Polska: Unia w sprawie CO2
Polska – Unia w sprawie CO2
Początek marca br. przyniósł samotne weto Polski wobec nowych planów zwiększenia celów redukcyjnych Unii Europejskiej (odpowiednio 40, 60 i aż 80% w latach 2030-2050).
Ze strony Unii irytacja wyrażana była zawoalowanymi pogróżkami, że jeden kraj nie może niweczyć wspólnej, nowoczesnej polityki 26 innych i zatrzymywać Europy w drodze do postępu. Z kolei Polska jest rozgoryczona tym, że niezależnie od tego, jaką decyzję podejmie, to i tak „dostanie po głowie”. Stanowisko obu stron jest skrajnie spolaryzowane, a argumenty (szczególnie polskie) wydają się niesłyszalne za Odrą.
Czego pragnie Unia…
Niezależnie od całkowitego załamania światowego porozumienia (fiasko konferencji w Durbanie i brak kontynuacji porozumienia z Kioto), forsowane są bardzo agresywne cele redukcyjne dotyczące Europy, które nie mają wpływu na globalny poziom CO2. Oczywiście decydenci nie są szaleńcami i też umieją liczyć, a ich upór wcale nie jest podyktowany wyłącznie względami ideologicznymi i troską o topnienie pól lodowych. Nowa wizja doskonale wpisuje się w koncepcję rozwoju Europy poprzez dotowanie nowych technologii zarówno w energetyce (źródła odnawialne i nowe rozwiązania inteligentnych sieci), jak i budownictwie oraz innych sektorach. W czasach, kiedy produkcja dóbr konsumpcyjnych odbywa się w Chinach i krajach południowej Azji, a cały „brudny” przemysł wyprowadzono do krajów trzeciego świata, Europa potrzebuje impulsu technologicznego i globalnych produktów eksportowych. Tym motorem napędowym ma być „nowa energetyka” i nowe technologie, a te, jak wiadomo, na początku potrzebują ogromnych inwestycji. Ograniczanie (europejskie) emisji CO2 daje taką możliwość, bo intensywnie stymuluje nowe rozwiązania w Niemczech, Danii i Skandynawii, a jest także z zainteresowaniem obserwowane przez Francję, trzymającą w zapasie swoje elektrownie atomowe.
…a czego Polska?
Polska, wstępując do Unii Europejskiej i czerpiąc z tego wszelkie możliwe profity polityczne, ekonomiczne i w zakresie pomocy strukturalnej, w jednej dziedzinie ma zupełnie odmienne cele – w energetyce. Zostaliśmy schwytani w pułapkę ograniczeń emisyjnych właśnie w momencie konieczności odbudowy starej, średnio ponad 30-letniej energetyki, prawie w całości opartej na węglu. Nie dość, że musimy intensywnie budować nowe bloki, to jeszcze zostały one obciążone kosztami certyfikatów i ograniczeń emisji CO2 (a my szamoczemy się, walcząc o derogacje lub chwilowe złagodzenie wymagań). Alternatywne budowy energetyki gazowej ograniczane są przez konieczność zwiększania importu (i zależności) gazu z jedynie dostępnego kierunku wschodniego. Z każdym procentem dodatkowej redukcji CO2, Polska jest więc pchana nieuchronnie w stronę energetyki jądrowej, zwłaszcza że brakuje praktycznych możliwości rozbudowy energetyki odnawialnej poza pewien (z trudem już osiągany) poziom. Polska chciałaby chwilowego odpoczynku od nacisku na kolejne cele emisyjne i inwestycyjne. Niebagatelnym problemem w ogóle jest osiągnięcie obecnych założeń (do 2020 r.) w kwestii redukcji CO2 i ilości produkcji energii ze źródeł odnawialnych.
Perspektywy porozumienia
W 2012 r. szanse na porozumienie są praktycznie żadne. Dania, kierująca przez półrocze pracami Unii Europejskiej, będzie zmierzała w zupełnie przeciwną stronę niż Polska. Już dziś pokazywane są pierwsze prawne ekspertyzy, jak można próbować obejść polskie weto i przejść do konkretnych dyrektyw, zwiększających konieczność redukcji CO2, a więc promujących technologie i przemysł niektórych państw unijnych. Bo cóż Polska może zrobić więcej? Będziemy do końca wetować albo sprzeciwiać się każdej propozycji zmian po 2020 r. i w żadnym wypadku nie uwierzymy w szczerość zapewnień o kompromisie, celach klimatycznych itp.
Ostatecznie i tak zdecyduje technika. Najbliższy okres to czas wyborów w niektórych krajach europejskich, a więc trzeba się starać o „zielone” głosy. W dłuższej perspektywie z pewnością większe znaczenie będą miały argumenty z kręgu technicznej i realnej ekonomii. Pojawią się bowiem pierwsze wyniki dotyczące rzeczywistych ilości i kosztów zielonej energii. Obecnie już widać, że jednym z efektów obecnej polityki będzie kilka poważnych problemów technicznych (np. bilansowanie systemu, możliwość wprowadzenia generacji rozproszonej) oraz astronomiczne koszty fotowoltaiki i innych dotowanych w systemie feed-in-tariff źródeł odnawialnych. Może się okazać, że stanie się jak zawsze – ambitne papierowe cele będą powoli rozmywane w starciu z rzeczywistymi, technicznymi efektami, a wskutek tego elegancko odkładane do szuflady, by zastąpić je czymś realnym. Na pewno od zielonej Europy nie ma odwrotu, ale miejmy nadzieję, że założone cele i sposób ich realizacji będą urzeczywistnione, co wyjdzie na dobre inżynierom, instalacjom technicznym, a w szczególności Polsce.
prof. dr hab. inż. Konrad Świrski
Autor od wielu lat jest związany z energetyką, zajmuje się modernizacją i zmianami w tym sektorze, optymalizacją produkcji, a także technologiami informatycznymi dla energetyki, gazownictwa i przemysłu. Jest pracownikiem naukowym Politechniki Warszawskiej, kierownikiem Zakładu Maszyn i Urządzeń Energetycznych w Instytucie Techniki Cieplnej, a także prezesem firmy Transition Technologies.
|