitału prywatnego (a kapitalistów trzeba będzie do tego namówić, a nie zmusić). Państwo, zadłużać się może tylko do pewnego ściśle określonego poziomu, gminy podobnie. Poza oczekiwaniem na wzrost gospodarczym pozostaje tylko ciąć wydatki i oszczędzać, a pro socjalny program rządu trudno przy tym realizować.
Problemem o innym wymiarze jest, jak to mówią eurofachowcy: zdolność do zarządzania pomocą. By pieniądze dostać, trzeba wniosek dobrze napisać, a wcześniej go złożyć. Następnie, sprawnie, zgodnie z unijnymi procedurami tą pomocą zarządzać, sprawozdanie i rozliczenie realizacji projektu napisać poprawnie i na czas wysłać do Brukseli. O tym jak daleko nam wszystkim do średniego (a może i niskiego) poziomu europejskiego można było przekonać się na szkoleniu zorganizowanym w ostatnich dniach stycznia w Warszawie. Urzędnicy, głównie wojewódzcy, uczyli się jak w przyszłości występować z wnioskami o unijną pomoc, a następnie nią zarządzać. To spotkanie, tak jak pierwsza jaskółka, wiosny jeszcze nie czyni. Większość urzędników nie wie lub nie zdaje sobie sprawy jaki ogrom pracy czeka nas w związku z akcesją do Unii. Ocenia się, że wydolność administracji publicznej w tym zakresie może być jedną z głównych przyczyn naszych kłopotów we wdrażaniu unijnych standardów min. w ochronie środowiska.
Jak im w tym pomóc nie bardzo wie, lub nie chce powiedzieć centrala w Warszawie. Z dotychczasowych zapowiedzi wynika, że w najbliższych latach ma wzrosnąć pięciokrotnie liczba urzędników zajmujących się unijną pomocą, nawet kosztem przesunięć wewnątrz resortów. Jednak rzecz nie w ilości, ale w jakości.
Jak pokazuje doświadczenie krajów członkowskich z unijnej pomocy korzystają głównie ci, którzy z tej pomocy korzystać chcą, ale przede wszystkim potrafią. Oby nam się chciało i udało.
Tomasz Szymkowiak
Zastępca redaktora naczelnego