Środowisko dla środowiska

Dialog społeczny, także na niwie zagospodarowywania odpadów, o czym, niestety, nie wszyscy w środowisku są przekonani, to publiczna dyskusja pomiędzy władzą, zainteresowanymi przedsiębiorcami i ich organizacjami, organizacjami społecznymi zajmującymi się tymi problemami, a więc wszelakimi „ruchami zielonych”.
Pro domo sua (przyp. red. dla swego domu, dla siebie).
Najdogodniejszą platformą dyskusji są nie gabinety oficjeli, nie różnego rodzaju seminaria i zamknięte spotkania, które ze swojej natury mają ograniczone grono odbiorców, ale media. Aby media mogły we właściwy sposób wypełniać swoją misję w tym zakresie, konieczne jest istnienie czegoś bardzo nieuchwytnego, co często nazywamy „środowiskiem biznesowym”.
Poza problemami po stronie rządowej i przemysłowej, na co zwrócono uwagę w dwóch poprzednich felietonach, jest jeszcze co najmniej jedna dziedzina życia społecznego, która mocno kuleje w sferze zagospodarowywania odpadów. Chodzi o środowisko opiniotwórcze.
 
Eksperci
W każdej dziedzinie życia, w tym w życiu gospodarczym, są osoby i/lub instytucje, które formalnie nie mają żadnego znaczenia. Natomiast w sferze realnego oddziaływania zajmują pozycję kluczową – to z ich opinią liczą się wszyscy i rządzący i rządzeni. Aby zilustrować, o czym mówię, powołam się na ogólnie znany przykład osoby (instytucji) Adriana Furgalskiego, który zawsze zabiera głos we wszystkich sprawach dotyczących transportu lądowego i lotniczego w Polsce. Jest on postrzegany zarówno przez media, jak i przez środowiska zawodowe, w tym organizacje działające w tej sferze, za osobę z wielkim autorytetem, która poprzez swoje działania kształtuje opinię publiczną.
Często byli ministrowie (wiceministrowie) stają się z czasem, po ustąpieniu z urzędu, prowadząc działalność w swojej dziedzinie, uznanymi ekspertami w swojej specjalności. Niestety, nie mamy do czynienia z takim przypadkiem w naszym środowisku. Może dlatego, że większość oficjeli z ostatnich 10-15 lat dopiero uczyła się nowego zawodu po nominacji? Czy któryś z ministrów bądź ich zastępców zapisał się w pamięci jako wybitny znawca przedmiotu? I w ogóle, czy któryś z ministrów zaistniał w zbiorowej pamięci środowisk zainteresowanych systemem zagospodarowywania odpadów? No, może za wyjątkiem ostatniego ministra, profesora Kraszewskiego, który w odróżnieniu od swoich poprzedników i następców nie unikał mediów i w dodatku przeprowadził wbrew wielu nieprzychylnym opiniom, w tym własnego urzędu, małą rewolucję we władaniu odpadami komunalnymi, czym przybliżył nas do standardów działania reszty Europy. Ale nawet prof. Kraszewski po odejściu zamilkł. A przecież jest profesorem informatyki i bliskie mu zapewne są idee centralnego rejestru podmiotów oraz zdarzeń w systemie zagospodarowywania odpadów pokonsumpcyjnych. Mógłby więc zabrać głos.
 
Zieloni
Dużą słabością polskiego „rynku” jest brak znaczących ruchów „zielonych”. Jedyne organizacje tego typu istniejące w świadomości społecznej i mające „swoje 5 minut w mediach” to twardogłowi ekolodzy, „walczący z ludźmi w imię jakichś żabek czy ptaszków”. W świadomości społecznej ruchy proekologiczne postrzegane są z reguły negatywnie i tak też komentowane są w mediach. Bardzo rzadko inicjatywy podejmowane przez ekologów zyskują powszechną aprobatę, jak np. znana wszystkim akcja „Sprzątanie świata”, prowadzona przez Mirę Stanisławską-Meysztowicz. Ale ruchy ekologiczne w Polsce same siebie zepchnęły w cień – prawie żadna z tych organizacji nie zajmuje się sprawami systemowymi. Przynajmniej nic o tym nie wie opinia publiczna.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja z „partiami zielonymi” w Polsce. Było już kilka prób powołania takich masowych ruchów, ale żadna z nich nie zakończyła się sukcesem. Poza tym żadne stronnictwo polityczne w Polsce nie jest postrzegane jako platforma do dyskusji o sposobach rozwiązywania problemów związanych z zagospodarowywaniem odpadów. Najlepszym dowodem na to jest sama działalność tych instytucji: żadna z partii politycznych w Polsce nigdy nie wypracowała jakiegokolwiek programu kompleksowo traktującego zagadnienia ekologiczne. Każda z partii problemy te ujmuje w ogólnikowych hasłach: „żeby było czysto i zielono”.
 
Media
Na koniec jeszcze jedna bardzo ważna część środowisk opiniotwórczych. Media bardzo lubią przestawiać siebie jako „czwartą władzę”. Niestety, rozumieją tę koncepcję bardzo wąsko – jako element oddziaływania na funkcjonowanie społeczeństwa, ale bez brania jakiejkolwiek odpowiedzialności. Poza tym ochrona środowiska jest jednym z najmniejszych poletek uprawianych w mediach tzw. ogólnych, więc po kolei znikają dodatki ekologiczne. A jeżeli już się od czasu do czasu ukazują, to w zasadzie zawierają jeden materiał redakcyjny, a poza tym same reklamy. Liczba dziennikarzy zajmujących się zagospodarowaniem odpadów jest bardzo mała (w zasadzie można ich policzyć na palcach jednej ręki). Nawet ci piszący na interesujące nas tematy nie zdobyli jeszcze pozycji „ekspertów” w swojej dziedzinie.
Problematyka odpadowa jest w zasadzie obecna wyłącznie w mediach branżowych, które ze swej natury są pewnego rodzaju gettem. Nie mają one żadnego realnego wpływu, ani na opinię publiczną, ani na władzę. Ot, takie niegroźne wymądrzanie się we własnym gronie.
Summa summarum brakuje w Polsce zarówno ustalonych autorytetów w dziedzinie zagospodarowywania odpadów pokonsumpcyjnych, jak i miejsc, gdzie takie autorytety mogłyby działać publicznie. Smutny to wniosek, ale chyba lepiej zdawać sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znajdujemy, niż żyć w błogim przekonaniu, że jesteśmy „wielcy”. Oby ten stan nie trwał zbyt długo.
A poza tym sądzę, że centralny rejestr podmiotów i zdarzeń w polskim systemie odzysku powinien powstać!
 
Jan Flis