Do niedawna miałam jeszcze pewne wątpliwości co do intencji przyświecających działaniom urzędników resortu finansów. Dziś jednak wszystko wydaje się już jasne! Ministerstwo Finansów (MF) nas, wytwórców energii z OZE, nie lubi i najwyraźniej postanowiło tępić na każdym kroku, dążąc do maksymalnego ograniczenia naszej branży.
Niczym są porozumienia międzynarodowe, niczym dyrektywy UE, podobnie jak uchwały Sejmu i Senatu RP, deklaracje prezydentów i premierów, plany i programy rządowe, stanowiska ministrów pozostałych resortów oraz wielu, wielu innych. „Specjaliści” od podatków robią wszystko, żeby pognębić właścicieli i potencjalnych inwestorów w zakresie OZE.
Znakomitym przykładem jest nierozwiązany od lat problem podatku dochodowego od praw majątkowych do świadectw pochodzenia. W 2005 r. nastąpiła zmiana Prawa energetycznego, mająca na celu wdrożenie nowoczesnego systemu wsparcia OZE. Wprowadzała ona, wypracowany wysiłkiem kilku resortów, kompromisowy mechanizm zbywalnych świadectw pochodzenia energii elektrycznej, wydawanych przez prezesa URE. Tymczasem minister finansów stwierdził, że środki uzyskiwane tą drogą „nie stanowią przychodów z prowadzenia działalności gospodarczej, polegającej na wytwarzaniu energii elektrycznej” i opodatkował je w taki sposób, że wytwórcy nie mają możliwości odliczania kosztów prowadzonej działalności. Ileż trzeba było złej woli, żeby tak zinterpretować ustawę!
Gdyby udało się chociaż wskazać w działaniach resortu dbałość o stan państwowej kasy, miałyby one choćby znamiona racjonalności. Ale co można powiedzieć w sytuacji, gdy kolejna zmiana przepisów, tym razem podatku akcyzowego, zmusza nas do prowadzenia zrewidowanej, ostemplowanej i zaplombowanej przez Urząd Celny ewidencji, zawierającej informacje z różnych źródeł. Ponadto wymaga się od nas składania co miesiąc dwóch deklaracji podatkowych oraz jednego oświadczenia. Wszystko to w celu opodatkowania absolutnie znikomych ilości energii zużywanej na potrzeby własne wytwórcy. Właściciele większości MEW zapłacą od kilku do kilkunastu złotych miesięcznie. Sumaryczny przychód w skali wszystkich 1000 podmiotów w kraju będzie znikomy. A ktoś przecież te deklaracje musi przyjąć, zewidencjonować, wprowadzić do systemu, sprawdzić i kontrolować. To z całą pewnością nie opłaci się państwu. A zatem, jaki jest tego sens?
Szanowni urzędnicy MF, przestańcie wreszcie hamować rozwój odnawialnych źródeł energii! Czyste środowisko naturalne warte jest patrzenia z nieco szerszej niż tylko fiskalnej perspektywy.
Joanna Golatowska, TRMEW