Ludwik Węgrzyn
prezes Zarządu Związku Powiatów Polskich

Po krótkiej i burzliwej kampanii wyborczej do rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich 12 listopada ub.r. rozegrał się jej finał, czyli wybory samorządowe. I nie było w tym nic nadzwyczajnego. Nowatorskim sposobem stosowania techniki wyborczej było uchwalenie przez rządzącą większość sejmową tzw. systemu mieszanego, który zmierzał m.in. do tzw. blokowania list. Dowolne komitety wyborcze mogły zawierać pomiędzy sobą umowy w celu utworzenia grupy list dla wspólnego podziału mandatów pomiędzy siebie. Aby zawrzeć taką umowę, jej uczestników nie musiały łączyć żadne więzy emocjonalne, ideowe czy programowe. Przyjęcie założenia o blokowaniu albo, jak kto woli, tworzeniu grupy list wprowadziło tak ogromny zamęt, że przeciętny wyborca mógł się całkiem pogubić. Można powiedzieć, że wybory się zakończyły, mleko się rozlało, a nawet zostało już wytarte i po co wracać do tamtego politycznego spektaklu. Myślę jednak, że wracać można, a nawet należy. Do następnych wyborów pozostało już tylko (albo aż) 47 miesięcy i należy w trybie pilnym podjąć działania legislacyjne prowadzące do zmiany tej chorej przecież ordynacji wyborczej. Trzeba przygotować takie regulacje prawne, które będą wskazywać do sprawowania władzy tych, którzy mają poparcie wspólnoty samorządowej, wyrażone głosami wyborców. W ostatnich wyborach nierzadko mandat radnego dostał kandydat, który otrzymał kilkakrotnie mniejszą liczbę głosów niż ten, który nie został wybrany. Taka sytuacja nie znajduje zrozumienia normalnych ludzi ani akceptacji społecznej. Gdyby ustawodawca, dając możliwość blokowania list, nakazał zawierającym umowę komitetom przynajmniej stworzenie wspólnego programu wyborczego lub obowiązkową koalicję po wyborach, to można by starać się zrozumieć sens i cel blokowania list. Jednak w praktyce komitety zblokowane przed wyborami rozgrywają – każdy oddzielnie – swoje z góry upatrzone cele i założenia lub dla doraźnych korzyści zmieniają partnerów do sprawowania władzy. Często są to partykularne, prywatne interesiki lokalnych kacyków lub pretendentów do tego niezbyt zaszczytnego tytułu. Tylko odpowiednio wczesne przygotowanie i uchwalenie nowej ordynacji wyborczej da gwarancję, że na miesiąc przed następnymi wyborami władza nie będzie manipulować przy ordynacji.
Odpowiednio wcześniej uchwalona nowa ordynacja dałaby możliwość wcześniejszego i szerszego propagowania aktywności społecznej obywateli na rzecz samorządu terytorialnego. Niebagatelne znaczenie miałoby spokojne sformułowanie programów wyborczych i przedstawienie członkom wspólnoty samorządowej trybów i zasad wyborczych. W nowelizowanej ordynacji najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych i bezpośrednich wyborów organów wykonawczych jednostek samorządu terytorialnego. To wielkie polityczne wyzwanie stawiam naszym parlamentarzystom na najbliższe miesiące ich kadencji.
O kolejnym blokowaniu, tym razem samorządu, można mówić w związku z nowelizacją ustawy o zasadach polityki rozwoju regionalnego. Wprowadza ona zmiany zasad współpracy, a może raczej jej brak, w obszarze rozdysponowania środków pochodzących z budżetu Unii Europejskiej. Zapisy ustawy przewidują powołanie do życia tzw. stałej konferencji współpracy, kierowanej przez wojewodę (art. 7 ustawy). Przyznanie wojewodzie będącemu reprezentantem rządu w terenie kierowniczej roli w tej komisji ogranicza prawo samorządu województwa do ustalania trybu, zasad i zakresu partnerstwa społecznego przy kreowaniu i realizacji polityki rozwoju w województwie. Naruszony wydaje się być tym zapisem artykuł 12 ustęp 1 ustawy o samorządzie województwa, dający samorządowi kierownicze stanowisko i wyposażający go w uprawnienia koordynacyjno-decyzyjne.
Jest tam, co prawda, wymieniona administracja rządowa, a w szczególności wojewoda, ale tylko jako jeden z podmiotów współpracujących z samorządem wojewódzkim. Polityka regionalna definiowana jest jako długofalowe działanie władz publicznych, zwłaszcza samorządu terytorialnego, na różnych płaszczyznach i ukierunkowane na pobudzanie rozwoju gospodarczego i społecznego w regionach. Jest ona efektem uznania za niepożądane istniejących różnic w poziomie rozwoju gospodarczego i społecznego. Inną nazwą używaną do określenia polityki rozwoju regionalnego jest polityka spójności, prowadząca do tworzenia warunków wzrostu konkurencyjności regionów oraz przeciwdziałająca marginalizacji zarówno części Unii Europejskiej, jak i części obszarów wewnętrznych w politykach krajowych.
Jest to jedna z fundamentalnych zasad rozwoju, a główne idee tej polityki ujęte zostały w Traktacie Rzymskim. Są dwie główne zasady realizacji polityki spójności społeczno-gospodarczej. Pierwsza to zasada programowania – polegająca na tym, że polityka rozwoju prowadzona jest w oparciu o wieloletnie strategie, programy i plany, formułowane na różnych szczeblach. Druga – to zasada subsydiarności, oznaczająca konieczność przekazania kompetencji do programowania i zarządzania programami współfinansowanymi za pomocą środków UE i środków krajowych na możliwie najniższe szczeble administracji publicznej. Powinna ona znaleźć odzwierciedlenie w wyposażeniu w odpowiedni zakres samodzielności kompetencyjnej i finansowej, zwłaszcza samorządu wojewódzkiego, do dookreślenia celów rozwoju swojego województwa.
Zasady te zostały złamane przepisami znowelizowanej ustawy o zasadach polityki rozwoju. Najbardziej widocznym przykładem ingerencji w samorządność jest przyznanie wojewodzie prawa do blokowania niektórych decyzji o przyznaniu środków. Nie określono w nowelizowanym przepisie żadnych reguł, przyczyn ani procedur takiego działania.
Jest to wyraźny zamach na samorządność. Patrząc na to z poziomu powiatu, można sobie zadać pytanie, dlaczego te przepisy wprowadzono dopiero po wyborach samorządowych i co łączy (albo dzieli) blokowanie list z blokowaniem wydatków?

Skróty od redakcji