Wprawdzie tytułowe powiedzonko odnosi się na ogół do oceny werdyktów sądowych, ale w lekko zmienionym sensie pasuje ono również do rynkowej egzystencji czasopism. Wiadomo bowiem, że pierwszy rok ukazywania się nowego tytułu jest zawsze trudny i często decyduje o jego dalszym „być albo nie być”. Kto przetrwa rok, ma potem, choćby wciąż „pod górkę”, to na pewno mniej stromo. W kontekście powyższego z satysfakcją konstatuję i wszem i wobec ogłaszam, że „Czystej Energii” stuknął pierwszy rok! Już i dopiero. Nawet tak skromny jubileusz skłania wszakże do pewnych podsumowań, deklaracji i podziękowań.
Przede wszystkim przetrwaliśmy! I to bez większych kłopotów redakcyjnych, organizacyjnych czy finansowych. Owszem, spora w tym zasługa naszego starszego brata – „Przeglądu Komunalnego” i naszego wspólnego rodzica – Wydawcy. Ale na pewno nie przynieśliśmy im ani wstydu, ani nie naraziliśmy ich na nieprzewidziane zmartwienia czy wydatki. Oby tak dalej – w obie strony!
Pracy i tematów, zmartwień i radości na pewno nam nie zabraknie. Czysta energia, w swoich różnych odmianach i źródłach, ma coraz więcej zwolenników (w tym entuzjastów), ale i wciąż wielu zatwardziałych adwersarzy, czy choćby sceptyków. Ufam, że proporcje będą się tu systematycznie zmieniały – na korzyść tych pierwszych. Wierzę, że nie zabraknie nam zapału w propagowaniu koncepcji i wizji energetyki odnawialnej oraz ...