Przede wszystkim nie szkodzić
Ludwik Węgrzyn
prezes Związku Powiatów Polskich
starosta bocheński
„Primum non nocere”
Tak brzmi naczelna zasada etyki lekarskiej, sformułowana przez wielkiego twórcę nowoczesnej medycyny – Hipokratesa. Wypowiedziane gdzieś pomiędzy 460 a 377 r. p.n.e. słowa legły u podstaw działań związanych z leczeniem ludzi. Myślę, że w XXI w. można by słowa te sparafrazować i postawić je jako memento nie tylko lekarzom i innym praktykującym adeptom nauk medycznych, lecz także, a może przede wszystkim, każdemu politykowi czy innemu działaczowi społecznemu. Jeśli postanowiliśmy działać na rzecz dobra publicznego, to przynajmniej nie róbmy społeczeństwu szkody naszym działaniem lub zaniechaniem.
Do tak czarnych, chorobowych wręcz myśli skłoniły mnie wydarzenia ostatnich tygodni, związane z funkcjonowaniem służby zdrowia.
Może zamieszczenie na łamach „Przeglądu Komunalnego” powiatowego punktu widzenia na tematy dotyczące innej dziedziny życia publicznego wydaje się komuś nie na miejscu, niemniej jednak uważam, iż taka sama lub podobna sytuacja może dotknąć także gospodarkę komunalną, gdyż plejada coraz to nowszych uzdrawiaczy nie jest wyłącznie domeną służby zdrowia. Bój o „ratowanie” tej ostatniej trwa od wielu lat i przypuszczam, że także Hipokrates, formułując u schyłku starożytności etyczne zasady funkcjonowania służby zdrowia, mógł zderzyć się z przedstawicielami władzy typu byłego ministra Łapińskiego czy obecnego ministra Balickiego, mającymi receptę na leczenie ludzi i organizację tego procederu bez względu na samych zainteresowanych i realizującymi swoje, jedynie słuszne, poglądy nawet po trupach fizycznych czy prawnych jednostek.
Przeciętny mieszkaniec naszego kraju od dosyć dawna nie może połapać się, o co w tych wszystkim chodzi. Mniej więcej przed rokiem poprzedni minister, Jacek Sikorski, przez kilka tygodni składał oświadczenia, można by nawet rzec przysięgi, że nie ustąpi lekarzom pierwszego kontaktu, gdyż ani w budżecie Ministerstwa Zdrowia, ani w Narodowym Funduszu Zdrowia nie ma pieniędzy. Następnie, jak magik z cylindra, nikt nie wie skąd, znalazł ok. 400 mln zł i wystawił do wiatru wszystkie te jednostki, które uwierzyły w poprzednio głoszoną mizerię. Tenże minister był ojcem chrzestnym wcielonego w życie pomysłu swojego poprzednika i równocześnie następcy, ministra Balickiego, który kilka miesięcy wcześniej wymyślił receptę na uratowanie służby zdrowia.
Zaprzeczeniem cytowanej na wstępie zasady o nieszkodzeniu była ustawa uchwalona przez Sejm poprzedniej kadencji dla uspokojenia pielęgniarek o roboczej nazwie „203”. Ustawodawca łaskawie ustanowił podwyżki płac dla pielęgniarek, a skutki tych podwyżek mieli ponieść dyrektorzy szpitali, którzy w ramach i tak niezabezpieczających realizacji zadań przypisanych ich jednostkom kontraktów mieli znaleźć oszczędności na poprawę dramatycznej sytuacji swoich pracowników. Działania te spowodowały krach finansowy szpitali i doprowadziły do praktycznie niepoliczalnych długów, w liczeniu których błąd sięga 2 –3 mld zł. Najnowsze rozwiązanie prawne, na szczęście odrzucone przez Sejm, dawało receptę, która pozwalała szpitalom pożyczyć swoje pieniądze.
Rozwiązanie takie nie tylko nie zmniejszało globalnej kwoty zobowiązań służby zdrowia, lecz wręcz ją powiększało, a jako warunek otrzymania pożyczki zmuszało dyrektorów szpitali do złożenia oświadczeń o rezygnacji z dochodzenia roszczeń o należne im od Skarbu Państwa pieniądze.
