Jeżeli posiadamy świadomość ekologiczną, to patrzymy przez jej pryzmat na wiele spraw. Czasem dzięki temu np. podczas podróżowania zamieniamy się w ekoturystę, a innym razem w reportera szukającego na każdym kroku śladów ochrony środowiska.

Od maja do końca listopada poprzedniego roku brałam udział w dwuosobowej wyprawie. Było wiele momentów w trakcie tej podróży, kiedy można by nas nazwać ekoturystami. Ekoturystyka to bowiem „forma aktywnego i dogłębnego zwiedzania obszarów o wybitnych walorach przyrodniczych i kulturowych, strzegąca harmonii ekosystemów przyrodniczych i odrębności kulturowej lokalnych społeczności”1.
Głębszego wymiaru ekologicznego naszej wyprawie nadał fakt, iż przebyliśmy ok. 5,5 tys. km wyłącznie na rowerach. Bicykle dały nam niezależność od innych środków transportu. Dzięki nim mieliśmy wspaniałą szansę na obserwację z bliska otaczającej nas przyrody, ludzi oraz tradycji w takich krajach jak Niemcy, Polska, Czechy, Słowacja, Ukraina, Mołdawia, Gruzja, Azerbejdżan oraz Turcja. Zapachy, dźwięki przyrody i soczyste kolory – m.in. to daje podróżowanie rowerem.
 
Ekozawodowe „zboczenie”
Jestem absolwentką studiów na kierunku ochrona środowiska, pracowałam też jako redaktor w czasopismach branżowych dotyczących ochrony środowiska. Te dwa czynniki spowodowały, iż wyruszyłam na wyprawę z „ekologicznym zboczeniem” i na rowerowej ramie zwracałam uwagę na dzikie wysypiska odpadów, pojemniki na śmieci, błąkające się zwierzęta, dymiące kominy fabryczne czy zanieczyszczone zbiorniki wodne. W miejscach, które przemierzaliśmy, z obsesją maniaka szukałam również oczyszczalni ścieków, składowisk odpadów czy też instalacji produkujących energię w oparciu o źródła odnawialne. Starałam się też wypatrzyć ślady edukacji ekologicznej oraz wybadać, jaki poziom świadomości w zakresie ochrony środowiska mają napotkane przez nas osoby. Na szczęście, to zamiłowanie „ochroniarsko-środowiskowe” nie przyćmiło mi pięknych przyrodniczych krajobrazów ani chęci poznawania nieznanych dla mnie tradycji oraz kultur.
 
