Resume, katharsis i new age ZSEE
Największym wrogiem korupcji i wszelkich wykroczeń jest jawność i powszechność informacji. W naszej branży brakuje nam podstawowej wiedzy o rynku pozwalającej na społeczną kontrolę i walkę z patologiami gospodarczymi.
W Ustawie o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym (ZSEE) oraz w odpowiednim Rozporządzeniu zabrakło obowiązku publikowania przez GIOŚ wielkości zebranych przez organizacje odzysku odpadów. Nie mamy zatem podstawowych danych dotyczących efektywności zbierania i nie możemy publicznie weryfikować jawnych nieprawidłowości.
Błąd
Możliwe są zatem takie przypadki, że firmy mają rok w rok 70 procentową stopę zysku netto i wyprowadzają z systemu po kilka milionów złotych. Wbrew ustawie nakazującej organizowanie zbierania i przetwarzania, spółki zajmują się głównie dostarczaniem gigantycznej dywidendy akcjonariuszom będącym mikro wprowadzającym. Ustawodawcy zależało na jawności, dlatego narzucił organizacjom odzysku obowiązkową formę spółki akcyjnej pozwalającą każdemu laikowi na drobiazgową analizę ich podstawowych wskaźników finansowych. Zapomniał jednak o konieczności publikowania najważniejszych danych umożliwiających proste wyliczenie średniego kosztu zbierania i przetwarzania, który w omawianych patologicznych przypadkach nie pokrywa nawet kosztu litra benzyny potrzebnej do przewiezienia elektrycznego złomu, nie mówiąc już o jego przetworzeniu i recyklingu. Ów błąd był wskazywany decydentom wielokrotnie i tu dochodzimy chyba do kwestii mentalności i braku odwagi w kreowaniu nowych rozwiązań prawnych. Istnieje potrzeba wydania jednego jednozdaniowego rozporządzenia, które nie rozwiązywałoby wszystkich problemów, ale na pewno utrudniłoby życie cwaniakom, którzy żerują na chaosie towarzyszącym powstawaniu nowej branży. Przy całkowitej nieskuteczności aparatu kontroli, powszechność informacji mogłaby pomóc w wykrywaniu wykroczeń, ponieważ nikt lepiej nie skontroluje przedsiębiorcy jak jego sąsiad, który wie, że przez dany plac nie może przejechać dziennie 100 TIR-ów z elektrosprzętem, czy też, że nie można przetworzyć tysiąca ton odpadów zatrudniając tylko pięć osób.
W walce z szarą strefą miał też pomóc pomysł wprowadzenia znanych na zachodzie widocznych Kosztów Gospodarowania Odpadami (KGO, tzw. Visible Fee). Chodziło o to, aby konsument wchodząc do każdego sklepu mógł szybko ocenić, który producent RTV/AGD i ile inwestuje w działania prośrodowiskowe. W rzeczywistości dostaliśmy skomplikowaną procedurę powodującą zamiast spodziewanych korzyści olbrzymie koszty po stronie producentów i detalistów. Niewielu zdaje sobie sprawę (albo wręcz nikt), że tzw. KGO to często groch z kapustą mający w sobie np. kolosalne dywidendy niektórych organizacji odzysku i nie odzwierciedlający faktycznych inwestycji ekologicznych.
Skuteczność
Jeżeli wszystkie służby nadzoru państwowego nie znajdują paragrafu na wprowadzających, którzy stają się założycielami potężnych organizacji odzysku wprowadzając na rynek przysłowiowe jedno żelazko, to może odium medialne odniosłoby skutek upubliczniając ekonomiczne absurdy i paranoje? Główny Inspektorat Ochrony Środowiska ma w ręku wszelkie dane i informacje. Jeżeli ta instytucja nie jest zupełnie oderwana od rzeczywistości, to apeluję, aby dokonała prostego działania i podzieliła koszty operacyjne kilku spółek przez deklarowane wielkości zbiórki. Nie znając poufnych danych mogę w ciemno orzec, że różnice w średnich kosztach są gigantyczne, a to jest już materiał dla organów ścigania zajmujących się zorganizowaną przestępczością gospodarczą. Nota bene, w Ameryce krezusi mówili: „możesz pytać o wszystko, tylko nie pytaj mnie jak zarobiłem pierwszy milion dolarów”. U nas nie będzie można zapytać jak zarobili na odpadach pierwsze 10 mln dolarów, co stanowi dowód nad wyższością naszej rodzimej „przedsiębiorczości” nad amerykańską.
Strach
Zdaję sobie sprawę, że pisząc te słowa trochę ryzykuję, ponieważ zaangażowane są już zbyt duże środki, aby pozwolić „pismakom” na zabicie dojnej krowy pasącej się na tym wysypisku odpadów. Obawiam się jednak, że jeżeli nie zrobimy na rynku dużych zmian w trybie pilnym, to może się tym tematem zająć jeszcze lepiej zorganizowana grupa „przedsiębiorców”. Proszę zauważyć, że o ZSEE wypowiadają się często na łamach tego skądinąd branżowego magazynu osoby ukrywające się pod pseudonimami. Może to być symptomatyczne i świadczące już o pewnej obawie związanej z tematem leżącym na pograniczu patologii. Doceniam wiedzę Greja i Jana Flisa, ale jednocześnie apeluję o podniesienie przyłbicy, ponieważ trudno się dyskutuje z duchami, choćby najmądrzejszymi. Jeżeli jednak ci autorzy nie wyjdą na otwarte pole, to ich zrozumiem, ponieważ sam dostałem już prawnicze ostrzeżenia i stanowczą prośbę o zaniechanie działań medialnych…
Koszty
Poza czysto ludzkim strachem pojawia się u mnie obawa, że staję się w niektórych urzędach persona non grata, ale myślę, że czas odważnie powiedzieć „dość”! Trzeba sobie zdać sprawę z kosztów jakie wszyscy ponosimy: skarb państwa traci corocznie miliony złotych, uczciwi przedsiębiorcy nie chcą inwestować w nowe technologie, a istniejąca już infrastruktura stoi niewykorzystana nie mając odpowiedniego wsadu. Producenci i importerzy sprzętu elektrycznego stawiani są przed tragicznym biznesowo dylematem: czy być uczciwym, czy efektywnym kosztowo. Poddawani są pokusom nie istniejącym w żadnej cywilizowanej gospodarce. Tworzone przez nich projekty zaczynają erodować na skutek wycofywania się inwestorów do strefy złego pieniądza. Najprostsze reguły wolnego rynku są odwrócone do góry nogami, podważona zostaje podstawowa zasada wolnej konkurencji, a duża skala działania nie przynosi redukcji kosztów jednostkowych tylko ich zwyżkę. Państwo nasze kompromituje się dostarczając do Unii lewe kwity w postaci raportów o zebraniu 4 kg per capita. Wspaniałe programy edukacyjne nie mogą wystartować, ponieważ każdy próbuje obniżyć jakiekolwiek koszty, aby chociaż zbliżyć się do poziomu oferowanego przez szarą strefę. Koszty moralne pozostają nie policzone.
Możliwości
W odpowiedzialnych za nadzór i kontrolę urzędach słychać zawsze „a co ja mogę…” i widać wskazywanie na wyższy szczebel. Poprzedni Minister, na dorocznej, kwietniowej konferencji ZSEE zadeklarował publicznie, że „puści kwiciarzy w skarpetkach”, ale nie stało się w tej sprawie nic. Nie usłyszeliśmy nawet o żadnym precedensie i wyroku skazującym. Frustracja narasta i pojawia się podejrzenie o celowe zaniechania graniczące z urzędowym sabotażem. Grzech zaniechania kontrolerów i ich zawodowa indolencja bolą i kosztują. Jesteśmy oburzeni. Duże koncerny i prywatne polskie firmy z dziedziny zbierania i przetwarzania wycofują się z interesu. Pojawia się presja i oczekiwanie drastycznych i szybkich zmian.
Jako przedsiębiorcy mamy przeświadczenie, że to ostatnia szansa na uregulowanie rynku i zminimalizowanie patologii. Wielkie nadzieje pokładamy w nowym kierownictwie „naszego” Departamentu oraz Ministrze odpowiedzialnym za cały pion gospodarki odpadami. Wszyscy trzymajmy kciuki za konsekwentne i odważne działanie. Jeżeli teraz się nie uda, to istnieje obawa, że większość przedsiębiorców przejdzie na szarą stronę systemu… co paradoksalnie skutkować będzie niskimi kosztami i możliwością zaraportowania do Unii zbiórki 14 kg/capita. Albo nawet 20 kg/capita, wedle życzenia, bo system będzie „elastyczny”. Nie będzie problemu i nie będzie naszych utyskiwań.
Na marginesie należy przypomnieć, że walka z szarą strefą powoduje redukcję „kwitów” i tym samym zwyżkę kosztów dla wprowadzających, a ich poniżej podpisany reprezentant powinien być ostatnia osobą, która do tego przykłada rękę albo pióro.
Aktywa
W każdej wypowiedzi, oprócz krytyki i pokazywania słabych stron systemu, staram się zamieścić konstruktywne propozycje, a czasami nawet opis konkretnych projektów. Aby przejść do tej części, pozwolę sobie najpierw wymienić zalety i mocne strony branży elektroodpadów:
1. Mamy już 5 letnie własne doświadczenie, wiedzę o systemach działających w innych krajach oraz jakie błędy popełniają siostrzane branże recyklingu opakowań lub samochodów.
2. Dzięki temu, że nie jesteśmy wielką branżą mamy dobrą komunikację wewnętrzną; spotykamy się w Ministerstwie na konsultacjach społecznych, mamy branżowy miesięcznik, organizujemy co roku dwie konferencje (kwiecień w Warszawie i listopad w Poznaniu), znamy się często osobiście. Mamy branżowe, dobrze zorganizowane izby i związki pracodawców reprezentujące wszystkie grupy interesów (producenci, przetwarzający, zbierający i recyklerzy) – ich przedstawiciele stanowią grono najwyższej klasy ekspertów i praktyków biznesu gotowych w każdej chwili do rozmów z Ministerstwem służąc mu swoją wiedzą i pomocą.
