O swojej pracy, doświadczeniu i preferencjach w rozmowie z Judytą Więcławską opowiada John Brookes, angielski projektant. W jego portfolio znaleźć można zarówno przydomowe ogródki w brytyjskich wsiach oraz miasteczkach, jak i duże projekty dla firm oraz osób prywatnych, realizowane w najodleglejszych częściach świata.

Zaprojektował Pan ponad 1000 ogrodów. Przy tego typu działalności chyba nie może być mowy o rutynie?
Jeśli ma Pani na myśli powtarzalność zadań, to faktycznie rutyna mi nie grozi. Przy projektowaniu ogrodów wspaniałą rzeczą jest to, że każda praca okazuje się inna. Mam do czynienia z różnymi klientami, ich domy są odmiennej wielkości i typu. Zmienia się także kontekst – kraj, miasto, przedmieście, co więcej – gleba, roślinność, topografia, a nawet kultura.

Jaki styl jest Panu najbliższy? Których materiałów najczęściej Pan używa?
Nie mam jakichś konkretnych upodobań, chociaż ponad styl urbanistyczny przedkładam ten wiejski, naturalny. Jeśli chodzi o materiały, to zawsze staram się dobierać takie, które w danym założeniu wydają mi się najbardziej odpowiednie.

Ogrody przez Pana zaprojektowane można oglądać praktycznie na całym świecie. Co decyduje o tym, że pracuje Pan w danym miejscu?
Pracuję w tych miejscach, w których jestem potrzebny. Omijam jedynie obszar...