Biorąc pod uwagę poważny kryzys zaufania do władzy publicznej, każde działanie, które może spowodować czytelność relacji władza – obywatel, jest niezbędne”. Tak burmistrz jednego z miasteczek tłumaczy decyzję przystąpienia do akcji „Przejrzysta Polska”. Stwierdzenie trudne do zakwestionowania i nie mam zamiaru z nim dyskutować.
Uderzyło mnie za to coś zupełnie innego, a mianowicie „zadęcie”, z jakim ogłoszono początek tej akcji. Baloniki, transparenty, każdy ze szczytnym, ze wszech stron słusznym hasłem, jacyś ludzie na szczudłach… i awangarda uczciwych. 16 gmin, które będą innym dawać wzór do naśladowania, świecić przykładem i wytyczać kierunek marszu ku powszechnej uczciwości, przejrzystości i czytelności w owych relacjach. Telewizja, prasa, konferencje, gromkie wypowiedzi: „w naszej gminie już od dawna, od zawsze…”, „… a już w mojej kadencji to na pewno”. Poważna twarz burmistrza znamionująca świadomość znaczenia sytuacji i roli, którą mu przyszło odegrać.
Nie chcę niczego kwestionować, nie mam powodu, by w cokolwiek wątpić, ale „odrzuca” mnie ostentacyjność tego rodzaju wystąpień. Głoszenie haseł „jestem uczciwy”, „jestem pobożny”, „jestem…” jest stare jak świat. Nie wiem, czy nie ma ich czasem już na sumeryjskich tabliczkach. Na wszelki wypadek przypominam faryzeusza i celnika. Oto staje przed nami człowiek uczciwy. Można domniemywać, że ci inni, którzy nie stają, już tacy nie są. A co powiedzą ich wyborcy? Co odpowiedzą mediom na pytanie, dlaczego się nie zgłosili? Opozycja czuwa i tylko czeka.
Długo nie trzeba było czekać. Z różnych stron naszego pięknego kraju popłynęły zapytania, czy można się jeszcze zgłosić i ogłosić, że uczciwość, przejrzystość i co tam jeszcze panują niepodzielnie i w naszej gminie. My też!
Organizatorzy akcji oczywiście taką możliwości przewidzieli i liczba „przejrzystych” zaczęła szybko wzrastać. Nie przewidzieli wszakże, możliwego do wyobrażenia, przypadku zgłoszenia się wszystkich gmin. Ciekaw jestem ogromnie, co by się wtedy stało. Mogłoby się mianowicie okazać, że jak Polska długa i szeroka wszystkie gminy, niezależnie od rodzaju, są „cacy”, a cały problem sprowadza się do innych, zwłaszcza tych tak chętnie pokazywanych przez media. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło i procent deklarowanej uczciwości pozostał na umiarkowanym poziomie. To uratowało akcję przed absurdem.
Całość przypomina moje ulubione „dni”. „Dzień osób niepełnosprawnych”, „Dzień opieki nad zwierzętami”, „Wigilia dla bezdomnych”, gdzie koniecznie trzeba się pokazać. „Dni” mijają, sytuacja powraca do normalności, nic się nie stało, życie toczy się dalej. Paru działaczy, proszę o wybaczenie, ma co wpisać w sprawozdanie.
Owych tak bardzo nadszarpniętych relacji nie da się w ten sposób naprawić. Na pewno publicznie składane deklaracje nie są w stanie niczego ani zmienić, ani wytłumaczyć podejrzliwym, że to, o czym się mówi w konkretnym, mniej lub bardziej znanym im przypadku, nie ma i nie miało miejsca.
Przypomniało mi się, z zachowaniem wszelkich proporcji, iż coś takiego już w historii było. W czasie Rewolucji Francuskiej adwokat z Arras, niejaki Maksymilian de Robespierre, zwany Nieprzekupnym, przy użyciu wynalazku Józefa Ignacego Guillotin zwyciężył skorumpowanych żyrondystów i 2 czerwca 1793 r. doszedł do władzy, deklarując powszechną uczciwość i przejrzystość państwa. 23 lipca następnego roku został przez swoich zwolenników zgilotynowany. Może więc z tymi deklaracjami trzeba jednak uważać?
Korzystając z okazji, niezależnie od małej świąteczności tematu, chciałbym Czytelnikom złożyć szczere życzenia Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.

Wojciech Sz. Kaczmarek

Tytuł od redakcji