Aby nie prowadzić dalej powszechnego lamentu nad zaistniałą sytuacją, pragnę przedstawić powiatowe spojrzenie na ten i nie tylko ten problem. Po pierwsze, powszechnie głoszona bezpłatna służba zdrowia jest w Polsce rzeczą abstrakcyjną, gdyż każdy z nas jako płatnik składki zdrowotnej jest przymuszany do przeznaczania swoich pieniędzy na ewentualne leczenie, zaopatrzenie w leki itd., a funkcjonująca w publicznej służbie zdrowia szara strefa jest zjawiskiem powszechnym. Aby z tych dwóch zjawisk wyciągnąć pozytywne dla systemu wnioski, należy maksymalnie sprywatyzować wszystkie te elementy, które nie służą ratowaniu życia, gdy jest ono bezpośrednio zagrożone. Finansowanie usług medycznych powinno być maksymalnie zdecentralizowane i poddane kontroli samych zainteresowanych.
Rozważanie moje poświęcam nie tylko służbie zdrowia, lecz także całości usług publicznych. Każde pieniądze, pochodzące z prywatnej kieszeni, najlepiej są wydatkowane przez samego zainteresowanego.
Decyzje o wysokości wynagrodzeń powinni podejmować ci, którzy mają bezpośredni wpływ na kształtowanie nie tylko kosztów, ale przede wszystkim dochodów, bo wydawanie cudzych pieniędzy bez ponoszenia za nie odpowiedzialności jest bardzo łatwe.
Co pewien czas w jednostkach komunalnych w różnych częściach naszego kraju pojawiają się problemy bardzo podobne do problemów służby zdrowia. A to trzeba by obniżyć cenę wody czy ścieków, a to nie podnosić stawek czynszu w mieszkaniach komunalnych, a to zachować darmowe (ulgowe) bilety w komunikacji publicznej itd. Na całe szczęście większość jednostek komunalnych funkcjonuje na zdrowych zasadach gospodarki rynkowej, ich właściciele i kierownicy w odpowiedzialny sposób kształtują koszty działalności i dochody je pokrywające, a jednostki samorządu terytorialnego skutecznie stosują interwencjonizm właścicielsko-samorządowy.
W tym miejscu należałoby zadać pytanie o rolę i miejsce Państwa realizującego opiekę zdrowotną jako fundamentalne, konstytucyjne jego zadanie.
A poza tym byśmy zdrowi byli.
prezes Związku Powiatów Polskich
starosta bocheński
„Primum non nocere”
Tak brzmi naczelna zasada etyki lekarskiej, sformułowana przez wielkiego twórcę nowoczesnej medycyny – Hipokratesa. Wypowiedziane gdzieś pomiędzy 460 a 377 r. p.n.e. słowa legły u podstaw działań związanych z leczeniem ludzi. Myślę, że w XXI w. można by słowa te sparafrazować i postawić je jako memento nie tylko lekarzom i innym praktykującym adeptom nauk medycznych, lecz także, a może przede wszystkim, każdemu politykowi czy innemu działaczowi społecznemu. Jeśli postanowiliśmy działać na rzecz dobra publicznego, to przynajmniej nie róbmy społeczeństwu szkody naszym działaniem lub zaniechaniem.
Do tak czarnych, chorobowych wręcz myśli skłoniły mnie wydarzenia ostatnich tygodni, związane z funkcjonowaniem służby zdrowia.
Może zamieszczenie na łamach „Przeglądu Komunalnego” powiatowego punktu widzenia na tematy dotyczące innej dziedziny życia publicznego wydaje się komuś nie na miejscu, niemniej jednak uważam, iż taka sama lub podobna sytuacja może dotknąć także gospodarkę komunalną, gdyż plejada coraz to nowszych uzdrawiaczy nie jest wyłącznie domeną służby zdrowia. Bój o „ratowanie” tej ostatniej trwa od wielu lat i przypuszczam, że także Hipokrates, formułując u schyłku starożytności etyczne zasady funkcjonowania służby zdrowia, mógł zderzyć się z przedstawicielami władzy typu byłego ministra Łapińskiego czy obecnego ministra Balickiego, mającymi receptę na leczenie ludzi i organizację tego procederu bez względu na samych zainteresowanych i realizującymi swoje, jedynie słuszne, poglądy nawet po trupach fizycznych czy prawnych jednostek.
