Tym razem kilka słów o ludziach którzy w firmie stanowią szare myszki. Ci co to przepraszają że żyją i niezbyt wyobrażają sobie inną pracę. Ale nie tylko o nich. Również o tych co to gryząc ziemię doszli do czegoś. Ale żeby nie było zbyt różowo to dodamy jeszcze do kompletu tych co to są na stanowiskach i cierpią na chroniczny „tumiwisizm”. No to zaczynajmy.

Szare myszki
Pierwsza kategoria to ludzie często niedoceniani, zapomniani, Ale też są to ludzie, którzy często na swoje własne życzenie schowali się w mysią dziurę i oczekują, że to świat dostosuje się do nich. Wiem, że ludzie rozsądni dostosowują się do świata, a ludzie nierozsądni próbują dostosować świat do siebie i stąd cały postęp ludzkości bierze się od ludzi nierozsądnych. Rzecz jednak w tym, że nie od wszystkich. Nie można oczekiwać, pomimo że jest się dobrym fachowcem, że wszyscy będą przede mną codziennie przyklękać i głosić hymny pochwalne jaki to ja jestem zdolny, dobry pracowity i niedoceniany. W porządku pewnie jesteś, ale co z tego na dzisiaj wynika? Jeśli tak uważasz to otwórz swoją skorupkę, schowaj na chwilkę swoją dumę do kieszeni, idź do szefa i powiedz co się tobie nie podoba. A może jednak nie masz racji? Może po prostu jesteś trudnym przypadkiem i nikt nie chce z tobą współpracować a szef staje na rzęsach i klaszcze uszami żeby uciszać kolejne wywoływane przez ciebie konflikty? Nie ma się co zbytnio przejmować wszystkimi dookoła i sobą samym również. Trzeba spróbować stanąć z boku, spojrzeć na siebie i zadać sobie jedno pytanie: a może to wszyscy on mają rację i ich świat jest bardziej przyjazny również dla mnie?

Cierpiący na„tumiwisizm”
Druga kategoria to jednak niech będzie ten typek z wszczepionym „tumiwisizmem”. Otóż nasz wspaniały kolega uważa, że Ziemia kręci się wokół niego. A jeśli się nie kręci to przynajmniej powinna. A że jest taki mądry i ważny to wszyscy będą robili wszystko żeby Ziemia zaczęła w końcu kręcić się we właściwą stronę. Cóż, przeświadczenie o własnej wielkości, nie jest do końca takie złe, gorzej gdy do tego dochodzi tumiwisizm. Nie pamiętam który z Amerykanów powiedział „Czasami trudno być skromnym gdy się jest wielkim”, ale najpierw trzeba tym wielkim zostać. Jeśli na „tumiwisizm” cierpi szeregowy pracownik to pół biedy. Jeśli jednak cierpi na to kierownik lub nie daj Boże dyrektor to mamy niezły pasztet. Wszyscy jego podwładni zaczynają być przekonani (no może jednak nie wszyscy) że powolutku z dnia na dzień stają się pępkiem świata. No a skoro są pępkiem świata to im się należy. Należy się rzecz jasna wszystko to co uważają za słuszne dla siebie bo przecież skoro się jest najważniejszym to …. I tak dalej i tak dalej. Ta dziwna postawa ma też swoje poboczne skutki w postaci dezawuowania pracy wszystkich dookoła i wrodzonej niechęci zapoznawania się z tym co robią inni. Takie tworzenie kokonu, firmy w firmie jest w końcu szkodliwe dla wszystkich a najbardziej dla podwładnych Jego Wysokości. To oni właśnie na końcu historii spadają z piedestału niezbyt wiedząc dlaczego spadli i o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. A chodzi właściwie tylko o jedno, żeby poznać sens i właściwe miejsce własnej pracy. Jeden z moich przyjaciół mówił mi że prezes przychodzi do pracy po to żeby służyć. Wiem, że to już kiedyś pisałem ale jest to na tyle mądra myśl, że lubię ją powtarzać. Im niżej w hierarchii tym mniej trzeba służyć. Pracownik na samym dole już nikomu nie musi służy bo wystarcza tylko że dobrze wykonuje swoją pracę. Jeśli zaś prezes zamienia się w Jego Wysokość to dla firmy jest to już klęska. I nic nie zmienia sytuacji że jest mądry i inteligentny i ma jeszcze kilka innych wspaniałych zalet, bo jeśli nie wie po co przychodzi do firmy to oznacza że nie wie co ma w niej robić. A to już jest wstęp do tragedii.