Od „wichrowych wzgórz” do „energetycznych pustyń”
Zwiedzanie z perspektywy rowerowej rozpoczęło się od naszego zachodniego sąsiada. Trasa biegła z Poczdamu do Drezna, a następnie w kierunku Görlitz. Momentami w krajobrazie widać było „wichrowe wzgórza”, a to za sprawą wielu elektrowni wiatrowych. Nie zawsze jednak taki „wiatrakowy las” dobrze komponował się z otoczeniem. Widać też, że nasi zachodni sąsiedzi dużo inwestują nie tylko w „wiatr”, ale też w „słońce”. Dowodem na to są całe dachy pokryte panelami słonecznymi (fot. 1).
Kolejnym dłuższym przystankiem podróży, po szybkim przejechaniu przez Polskę, były Czechy i Słowacja. Pierwszy wymieniony kraj nie dał się poznać bliżej pod względem energetycznym. Jednak Słowacja zaprezentowała się jako „kraina elektrowni wodnych” (fot. 2). W państwie tym właśnie hydroenergetyka ma największy udział mocy zainstalowanej2.
Ponowny wjazd do Polski został z kolei urozmaicony zwiedzaniem m.in. elektrowni wodnej Solina na Sanie. W trakcie zapoznawania się z tą atrakcją turystyczną znaleźliśmy się m.in. pięć metrów poniżej poziomu dna Jeziora Solińskiego.
I to na Polsce właśnie zakończyły się standardy europejskie. Dalej podróż biegła po Ukrainie. W tym państwie zdarzyć się może właściwie wszystko. Przykładowo, podczas pobytu we Lwowie na własnej skórze doświadczyliśmy braku prądu. Takie przerwy w jego dostawach czy też bieżącej wody nie są tam niczym nadzwyczajnym. Bardzo intensywnie wypatrywaliśmy też śladów OZE. Niestety, zbyt wielu owoców tych obserwacji nie było. Jedynym miejscem, gdzie dzieje się coś w tym kierunku, jest Krym, który jednak przez miejscowych nie jest uważany za część Ukrainy. Tutaj, o dziwo, można spotkać farmy wiatrowe, a nawet instalacje z panelami słonecznymi. Ponadto czasem w hotelu może przywitać nas informacja nad gniazdkiem elektrycznym: „Ekonomicznie korzystajcie z energii”. Summa summarum widać na Ukrainie bardzo delikatny powiew OZE oraz początki wdrażania idei oszczędzania energii.
„Pustynia energetyczna” – tak można nazwać Mołdawię. Niestety, w tym państwie w zakresie jakiejkolwiek gałęzi gospodarki dzieje się bardzo niewiele. Śladem OZE w tym kraju był zbudowany metodą chałupniczą wiatrak na jednym z podwórek, które mijaliśmy na trasie. Kto wie, może to prekursor OZE w Mołdawii? Jednak widok ten nie napawa optymizmem.
Pozostając w temacie energii, trzeba powiedzieć, iż w tym zakresie pozytywne zmiany zachodzą w Gruzji. Można tam spotkać dość nowoczesne podejście do spraw energetyki odnawialnej. I tak np. na jednym z tamtejszych terenów pustynnych znajduje się klasztor żeński. Niewiarygodne, ale jego mieszkanki pomyślały o zainstalowaniu na wieży paneli słonecznych (fot. 3). Ekologia i duchowość w jednym – to jest innowacyjne podejście!
Azerbejdżan, kolejny punkt naszej wyprawy, to intrygujące państwo. W Baku, jego stolicy, jedno z konwencjonalnych źródeł energii nie daje o sobie zapomnieć. Jest to ropa naftowa. Do jej wydobycia w tym mieście znacząco przyczynili się również Polacy: Witold Leon Julian Zglenicki i Paweł Potocki. Trudno opisać tę całą „antyekologiczną” atmosferę stolicy Azerbejdżanu, gdzie zapach zabijanych tuż przy drodze zwierząt miesza się z odorem spalin i ropy. Niestety, nikt nie kwapi się, aby tej „naftowej ekokatastrofie” rzeczywiście przeciwdziałać. To, co oku niemiłe, zostaje zabudowane wysokim na ok. 3,5 m murem – i problem z głowy. Tak właśnie wygląda „rekultywacja po azerbejdżańsku” terenów skażonych. W okolicach Baku ziemia jest przesiąknięta ropą, a stare, rozpadające się pompy wiertnicze stanowią „ozdobę” naftowych jezior (fot. 4).
Z innych ciekawostek energetycznych interesujący jest fakt, iż wszystkie kraje byłego ZSRR łączy wspólna cecha krajobrazu. Jest nią system żółtych rur gazociągowych (fot. 5 i 6), które wywijają się niczym węże na powierzchni ziemi, przeplatając się pomiędzy zabudowaniami.
 
Woda – podstawowe dobro
W Polsce, Czechach i na Słowacji sieć wodociągowo-kanalizacyjna jest już niemal standardem. Kiedy jednak opuścimy granice Unii Europejskiej, np. wjeżdżając do Ukrainy, widoczny staje się duży problem z zaopatrzeniem mieszkańców w wodę, o kanalizacji już nie wspominając. Podobnie jest zresztą w Mołdawii, Gruzji i Azerbejdżanie. W tych państwach sieci wodociągowej jest niewiele. W małych miejscowościach mieszkańcy czerpią wodę ze studni, z kolei duże miasta, takie jak Lwów czy Baku, mają w swoim standardzie przerwy w jej dostawie. Na jednym z osiedli w stolicy Azerbejdżanu (na którym mieszkaliśmy) woda bieżąca była dostępna jedynie dwie godziny dziennie! Mogłoby się to wydawać nie do pomyślenia w mieście, które żyje z ropy i kipi przepychem – w centrum. Sytuacja bywa tak katastrofalna, iż niektórzy z uboższych mieszkańców myją się w fontannach, których tu nie brakuje. Bardzo zanieczyszczone są też cieki wodne w okolicach Baku. Przyczyną tego są nieszczelne rurociągi prowadzące ropę.
 
Kolorowe nie musi być piękne
W Niemczech problem gospodarki odpadami od dawna jest opanowany. Stałym widokiem są tam pojemniki na papier, karton i szkło: zielone, białe i brązowe. W tyle nie pozostają też Czesi, którzy na swoich wioskach mają kontenery na odpady organiczne.
Niestety, można odnieść wrażenie, że im dalej na wschód, tym więcej śmieci w krajobrazie. Wszystkie państwa, przez które przejeżdżaliśmy po opuszczeniu granic Unii Europejskiej, były przyozdobione kolorowymi „dywanami” odpadów. Ciekawe jest również, iż Turcja (podróż odbyła się tylko na linii brzegowej Morza Czarnego tego kraju) w wielu miejscach usłana jest śmieciami. Okazuje się, że plaże tureckie nad tym akwenem są bardziej zanieczyszczone aniżeli te, które można spotkać na Ukrainie czy w Gruzji. Trudno ponadto w tych państwach doszukać się pojemników przeznaczonych do selektywnej zbiórki odpadów. Takie przypadki mają miejsce jedynie w dużych miastach.
 
