Z Michałem Dąbrowskim, wiceprzewodniczącym Rady PIGO, rozmawia Tomasz Szymkowiak

Słychać głosy, że Polska nie jest w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań akcesyjnych w zakresie gospodarki odpadami i że nieuniknione są kary na rzecz UE. Czy w obecnym kształcie prawa można tego jeszcze uniknąć?
Rzeczywiście wyzwania są bardzo ambitne, terminy napięte, ale nie popadajmy w skrajny pesymizm. Dane Ministerstwa Środowiska czy chociażby ostatni Raport dla Komisji Europejskiej na temat odpadów opakowaniowych wyraźnie wskazują na nasze niekwestionowane osiągnięcia w realizacji uzgodnionych w Traktacie Akcesyjnym poziomów ich odzysku i recyklingu. Sporym i bardzo kosztownym problemem będzie zapewne wdrożenie selektywnej zbiórki bioodpadów i ich kompostowania, ale dotyczy on wszystkich krajów unijnych. Należy też znacząco przyspieszyć zamykanie starych, nieekologicznych składowisk, bo to właśnie te gminne doły – bo trudno je nazywać składowiskami – stanowią podstawową przeszkodę dla prawidłowego funkcjonowania rynku gospodarki odpadami. Dopóki będzie można tanim kosztem pozbywać się niesegregowanych odpadów, zrzucając je do takich właśnie dołów, dopóty wszelkie nowoczesne metody selektywnej zbiórki, segregacji czy przetwórstwa odpadów nie będą miały uzasadnienia ekonomicznego. Znakomita większość składowisk to obiekty gminne, dlatego właśnie tak istotna jest umiejętna polityka cenowa i podatkowa (opłata marszałkowska) z rozsądnym wykorzystaniem tzw. zasady bliskości.
Z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że obecne prawo odpadowe – chyba najlepsze w Europie – jest absolutnie wystarczające dla osiągnięcia tzw. standardów zachodnich. Potrzeba tylko pełnej determinacji i konsekwencji we wprowadzaniu wszystkich, istniejących przecież w naszym prawie instrumentów prawnych, ekonomicznych i organizacyjnych.

Ubiegłoroczne nowelizacje ustaw nałożyły na przedsiębiorców wiele obowiązków w zakresie gospodarowania odpadami komunalnymi. Jak z punktu widzenia przedsiębiorców niesamorządowych wygląda ich realizacja, a jak z pewnych możliwości regulacyjnych korzystają gminy?
Fatalnie. Po raz kolejny okazuje się, że problematyka ochrony środowiska jest spychana w gminach „do kąta”. Podobnie jak przed kilkoma laty samorządy nie potrafiły przygotować i uchwalić w terminie lokalnych planów gospodarki odpadami, tak i teraz okazuje się, że większość samorządów zlekceważyła obowiązki wynikające z ubiegłorocznej nowelizacji prawa odpadowego. Niespełna 30% gmin uchwaliło regulaminy utrzymania czystości i porządku, a zaledwie kilka procent samorządów podało do publicznej wiadomości wymagania wobec firm ubiegających się o zezwolenie na odbiór odpadów. Również jakość tych aktów pozostawia wiele do życzenia. Tylko nieliczne samorządy właściwie spożytkowały bazy danych wytwórców odpadów, jakie nasze firmy przekazały do urzędów w celu zlokalizowania wytwórców nie mających ważnych umów na odbiór odpadów. Oczywiście, mamy nadzieję, że zaległości te zostaną w szybkim tempie nadrobione, bo to zasadniczo warunkuje prawidłowe funkcjonowanie gospodarki odpadami w skali lokalnej i krajowej.

Czy potrzebna jest zapowiadana nowelizacja ustaw odpadowych, idąca w kierunku przekazania gminom władztwa nad odpadami i wprowadzenia opłaty wnoszonej przez mieszkańców na rzecz gminy?
To kompletna bzdura. Niektóre firmy komunalne rzeczywiście lobbują na rzecz powrotu do tego, co już było, a więc stanowiącej roli państwa w gospodarce. Przekonany jestem, że te pomysły to tylko mrzonki, które nie znajdują nawet uznania w szerszych kręgach samorządowych. Mniemam, że dla dobrych gospodarzy – wójtów, burmistrzów czy prezydentów – zasadniczym problemem i wyzwaniem jest pozyskanie dla lokalnej gospodarki odpadami inwestorów prywatnych i stworzenie poprawnego, konkurencyjnego rynku usług komunalnych, a nie wprowadzanie monopolu gminnego opartego na samorządowych czy państwowych zakładach oczyszczania. Wiadomo, jaka była efektywność takich kolektywnych form zarządzania gospodarką. Wystarczy spojrzeć, jakie problemy są w gminach i miastach z wodociągami, kanalizacją, energetyką czy komunikacją. Ile trzeba do tych usług dopłacać z budżetów gminnych kosztem oszczędności w oświacie, opiece zdrowotnej czy bezpieczeństwie publicznym. Gospodarka odpadami jest w zasadzie jedyną dziedziną usług publicznych, w której w ostatnich dziesięciu latach ceny dla ludności znacząco nie wzrosły, za to w widoczny sposób podniosła się jakość ich świadczenia. Nie sądzę zatem, żeby gminy dały się wmanipulować w działalność operacyjną, która z oczywistych względów powinna być domeną przedsiębiorców.
Jednak ten swoisty szantaż „podatkiem śmieciowym”, trwający od pięciu lat, staje się dla prywatnych przedsiębiorców bardzo irytujący, niekiedy wręcz odstraszający od inwestowania. Podważa to również zaufanie do naszych firm ze strony instytucji finansowych i banków. W takich warunkach nie da się normalnie funkcjonować.

Wiadomo, że przedsiębiorcy prywatni nie otrzymają dotacji unijnych, a jeśli nawet, to nie w takiej wysokości, o jaką mógłby starać się samorząd. Czy w tej sytuacji można liczyć na inwestycje sektora prywatnego?
Wiele jest w Polsce przykładów pozyskiwania przez samorządy środków unijnych na inwestycje w gospodarkę odpadami. Nie zawsze jednak są to inwestycje trafione i potrzebne: czasami dublują już istniejące instalacje, często są zaś przewymiarowane lub przestarzałe technologicznie. To oznacza nieuzasadnione koszty przez wiele dziesiątek lat. Problemem jest to, że w ogóle mało samorządów aplikuje o środki z funduszy unijnych. Dzieje się tak, ponieważ nie mają żadnej określonej strategii działań, a przy podejmowaniu inwestycji na każdym kroku napotykają na opór społeczny. W świetle obecnie obowiązujących przepisów mitem jest to, że gminy nie mogą zarządzać odpadami na swym terenie. Oczywiście nie może być zgody na budowanie gminnych molochów, bez liczenia się z kosztami, bo można pozyskać łatwe pieniądze z Brukseli. Rynek zawsze musi weryfikować zasadność wydatkowania środków publicznych, pochodzących zarówno z krajowego budżetu, jak i z kasy unijnej. Przecież przez te kilkadziesiąt lat działania takich zakładów i instalacji nikt nie będzie dopłacał do ich funkcjonowania. Gdyby nie ciągła psychoza podatku śmieciowego, na pewno prywatny kapitał chętniej angażowałby się w budowę zakładów utylizacji, ale myślę, że najlepszą formułą dla realizacji tego typu inwestycji jest partnerstwo publiczno-prywatne. Prywatni przedsiębiorcy są w tym kontekście otwarci na wszelkie propozycje ze strony samorządowej. Jednakże rok wyborów do samorządów nie sprzyja podejmowaniu przez władze lokalne takich śmiałych wyzwań.

Przedsiębiorcy zarzucają gminom, że próbują prowadzić działalność gospodarczą. Co więc powinny robić gminy, aby stać się menedżerem w gospodarce odpadami bez wchodzenia w biznesowe kompetencje przedsiębiorców?
Takie zarzuty najczęściej formułowane są przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Co prawda, UOKiK piętnuje przede wszystkim wykorzystywanie przez gminy pozycji monopolistycznej dla ograniczania konkurencji na rynku usług komunalnych. Gmina, podejmując działalność gospodarczą poprzez swoją jednostkę budżetową, zakład budżetowy czy spółkę, staje się przedsiębiorcą i ze wszystkimi konsekwencjami musi stosować się do zasad i reguł rządzących biznesem. Setki orzeczeń urzędu i sądów antymonopolowych wskazują na to, że najczęściej wykorzystywanym przez gminne przedsiębiorstwa instrumentem konkurencji jest niedopuszczanie do rynku firm prywatnych lub ich rugowanie metodami administracyjnymi. Z danych GUS wynika, że sektor prywatny zajmuje się odbiorem ponad połowy wytworzonych w kraju odpadów komunalnych. Każdy chyba przedsiębiorca prywatny doświadczył takich praktyk antykonkurencyjnych ze strony gmin, a wiele przedsiębiorstw zbankrutowało w konkurencji z firmą gminną, która korzystała z dotacji budżetu gminnego i preferencyjnych stawek na zarządzanych przez siebie składowiskach. Mając na uwadze te wieloletnie, złe doświadczenia i niską efektywność funkcjonowania przedsiębiorstw komunalnych, opowiadamy się za ich konsekwentną komercjalizacją i prywatyzacją. Spójrzmy chociażby na strajki śmieciarzy w Niemczech czy Grecji. Także w polskich firmach komunalnych praktycznie w każdym miesiącu wybuchają akcje protestacyjne lub strajki, toczą się wojny o stołki prezesowskie. Czy rzeczywiście gminom potrzebne są jeszcze tego typu problemy?
Rola samorządu gminnego jako regulatora, arbitra, a w zasadzie – zarządcy rynku usług komunalnych, to niełatwe zadanie. Urzędy powinny skoncentrować się przede wszystkim na tworzeniu dobrego prawa lokalnego i, co najważniejsze, jego kontroli i egzekucji, a ponadto prowadzić działania z zakresu edukacji ekologicznej. Te uprawnienia gminy zostały w ubiegłorocznej nowelizacji na tyle wzmocnione, że teraz dysponuje już ona wszystkimi instrumentami skutecznego zarządzania rynkiem usług komunalnych (przyjmowanie planów gospodarki odpadami, standardów usług i regulaminów porządkowych, ustalanie maksymalnych cen, udzielanie firmom zezwoleń na działalność). Teraz trzeba tylko umieć i chcieć z nich korzystać. Podkreślam – nie ma najmniejszej potrzeby podejmowania przez gminy działalności gospodarczej w obszarach, gdzie już istnieje konkurencja przedsiębiorstw prywatnych, bo na dłuższą metę zawsze prowadzi to do patologii rynkowych. Bardzo silnie akcentuję aspekt konkurencyjnego rynku usług komunalnych, chociaż nasi adwersarze twierdzą, że gospodarka odpadami powinna rządzić się innymi regułami, bo ich istotą jest „zaspokajanie zbiorowych potrzeb wspólnoty mieszkańców w zakresie spraw publicznych” (art. 6 ustawy o samorządzie gminnym). Konkurencja, ich zdaniem, jest zupełnie niepotrzebna czy wręcz szkodliwa. Słuchając takich wywodów na niektórych konferencjach, zaraz przypomina się jedynie słuszna doktryna i praktyka ekonomii politycznej socjalizmu, w której motywem i celem działalności gospodarczej nie był zysk (jak w ohydnym kapitalizmie), tylko maksymalne zaspokajanie potrzeb mas pracujących miast i wsi. W sumie nie dziwi, że są jeszcze tacy, którzy hołdują tym zasadom, ale najbardziej irytujące są słynne opowieści na wielu konferencjach o trzech śmieciarkach z różnych firm wywożących śmieci z jednej ulicy. Per analogia, czy jeżeli na jednej ulicy są trzy sklepy spożywcze, zaopatrywane w pieczywo z sześciu różnych piekarni, to należałoby urzędowo dwa z nich zamknąć, bo jeden sklep w zupełności zabezpieczy zaopatrzenie okolicznej ludności i będzie mniej uciążliwy dla mieszkańców i środowiska?

Niedawno PIGO opracowało wzorcowy regulamin utrzymania czystości i porządku w gminie. Co skłoniło Izbę do tego i jaki jest odbiór tej propozycji w gminach?
Ten wzorcowy regulamin został opracowany dość dawno, bo jeszcze w grudniu ubiegłego roku. Opracowując go, chcieliśmy pomóc gminom w przygotowaniu uchwał wprowadzających na danym terenie regulamin porządkowy, co jest jednym z podstawowych zadań samorządów. Był to przysłowiowy „strzał w dziesiątkę”, gdyż rzeczywiście wiele gmin skorzystało z tego projektu i wiele regulaminów jest teraz naprawdę na bardzo dobrym poziomie.

Wiosną br. minister środowiska wystąpił z apelem o przesyłanie propozycji zmian w przepisach dotyczących ochrony środowiska. Czy PIGO widzi potrzebę jakichś zmian w tej dziedzinie?
Oczywiście odnieśliśmy się do apelu ministra i zgłosiliśmy swoje wnioski. Zasadniczo jednak zwróciliśmy uwagę na potrzebę – o czym już mówiłem – konsekwentnego, bezwzględnego i terminowego wdrażania ubiegłorocznej nowelizacji prawa odpadowego i w ogóle wzmocnienia egzekucji prawa oraz kompetentnych służb kontrolnych. Domagamy się też wprowadzenia zakazu wwozu do Polski odpadów i paliw alternatywnych z innych krajów UE, zgłaszamy również cały szereg postulatów dotyczących poubojowych odpadów zwierzęcych. Są to sprawy bardzo istotne dla bezpieczeństwa ekologicznego kraju. Natomiast zdecydowanie przeciwstawiamy się „majstrowaniu” przy prawie odpadowym czy, szerzej, ekologicznym po to, aby załatwić interes i wzmocnić pozycję rynkową firm komunalnych. Firmy komunalne najpierw chciały wprowadzenia do ustawy o utrzymaniu czystości referendum gminnego jako panaceum na wszelkie problemy. Wbrew naszej opinii ustawodawca wprowadził taki zapis. Teraz sektor komunalny domaga się wykreślenia referendum z ustawy i w efekcie od pięciu lat pojawiają się jakieś akcje lobbingowe, projekty nowelizacyjne, debaty publiczne, konferencje, spory. A my, przedsiębiorcy prywatni, chcemy po prostu robić swoje na rynku opartym na równoprawnej konkurencji wszystkich jego uczestników: firm prywatnych, komunalnych, polskich i zagranicznych, chcemy zmierzać do tworzenia zdrowego partnerstwa publiczno-prywatnego.
Dlatego jestem przeciwny jakimkolwiek nowelizacjom ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Oznacza to jedynie chaos i marnowanie czasu na jałowe dyskusje, które toczyły się już po wielokroć w ostatnich latach.