Ludwik Węgrzyn
prezes Związku Powiatów Polskich
starosta bocheński

Tradycja i przysłowia to mądrości ludu wiejskiego, na szczęście nadal kultywowane i zachowywane na polskiej wsi. Nie tak dawno jeszcze z tej tradycji, a zwłaszcza z obrządków dożynkowych i towarzyszącego im folkloru, kpiono sobie na całego, szczególnie za panowania w Ministerstwie Kultury pewnego „zacnego” ministra, który chciał promować folklor i strażackie orkiestry dęte, a nie potrafił określić, kiedy żył znany malarz. Przodowała w tej krytyce Telewizja Polska, która nomen omen winna promować polską tradycję i kulturę.
Jeżeli chodzi o obchodzenie tradycyjnych dożynek, ten rok na szczęście nie odbiega od poprzednich, chociaż można doszukać się pewnych modyfikacji. To już drugie żniwa od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej, można więc pokusić się o wstępną ocenę jego skutków. Ocena bieżących plonów od wieków dokonywana jest właśnie podczas uroczystości żniwnych i stanowi podstawowy element dożynek. Dotyczy ona nie tylko plonów zbóż, ale także innych płodów rolnych i produktów, np. produkcji zwierzęcej czy też przetwórstwa rolnospożywczego.
Może ktoś zapytać, dlaczego na łamach typowo branżowego czasopisma piszę na temat rolnictwa i jego problemów. Otóż na wsi żyje ok. 60% społeczeństwa, a z pracy rolniczej utrzymuje się blisko 40% mieszkańców naszego kraju. Gdyby do tych wskaźników dodać grupę ludzi pracujących na rzecz rolnictwa, np. produkujących maszyny rolnicze czy nawozy sztuczne, to robi się z tego pokaźna rzesza ludzi. W porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej zapewne jest to wskaźnik o wiele za wysoki. Niestety, zmniejszając liczbę zatrudnionych w tym sektorze, jednocześnie najprawdopodobniej zasiliłoby się szeregi bezrobotnych i spowodowało zwiększenie wydatków z budżetu państwa na wypłatę zasiłków, a po ich wyczerpaniu – i tak ogromną strefę biedy i ubóstwa.
Czy tak trudne i smutne tematy należy poruszać przy radosnych dożynkach? Myślę, że krótki czas święta nie powinien przesłaniać problemów występujących na polskiej wsi. Na pewno inaczej wygląda wieś małopolska, wielkopolska, pomorska czy podlaska. Jednak mianownik problemów polskiego rolnictwa jest wspólny: to różnica pomiędzy kosztami produkcji rolnej a jej ekonomicznymi wynikami. W moim powiecie (a jest on mocno zindustrializowany) problemy z opłacalnością zaczynają się na wiele tygodni przed żniwami. Ukształtowanie terenu i tradycja wywodząca się z lat 70. minionego stulecia spowodowały dosyć powszechne uprawianie owoców miękkich (truskawek, porzeczek i malin). Produkcja tego właśnie asortymentu okazała się w tym roku (w poprzednich latach także) – jak mówi porzekadło – wpuszczeniem rolników właśnie w maliny. Oferowane ceny skupu przy wysokich wymaganiach jakościowych, wiążących się przede wszystkim z dużym nakładem pracy ręcznej, nie pokrywają nie tylko nakładów na produkcję, ale nawet kosztów samego zbioru owoców.
Całości zagadnienia dopełnia fakt, iż na bocheńszczyźnie jest bardzo dobrze rozwinięta baza przetwórcza – kilka zakładów przetwórstwa i nowoczesna zamrażalnia owoców i warzyw. Nie znam się zbyt dobrze na ekonomice rolnictwa, lecz trudno mi zrozumieć, jak truskawki importowane np. z Chin mogą być tańsze od krajowych. Przecież koszty transportu na tak dużą odległość powinny „z marszu” wyeliminować takiego konkurenta – a tak, niestety, nie jest. Podobnie jest z innymi produktami rolnymi. Wschodnia polityka naszego państwa praktycznie zablokowała eksport żywności na rynki Ukrainy, Rosji czy Białorusi. Zapewne należy bronić suwerenności Polski i pomagać narodom w dążeniu do swobód demokratycznych, ale czy za wszelką cenę? Kosztem zubożenia własnego społeczeństwa?
Podejmuję ten temat także z innego względu: tegoroczne dożynki wyjątkowo upodobali sobie potencjalni parlamentarzyści. Całe „stada” kandydatów na posłów i senatorów przemieszczają się z wioski do wioski i „z troską pochylają się nad ciężką pracą polskiego rolnika”, rzadziej albo wcale nie podejmując tematów zasadniczych dla producentów, bo chłopu powinna wystarczyć satysfakcja, że plony zebrał. Komu i za ile te plony ma sprzedać, jest raczej tematem tabu. Na szczęście zacofany, nierozumiejący zagadnień ekonomicznych rolnik jest przemijającym elementem polskiej wsi. Wykształcenie, coraz bardziej powszechny dostęp do Internetu dają rolnikom wiedzę i poczucie własnej wartości. Wrodzona „chłopska mądrość” oraz wiedza pozwoli im oddzielać ziarna prawdy od plew taniej, płytkiej demagogii.

Tytuł od redakcji