Kłopoty z cnotą, czyli dyrektywa 94/62
Kłopoty z cnotą to jeden z ulubionych tematów filmowych wszystkich wytwórni świata od Hollywood do Bollywood. Także polskiej kinematografii.
Zainteresowanych tematem odsyłam do pism branży filmowej. A jak to się ma do recyklingu?
 
Grzech pierworodny
Dyrektywa 94/62 była pierwszą z dyrektyw Unii Europejskiej nakładających obowiązek odzysku i recyklingu na określone dobra, w tym przypadku odpady po opakowaniach. Przy jej powstawaniu nie można było oprzeć się na jakichkolwiek doświadczeniach praktycznych, poza oczywiście indywidualnymi doświadczeniami wielu państw tzw. starej Unii (17), z których niektóre posiadały już swoje własne rozwiązania dotyczące przedmiotowych kwestii. I to właśnie legło u podstaw „filozofii” dyrektywy. Największym jednak problemem było to, że te istniejące systemy nie pasowały do siebie, lecz nikt nie chciał ich burzyć. Tym samym dyrektywa stała się zbiorem ogólnych rozwiązań godzących istniejące systemy odzysku w Niemczech, Francji, czy Skandynawii. I dlatego te rozwiązania tak różnią się między sobą do dziś!
Nie to jednak okazało się „grzechem pierworodnym”. Cała dyrektywa jest pomyślana jako sposób na eliminację problemu, czyli rosnącej góry odpadów, której nie można już po prostu jedynie składować, bo składowisk jest ich za mało i są nie wystarczająco duże. Takie podejście oznaczało przyjęcie w dyrektywie „filozofii końca rury”. A więc nie zajmujemy się przyczynami zjawiska, ale zwalczamy jego skutki!
 
Rozwiązanie polityków
Politycy, twórcy dyrektywy zdawali sobie oczywiście sprawę z tej ułomności, dlatego „uszminkowali” dyrektywę gradacją celów: zapobiegaj, ograniczaj, odzyskuj. W praktyce nie ma to jednak żadnego zastosowania. Nie słyszałem o przypadku zapobiegania powstawaniu co rusz to nowych i większych oraz bardziej luksusowych opakowań. Najlepszym przykładem niech będą wyroby firm softwarowych. Aby dostać się do płyty z nagraniem, trzeba „pokonać” z reguły trzy warstwy opakowań! I tak jest prawie w każdej branży. Ilość opakowań na mieszkańca stale rośnie w każdym z krajów, niezależnie od poziomu rozwoju przemysłowego, czy kulturalnego.
Kolejnym bardzo dużym mankamentem dyrektywy stały się jej cele recyklingowe. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na to, że są one bardzo różne dla rozmaitych rodzajów opakowań. Przykładowo dla tych z papieru i szkła to 60% masy opakowań wprowadzanych na rynek, dla metali (stal i aluminium) ustalono 50%, dla opakowań plastikowych 23%, a dla opakowań z surowców naturalnych tylko 15%. Opakowania wielomateriałowe rozliczane są w ramach tej kategorii, której materiał przeważa w masie opakowania. W Polsce cele te mają zostać osiągnięte w 2014 r. (w „starej Unii” w 2008/11).
Podstawowym kryterium przy ustalaniu wspomnianych celów nie było jednak zagrożenie środowiskowe, ale przede wszystkim dotychczasowe osiągnięcia na tym polu kilku państw unijnych i prawdopodobieństwo zrealizowania wyznaczonych pułapów. Trudno tu mówić o jakiejkolwiek polityce stricte „prośrodowiskowej” – zadecydowały wyłącznie względy praktyczne. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że część opakowań (przede wszystkim szklanych, ale i aluminiowych) występuje na rynku wyłącznie jako opakowania jednostkowe. Inne rodzaje opakowań (papierowe, plastikowe) to również opakowania zbiorcze, które są zdecydowanie łatwiejsze do zbierania. Nawiasem mówiąc, to właśnie ono stanowi podstawowy problem recyklingu. Zbieranie u źródła (przez konsumentów) jest najtańsze, wymaga jednak bardzo wysokiej świadomości społecznej podejmowanych działań i dużej dyscypliny w realizacji. Niewiele krajów realizuje zbieranie w ten sposób. Inni, w tym Polska, preferują działania masowe, nastawione raczej na segregację dokonywaną w sortowniach odpadów komunalnych. Tak więc poza garstką sloganów na początku dyrektywy nie zawiera ona żadnych nowych idei.
Co więcej, jej efekty nie zawsze są zgodne z oczekiwaniami! Wysokie wskaźniki recyklingu w niektórych krajach ujawniły nową bardzo niekorzystną sytuację: materiały poddawanie kilkunastokrotnym procesom recyklingu straciły swoje pierwotne parametry w takim stopniu, że nie nadają się do dalszego zastosowania przemysłowego. Mogą być co najwyżej spalane (o ile uda się tego dokonać). Jest to więc zaprzeczenie podstawowych celów recyklingu! System zawiera wewnętrzne niespójności, a więc nie jest systemem, który należy powielać w przyszłości!
Za tą dyrektywą poszły następne (jak chociażby WEEE), zawierające te same założenia, a tym samym powielające stare, podstawowe błędy!
 