Przeciętny mieszkaniec naszego kraju od dosyć dawna nie może połapać się, o co w tych wszystkim chodzi. Mniej więcej przed rokiem poprzedni minister, Jacek Sikorski, przez kilka tygodni składał oświadczenia, można by nawet rzec przysięgi, że nie ustąpi lekarzom pierwszego kontaktu, gdyż ani w budżecie Ministerstwa Zdrowia, ani w Narodowym Funduszu Zdrowia nie ma pieniędzy. Następnie, jak magik z cylindra, nikt nie wie skąd, znalazł ok. 400 mln zł i wystawił do wiatru wszystkie te jednostki, które uwierzyły w poprzednio głoszoną mizerię. Tenże minister był ojcem chrzestnym wcielonego w życie pomysłu swojego poprzednika i równocześnie następcy, ministra Balickiego, który kilka miesięcy wcześniej wymyślił receptę na uratowanie służby zdrowia.
Zaprzeczeniem cytowanej na wstępie zasady o nieszkodzeniu była ustawa uchwalona przez Sejm poprzedniej kadencji dla uspokojenia pielęgniarek o roboczej nazwie „203”. Ustawodawca łaskawie ustanowił podwyżki płac dla pielęgniarek, a skutki tych podwyżek mieli ponieść dyrektorzy szpitali, którzy w ramach i tak niezabezpieczających realizacji zadań przypisanych ich jednostkom kontraktów mieli znaleźć oszczędności na poprawę dramatycznej sytuacji swoich pracowników. Działania te spowodowały krach finansowy szpitali i doprowadziły do praktycznie niepoliczalnych długów, w liczeniu których błąd sięga 2 –3 mld zł. Najnowsze rozwiązanie prawne, na szczęście odrzucone przez Sejm, dawało receptę, która pozwalała szpitalom pożyczyć swoje pieniądze.
Rozwiązanie takie nie tylko nie zmniejszało globalnej kwoty zobowiązań służby zdrowia, lecz wręcz ją powiększało, a jako warunek otrzymania pożyczki zmuszało dyrektorów szpitali do złożenia oświadczeń o rezygnacji z dochodzenia roszczeń o należne im od Skarbu Państwa pieniądze.
Aby nie prowadzić dalej powszechnego lamentu nad zaistniałą sytuacją, pragnę przedstawić powiatowe spojrzenie na ten i nie tylko ten problem. Po pierwsze, powszechnie głoszona bezpłatna służba zdrowia jest w Polsce rzeczą abstrakcyjną, gdyż każdy z nas jako płatnik składki zdrowotnej jest przymuszany do przeznaczania swoich pieniędzy na ewentualne leczenie, zaopatrzenie w leki itd., a funkcjonująca w publicznej służbie zdrowia szara strefa jest zjawiskiem powszechnym. Aby z tych dwóch zjawisk wyciągnąć pozytywne dla systemu wnioski, należy maksymalnie sprywatyzować wszystkie te elementy, które nie służą ratowaniu życia, gdy jest ono bezpośrednio zagrożone. Finansowanie usług medycznych powinno być maksymalnie zdecentralizowane i poddane kontroli samych zainteresowanych.
Rozważanie moje poświęcam nie tylko służbie zdrowia, lecz także całości usług publicznych. Każde pieniądze, pochodzące z prywatnej kieszeni, najlepiej są wydatkowane przez samego zainteresowanego.
Decyzje o wysokości wynagrodzeń powinni podejmować ci, którzy mają bezpośredni wpływ na kształtowanie nie tylko kosztów, ale przede wszystkim dochodów, bo wydawanie cudzych pieniędzy bez ponoszenia za nie odpowiedzialności jest bardzo łatwe.
Co pewien czas w jednostkach komunalnych w różnych częściach naszego kraju pojawiają się problemy bardzo podobne do problemów służby zdrowia. A to trzeba by obniżyć cenę wody czy ścieków, a to nie podnosić stawek czynszu w mieszkaniach komunalnych, a to zachować darmowe (ulgowe) bilety w komunikacji publicznej itd. Na całe szczęście większość jednostek komunalnych funkcjonuje na zdrowych zasadach gospodarki rynkowej, ich właściciele i kierownicy w odpowiedzialny sposób kształtują koszty działalności i dochody je pokrywające, a jednostki samorządu terytorialnego skutecznie stosują interwencjonizm właścicielsko-samorządowy.
W tym miejscu należałoby zadać pytanie o rolę i miejsce Państwa realizującego opiekę zdrowotną jako fundamentalne, konstytucyjne jego zadanie.
A poza tym byśmy zdrowi byli.