Tak, to brzmi jak tytuł przedwojennego melodramatu, ale opowieść jest współczesna i „z życia wzięta”, a bohaterowie wcale nie są fikcyjni. Miejscem akcji nie jest wprawdzie romantyczna Wenecja, lecz Sztokholm, ale kto był, ten wie, że i on ma swój urok (i wiele mostów), a od samej Wenecji jest o wiele czystszy. Czas akcji: 25-28 maja 2008 r. Reżyserem jest Ambasada Królestwa Szwecji, asystentem – Związek Powiatów Polskich, a autorem scenariusza – Józef Neterowicz, który od 30 lat mieszka w Szwecji i pełni funkcję doradcy ZPP ds. energetyki i ochrony środowiska. Fabuła – w wielkim skrócie – jest taka: 35 samorządowców i kilku dziennikarzy leci do Szwecji, aby obejrzeć instalacje bioenergetyczne, obiekty związane z gospodarką odpadami i rozmaite przykłady wykorzystania OZE. Zwiedzają i słuchają, podpatrują i poznają, a przede wszystkim… podziwiają!
Szwecja swą drogę ku energetycznej niezależności rozpoczęła już ponad 30 lat temu. Ma więc ogromne doświadczenia, nie mniejsze sukcesy i dobrą wolę, by się tym wszystkim nie tylko chwalić, ale i dzielić. Również z „sąsiadami” zza morza. Szwedzi doskonale wykorzystują każde odnawialne paliwo, w tym odpady komunalne. I robią to z głową – także pod względem… propagandowym. Bo to, co my nazywamy „spalarnią”, prowokując skojarzenia z toksycznym dymem, oni zwą „elektrociepłownią”, eksponując zamiast mało atrakcyjnego środka wielce znaczący cel. Takie elektrociepłownie są tam włączone w miejskie systemy ciepłownicze i nie muszą płacić za paliwo będące odpadem. To daje… podwójnie czysty zysk! O technologicznych, ekologicznych i ekonomicznych szczegółach można by tu napisać dużo, i to w samych superlatywach.
Pora zdradzić, kim jest ów „przekonany”. To jeden z samorządowców, który na koniec tego wyjazdu otwarcie wyraził swoje uznanie i poparcie dla idei OZE w jej różnych praktycznych przejawach, zwłaszcza w tak perfekcyjnej formie, jaką widział w Szwecji. I zapewne nie on jeden dał się tym przykładem na dobre przekonać. Pozostaje tylko wierzyć, że nie skończy się to na deklaracjach i fascynacjach, ale zaowocuje „konkretami”. Ot, choćby większą przychylnością samorządów dla ekoenergetycznych inwestorów.
A ta „zauroczona”? – To ja! Szwecja i szwedzkie podejście do problematyki czystej energii nie musiały mnie do niczego przekonywać, ale i tak zdołały mnie szczerze zachwycić. Zresztą dotyczy to również czystości tamtejszych ulic i całego środowiska – nie tylko naturalnego. Szwedom tego wszystkiego zazdroszczę, a organizatorom tak pouczającej eskapady za to wszystko dziękuję.

Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna