Ludwik Węgrzyn,
starosta bocheński,
prezes Związku Powiatów Polskich

W ostatnich dniach lutego br. wypowiedź wicepremiera Józefa Oleksego, ministra spraw wewnętrznych i administracji, na temat uzdrowienia finansów publicznych za pomocą zmian ustrojowych polegających m.in. na likwidacji powiatów jako jednego z rodzajów samorządu terytorialnego wywołała żywe zainteresowanie mediów. Pragnę przedstawić moje stanowisko w tej sprawie. W każdym trudnym dla naszego kraju momencie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawia się temat zmian w ustroju samorządowym. Od pewnego czasu dyżurnym chłopcem do bicia staje się samorząd powiatowy. Myślę, że temat jest na tyle ważny, iż traktowanie go jako sensacji medialnej niczemu dobremu nie służy. Aby mówić o zmianach ustrojowych państwa, moim zdaniem, należy najpierw dokonać rzetelnej diagnozy istniejącego stanu i inwentaryzacji kompetencji, zadań i obowiązków wszystkich rodzajów samorządu terytorialnego i administracji rządowej (ogólna i resortowej), a także zadać sobie trud policzenia kosztów potrzebnych do realizacji tych zadań i porównania go ze środkami, którymi dysponuje administracja, i dopiero wtedy wspólnie podjąć prace nad modelem administracji publicznej państwa. Bez tego, wyjmowanie z systemu jednego elementu zawsze będzie miało charakter „polowania na czarownice”.
Powiaty na polskiej mapie administracyjnej nie są czymś nowym i nie istnieją od 1999 r., jak chyba wydaje się niektórym krytykom. Edward Gierek w 1975 r. nie zlikwidował powiatów pomimo formalnej likwidacji takich jednostek; pozostały instytucje, które realizowały zadania ponad terenowymi organami administracji państwowej. Wprowadzono wyróżnik „rejonowy”, w związku z czym mieliśmy rejonowe sądy, prokuraturę, milicję, geodezję, inspekcję sanitarną, a po 1990 r. nawet urzędy rejonowe.
Dzisiejszy powiat to przede wszystkim wspólnota ludzi zamieszkujących określone terytorium, która chce mieć realny wpływ na własne życie, o czym zdają się zapominać głosiciele nowej, wyłącznie ekonomicznej, teorii dziejów. Ukształtowanej wspólnoty międzyludzkiej nie zastąpi żaden system komputerowy – aby była wspólnota, potrzebny jest żywy człowiek. Odkładając na bok presję „likwidatorów”, należy na powiat patrzeć przez pryzmat jego roli w budującym się społeczeństwie obywatelskim w zjednoczonej Europie. Oczywiście dbałość o pieniądze publiczne, czyli środki łożone przez nas, podatników, musi być jednym z najważniejszych elementów systemu samorządowego, nie może być jednak elementem jedynym.
Polska może istnieć bez powiatów, ale nie można zaprzestać realizacji zadań wykonywanych obecnie przez powiaty na rzecz społeczeństwa. Dlatego też teza o możliwych ogromnych oszczędnościach świadczy albo o wyjątkowo złej woli, albo o nieznajomości tematu.
Ktoś przecież w imieniu państwa musi załatwiać sprawy obywateli z zakresu budownictwa, wydać prawo jazdy, prowadzić zasób geodezyjny czy przeprowadzić pobór do wojska. Czy realizujący te zadania urzędnik samorządowy będzie powiatowy, czy gminny, dla obywatela ma znaczenie drugorzędne. Za swą pracę musi jednak dostać wynagrodzenie i muszą być poniesione inne koszty pozapłacowe, o czym zdają się niektórzy zapominać.
Po reformie 1998 r. przybyło urzędników, co potwierdza statystyka. Lecz kompetencji i zadań przybyło samorządowi powiatowemu niewspółmiernie więcej (kilkaset nowych zadań i kompetencji przekazywanych najczęściej bez zapewnienia środków finansowych na ich realizację). Oceniając przyrost administracji samorządowej, trzeba go porównać ze wzrostem zatrudnienia w administracji rządowej, zarówno centralnej, jak i terenowej, a w tej części zadań raczej ubyło. W tym miejscu dedykuję pomysłodawcom likwidacji powiatów ewangeliczną zasadę „ o oku i belce”.
W wyborach samorządowych w 2002 r. wybrano w Polsce 6294 radnych powiatowych (bez miast na prawach powiatu). Koszty funkcjonowania tego czynnika demokratycznego (diety, obsługa rad), przy uwzględnieniu dla ich wyliczenia 80 nośników kosztów, wynoszą 106 630 800 zł. Dodatkowe koszty to utworzenie nowych miejsc pracy w starostwach oraz wydatki związane ze zwiększonymi płacami starostów i ich zastępców w stosunku do kierowników byłych urzędów rejonowych (które są naturalną konsekwencją zmiany roli i zakresu obowiązków starosty jako kreatora rozwoju i „gospodarza” wspólnoty lokalnej, a nie tylko urzędnika). Po zsumowaniu wszystkich wymienionych kosztów, otrzymujemy łączną kwotę 230 470 800 zł w skali kraju. Z drugiej strony, samorządy powiatowe przynoszą też zyski wynikające z bezpośredniego wpływu czynnika obywatelskiego na wydatkowanie środków publicznych, z pozyskania ponad miliarda złotych na zadania inwestycyjne o charakterze ponadgminnym oraz z rozbudzenia aktywności społecznej (lokalnej ) do współpracy ze „swoim” samorządem.
Wynik finansowy zaprezentowanego bilansu, nawet przy uwzględnieniu odpraw i ewentualnych zasiłków przysługujących pracownikom, jest korzystny dla powiatów.
Samorządowcy i ich związki nie uchylają się od udziału w pracach nad racjonalizacją funkcjonowania administracji państwowej. Widzimy konieczność obniżania kosztów, lecz musi być to działanie systemowe poparte rzetelną analizą stanu istniejącego, porządkujące i stabilizujące administrację publiczną.
Samorząd terytorialny, w tym powiatowy, nie jest bytem samoistnym. Ustrojowo i kompetencyjnie kreowany jest przez najwyższe organy państwa – sejm i rząd. My, samorządowcy, mamy za zadanie realizować przypisane nam zadania. Tysiące ludzi zatrudnionych w administracji samorządowej robi to dobrze i za to pragnę im podziękować.
Pragnę zwrócić uwagę na fakt, że głosy w sprawie likwidacji samorządu powiatowego płyną nie „z dołu”, od członków wspólnot lokalnych, a „z góry”, od polityków kierujących się interesem swojej partii politycznej lub chęcią zbicia kapitału politycznego na populistycznym haśle o konieczności ograniczania administracji publicznej.