Polacy nie gęsi?
Jest maj – miesiąc targowy. W ciągu trzydziestu dni w miejscach oddalonych od siebie o niespełna 400 kilometrów odbędą się dwie imprezy dedykowane naszej branży. Najpierw w Berlinie, a po trzech tygodniach w Bydgoszczy. Pojawi się więc doskonała okazja do porównania tych dwóch wydarzeń. Kiedyś dostałem ostrą burę za wyrażenie moich odczuć związanych z targami w Bydgoszczy, zatem piszę dziś o nich z lekką obawą o to, że sytuacja może się powtórzyć. Wspominając o skrytykowaniu mnie, mam na myśli to, co działo się poza tymi łamami, bowiem na stronach czasopisma polemizowała ze mną ówczesna komisarz targów bydgoskich, Dorota Jakuta, a z tej wymiany zdań jestem bardzo dumny.
Po tym nieco przydługim wstępie czas powrócić do tematu głównego, czyli porównania targów.
Konkurencja jest zdrowa
Nie jestem zwolennikiem hasła „Dobre, bo polskie”, gdyż tego typu slogany odcinają nas od świata, a myślę, że w ubiegłym wieku dość już mieliśmy izolowania nas, choćby w kwestiach światopoglądowych. Dlatego uważam, że nie jesteśmy głupsi czy też gorsi od innych narodów. A zatem zawsze musimy stawać do walki na ubitej ziemi, a nie chować się za matczyną spódnicą. Polak potrafi i tego jestem pewien, bo istnieje na to wiele dowodów. A więc zachęcam do porównań. Targi bydgoskie mają już swoją kilkunastoletnią hist...