3. Nasz sprzęt jest dość policzalny. W wielu przypadkach dzielimy go na sztuki lub na duże jednostki wagowe (tony).
4. Mamy pieniądze. Wydajemy setki milionów złotych na system ZSEE. Jesteśmy gotowi inwestować nadal, jeżeli zagwarantuje nam się uczciwe zasady gry.
5. Jesteśmy kreatywni. Wskazujemy błędy w legislacji, każdy uczciwy przedsiębiorca gotów jest pokazać całą listę luk i „obejść” pozwalających na rozrastanie się szarej strefy. Dostarczamy propozycje nowych rozwiązań prawnych oraz instytucjonalnych…
6. Działamy według zasad wolnorynkowych (z poprawką na „szarą strefę”) minimalizujących koszty społeczne systemu. Nie ma ręcznego, urzędniczego sterowania gospodarką, nie ma monopolu jednej organizacji.
Nowe propozycje, instytucje, era
Dokonawszy powyższego rachunku błędów i zalet branży, uważam, że jest ona gotowa na drugie rozdanie. Potrzebna jest pilna zmiana prawa, która dzięki mądrości i operatywności obecnych decydentów oraz doświadczeniu przedsiębiorców, może być przeprowadzona w sposób szybki i skuteczny. Chcąc dać pierwszy, i mam nadzieję konstruktywny głos, pozwolę sobie odnieść się do mojej propozycji opublikowanej w tym periodyku w październiku 2009 r. Ponawiam zatem apel o wprowadzenie ewidencji podmiotów oraz procesów (!) związanych z każdym etapem gospodarowania odpadem elektrycznym. Co więcej, poddaję pod rozwagę możliwość utworzenia Krajowej Izby Rozrachunkowej Odzysku ZSEE, działającej na podstawie istniejącego już zapisu – art. 17 Ustawy o ZSEE. Owa Izba powołana byłaby przez wszystkich chętnych przedsiębiorców zobligowanych do organizowania i finansowania systemu. Przejęłaby część funkcji od GIOŚ i utworzyłaby cyfrowy system rejestrowania i kojarzenia kart przekazania odpadów oraz poświadczeń odzysku i recyklingu. Przygotowywałaby raporty i dbała o powszechny dostęp do informacji nietajnych. Nadzór nad jej działalnością powierzony byłby przedsiębiorcom oraz przedstawicielom instytucji administracji państwowej.
Kolejną propozycją jest przeanalizowanie możliwości utworzenia Krajowego Funduszu Edukacyjnego wydatkującego pieniądze przeznaczane na edukację. Fundusz kierowany i nadzorowany przez przedsiębiorców inwestowałby w sposób uczciwy i pozytywistyczny zasoby finansowe przeznaczając je w szczególności na kampanie społeczne, podnoszenie świadomości ekologicznej (segregacja odpadów) oraz wspomaganie systemu selektywnego zbierania.
Proponowane instytucje byłyby tworzone i zarządzane przez przedsiębiorców, czyli nie powiększałyby administracji i biurokracji państwowej. Ich decyzyjność kształtowana byłaby według udziałów rynkowych wprowadzanego na rynek sprzętu oraz zbieranych odpadów. W każdym takim ciele byłoby miejsce dla przedstawiciela administracji publicznej co nadawałoby mu nie tylko powagi , ale także zwiększałoby jego profesjonalizm. Zważywszy na patologie obecnego systemu, przynależność do takich organizacji byłaby obowiązkowa.
Podsumowanie
Nie jest łatwo ortodoksyjnemu zwolennikowi wolnego rynku proponować tworzenie kolejnych instytucji, do których na dodatek przynależność przedsiębiorców byłaby obowiązkowa. Uważam jednak, że osiągnęliśmy taki poziom wypaczeń gospodarczych, że trzeba sięgnąć po rozwiązania trudne.
Nie do końca jestem przekonany czy proponuję właściwe kroki, bo chociażby w branży samochodowej operują wielkimi, oznakowanymi odpadami, mają system rejestracji CEPiK, a i tak szara strefa jest gigantyczna. Wiem tylko, że jako producenci i importerzy wydaliśmy w ciągu ostatnich 5 lat na ZSEE 500 mln zł (!) i nadal jesteśmy gotowi inwestować, ale oczekujemy zdecydowanych zmian, przestrzegania podstawowych zasad prawnych oraz zagwarantowania najprostszej uczciwości gospodarczej. Upatrujemy w tej trudnej sytuacji szansy na zmiany, w których gotowi jesteśmy aktywnie uczestniczyć.
Wojciech Konecki,
Dyrektor Ceced Polska, Warszawa