W poszukiwaniu edukacji ekologicznej
Trasa wyprawy biegła przez wiele obszarów cennych przyrodniczo. Takie tereny w Niemczech, Polsce, Czechach i na Słowacji zazwyczaj były dobrze oznaczone i opisane. Jednak im dalej na wschód, tym mniej profesjonalnych tablic informacyjnych. Jeżeli już przy drodze znajdował się szyld, to nawiązywał on bardziej do sowieckiej estetyki aniżeli do nowoczesnej formy edukacji ekologicznej. Wyjątek stanowi Gruzja, gdzie podczas wspinaczki na górę Kazbek można nie tylko podziwiać piękny krajobraz, ale też poczytać o tym, jakie czynniki go ukształtowały oraz jacy przedstawiciele flory i fauny zamieszkują ten teren (fot. 7).
Elementy bardziej zaawansowanej edukacji ekologicznej widać czasem na Ukrainie na ulicach dużych miast, takich jak Odessa czy Symferopol. Tutejsza kampania plakatowa pod hasłem „Jesteś niebezpiecznie wyposażony” informuje m.in. o tym, iż „Niezakręcony kran powoduje marnotrawstwo 11 ton wody rocznie” czy też że „Globalne ocieplenie powoduje śmierć 40 tys. ludzi na rok” (fot. 8). Ponadto plakaty z owej kampanii uświadamiają skutki nadmiernego ruchu samochodowego, przywołując fakt, iż „Szkodliwe spaliny samochodowe powodują śmierć 3 mln ludzi rocznie”. Zrozumienie przesłania tego ekologicznego przedsięwzięcia wymaga jednak od obywateli pewnego już wykształconego poziomu edukacji z zakresu ochrony środowiska, której na Ukrainie wśród mieszkańców nie widać. Przykładem niech będzie wyrzucanie śmieci, gdzie popadnie, czy też rozbijanie kempingów na obszarach chronionych Krymu. Taka akcja plakatowa prawdopodobnie dałaby większe pozytywne rezultaty w krajach UE, gdyż zwraca ona uwagę na pewne rodzaje problemów, które już są znane albo których jesteśmy w pewnym stopniu świadomi. Na Ukrainie nie przyniesie ona raczej wymiernych efektów.
Nasz wschodni sąsiad – Ukraina – zaczyna widzieć konieczność oszczędzania energii, co przejawia się m.in. obecnością plakatów namawiających do używania żarówek energooszczędnych, na których widnieje hasło: „Używaj mądrze energii!”.
Inny kraj byłego ZSRR – Mołdawia – w zakresie edukacji ekologicznej robi niewiele. Trudno tu spotkać ślady działań z zakresu ochrony środowiska. Z kolei Azerbejdżan pod względem edukacji przyrodniczo-ekologicznej jest bardziej interesujący, szczególnie w części południowej, gdzie mieści się kilka parków narodowych. Niestety, tych terenów nie mieliśmy okazji zwiedzić.
 
Ekowrażenia
Podróże kształcą i to nie ulega wątpliwości. Masa doświadczeń i wrażeń, które uzbieraliśmy podczas półrocznej wyprawy dała nam możliwość spojrzenia na wiele spraw z innej perspektywy. Dotyczy to, oczywiście, również ochrony środowiska. Staraliśmy się podróżować tak, aby jak najmniej obciążać środowisko – i to nam się w dużym stopniu udało. Mieliśmy też szansę doświadczyć tego, że w Polsce „ekologia” w porównaniu z innymi państwami zaliczającymi się do Europy Wschodniej ma się nawet nieźle. Trzeba też podkreślić, iż nie wszystkie kraje, w których byliśmy podczas wyprawy rowerowej, udało nam się skrupulatnie zwiedzić i to może powodować zniekształcony ich obraz. Jedno jest jednak pewne: podróżowanie rowerem umożliwia zwiedzanie terenów w bardzo wartościowy sposób. I do tego czytelników gorąco namawiam.
 
Agata Szymańska
 
Źródła
1. www.ekoportal.gov.pl.
2. http://www.cire.pl/pliki/2/re_slowacka.pdf. „Rynek energii: Słowacja. Wojciech Kwinta. Polska Energia” – nr 10/2010.