Drogi wyjścia
Nie sprawdziło się więc rozwiązanie zaproponowane przez polityków. Ekolodzy też, niestety, nie mają żadnej jasnej koncepcji w tej kwestii, poza sloganami typu „wracamy do natury”, rozumianymi przez większość jako powrót do społeczeństwa XIX w. Ale to jest niemożliwe pod każdym względem. Dyrektywa unijna nie odpowiada więc na podstawowe pytanie – które opakowania są bardziej lub mniej uciążliwe dla środowiska. Stanowi raczej reakcję polityków na stale rosnącą górę odpadów, której nie można już składować. A ilość odpadów opakowaniowych systematyczne się zwiększa. Sami politycy zrozumieli, że zaproponowana przez nich metoda to „dead end”. Co wię
c w zamian?
Komisja Europejska już w 2000 r. zdała sobie sprawę z opłakanych skutków powielania tych błędów w przyszłości. Dlatego, jak to czynią instytucje dysponujące budżetem, zleciła badania.
Jeden z instytutów w Danii wygrał konkurs i zaproponował następujące rozwiązania problemu. Skoro nie jest możliwe kontynuowanie obecnego systemu ad absurdum, zmieńmy „filozofię końca rury” na „filozofię początku rury” i wprowadźmy podatek ekologiczny od surowców naturalnych, wszystkich, w tym surowców kopalnych, znajdujących się w wodach i w powietrzu. Rodzi to pytanie, skąd brać dane do takiego systemu? Jak to zbadać? Dotąd nikt nie udzielił właściwej odpowiedzi.
Inną zaproponowaną metodą była LCA (ang. Life Cycle Assessment, cykl życia produktu), która opiera się na założeniu, że należy kompleksowo badać wpływ dóbr na środowisko, od momentu wydobycia wszystkich surowców niezbędnych do wyprodukowania, przez procesy produkcyjne, handlowe, konsumpcję i sposób zagospodarowania odpadów. Wyniki mogłyby posłużyć do kwantyfikacji celów środowiskowych. Metoda jest nad wyraz skomplikowana i jej wyniki zależą w dużej mierze od ogólnogospodarczych warunków danego kraju. Przykładowo w Polsce prawie cała gospodarka jest oparta na węglu i nijak dobra tu wyprodukowane nie będą w stanie konkurować (pod tym względem) z dobrami wytworzonymi we Francji, której systemy energetyczne oparto na atomie. Metoda może racjonalna naukowo okazała się mało przydatną w praktyce.
Nawet tam, gdzie wykonano już jakieś prace badawcze LCA (np. w najbliższych nam gospodarczo Czechach) uzyskane wyniki są często zaskakujące. Przykładowo kartony do płynnej żywności są bardziej ekologiczne od zwrotnych opakowań szklanych, o które tak chętnie biją się ekolodzy. Kto by pomyślał, czego ta nauka potrafi dowieść! Ale jak to przełożyć na praktyczne cele? Odpowiedzi brak.
 
Co dalej
Tego nikt nie wie. Dyrektywa 94/62 w krajach „starej Unii” już przestała funkcjonować (z końcem 2008 r.). Przetarła jednak szlak. Dziewictwo straciliśmy bezpowrotnie. Nowego aktu prawnego nie widać na horyzoncie, a nieśmiałe dyskusje toczone są w kuluarach. Jak się to ułoży, to prawdopodobnie wielka niewiadoma. Rolą polityków jest nad wszystkim czuwać.
A poza tym sądzę, że centralny rejestr podmiotów i zdarzeń w polskim systemie odzysku powinien powstać! (Ceterum censeo Carthaginem esse delendam, łac. „A poza tym sądzę, że Kartaginę należy zniszczyć”).
Jan Flis