Brak odwagi, aby w drugiej połowie drugiej dekady XXI w. odrzucić program energetyki jądrowej, jest wielkim przewinieniem politycznym polskiego rządu.

Nie można tego inaczej ocenić, jeśli wiadomo już, że świat ma krytyczny etap w procesie zmiany drogi rozwojowej za sobą. Przecież w 2015 r. globalne inwestycje w OZE przekroczyły już wartość 270 mld dol. (wg Bloomberga). Wynik ten ma ogromną wymowę przy szacowaniu rocznej wartości światowych rynków energii elektrycznej, wynoszącej ok. 2,5 bln dol. To oznacza, że OZE praktycznie w całości wyparły tradycyjne źródła (węglowe, jądrowe) w segmencie rozwojowych inwestycji wytwórczych. Przyrost produkcji energii elektrycznej w 2015 r. z OZE przekroczył już na świecie poziom 90%.

W takiej sytuacji polska polityka inwestowania w bloki jądrowe o mocy 1600 MW i węglowe (na węgiel kamienny i brunatny) o mocy 1000 MW jest całkowicie nieracjonalna i grozi ogromnymi kosztami osieroconymi (stranded costs), oczywiście jeśli Komisja Europejska w ogóle będzie chciała je notyfikować. Dramatyzm polskiej sytuacji jest przy tym związany z dynamiką rozwierania się nożyc: im gwałtowniej świat przyspiesza rozwój innowacji technologicznych w energetyce, tym bardziej w Polsce kumulują się negatywne skutki błędnej polityki energetycznej.

Mimo, że tkwimy w ?starym?, które zgodnie z polityką rządową ma nas chronić przed wzrostem cen, to ceny hurtowe energii elektrycznej mamy najwyższe w regionie ...