Młode wilki i tygryski
Ale żeby nie było zbyt ponuro bo przecież w końcu mamy wiosnę to przejdźmy do ostatniego, ale za to jakże miłego, wesołego i optymistycznego egzemplarza. Szanowne Panie, Szanowni panowie oto …. Młode Wilki.
No może jeszcze nie wilki a raczej wilczki. Często przychodzą pojedynczo a nie stadami. Wówczas to są tygryski. Mają około 30 lat i im się chce. Są ciekawi świata i nic im nie jest za trudno. Czasami jak prawdziwe małe kotki są zabawne w swej nieporadności, ale z czasem się nauczą jak polować w naszym buszu. Gorzej gdy stary tygrys w którego są stadzie boi się umiejętności tygryska. Nasi (pewnie raczej powinienem pisać „moi”) młodsi koledzy w pracy pokazują wielu z nas jak i co można zrobić. Jak bardzo może w sposób sensowny fermentować mózg. Są to ludzie którzy do tej pory nie mieli nic wspólnego z branżą (ja swoją drogą też nie, ale przez to nie należy rozumieć że jestem taki dobry jak tygryski), czasami nawet pochodzą z dalekiej prowincji (nie lubię tego słowa bo każda zapadła nawet wioska jest centrum świata dla kogoś kto się tam urodził), zagryźli swego czasu wargi i pokazali wszystkim dookoła że potrafią. Że nie potrzebują niczyich znajomości, żadnego poparcia, żadnych pleców udowadniają każdego dnia. Są po prostu dobrzy, a obowiązkiem ich szefa jest to zobaczyć, docenić, a jeśli trzeba to nawet usunąć się w cień robiąc miejsce tym którzy chcą i potrafią. Jeśli ich nie zauważymy to zaklną po cichu i pójdą dalej zostawiając naszą dolinę wodociągową w letargu, ciszy i poczuciu ciepełka które ogrzewa nas codziennie błogim stanem samozadowolenia. Był kiedyś taki program telewizyjny (nadawany wieczorem) w którym Jan Kobuszewski po jakimś czasie pukał w ekran telewizora mówiąc: Telewidzu obudź się”. Dzisiaj dobrze jest sparafrazować to powiedzenie na nasza branżę.
Na koniec tego wywodu dwa moje osobiste doświadczenia. Wiele lat temu byłem na obozie we wsi Radomno (Olsztyn, Iława – te okolice). Przepraszając mieszkańców tej wioski można spokojnie stwierdzić, że metropolia to nie jest. Nie przeszkodziło to mi jednak spotkać tam ciekawych ludzi a wśród nich człowieka dobrze wykształconego który na wakacje przyjechał do swojej rodzinnej wioski. Wyleczył mnie wówczas ze wszystkich stereotypów mieszkańca wsi z dala od większej miejscowości. Do dzisiaj przed nim chylę czoło co do jego wiedzy a kłaniam się przed nim pamiętając skąd wyszedł i kim jest dzisiaj. Że wszystko zdobył swoją ciężką pracą, uporem i konsekwencją.
Uczestniczyłem niedawno w szkoleniu na które pojechaliśmy w zupełnie innym celu niż ten do którego doszliśmy. Na początku byłem zły na siebie że do tego dopuściłem, lecz w końcu stało się to przecież za cichą milczącą zgodą nas wszystkich. Szkolenie, które doprowadziło do wstrzymania wielu prac, dało chwilę zastanowienia. Chwilę, która może zaoszczędzić dużo czasu i pieniędzy. Daliśmy sobie szansę, która nam się należy. Tak samo ta szansa należy się tym którzy chcą zrobić „to coś”. Młodym tygryskom.