Z dobrej prasy i korzystnych programów rządowych cieszyli się niedawno zwolennicy rozwoju biogazowni. Wiele wskazuje na to, że teraz dobre czasy nadchodzą dla tych, którzy popierają – słowem, czynem lub pieniądzem – energetykę słoneczną. Oczywiście mowa tu o Polsce, bo w niektórych innych krajach uzyskiwanie energii ze słońca wspiera się już od dość dawna. I dotyczy to nie tylko takich słonecznych „potentatów” jak Hiszpania czy Włochy, ale również państw, gdzie nasłonecznienie jest podobne, jak u nas, czyli Niemiec i Czech.

Ich doświadczenia pokazują, że nie mniej ważne od słońca są uwarunkowania prawne i ekonomiczne. Energetyka ma tam bowiem obowiązek kupowania energii wytwarzanej „z promieni słońca”, a na dodatek fiskus dopłaca do każdej takiej kWh. U nas rząd dopiero o tym „myśli”, co być może znajdzie odzwierciedlenie w przygotowywanej ustawie o OZE. Oczywiście przedsiębiorcy wyczuli już rynkową potrzebę i starają się ją zaspokoić. Producentów ogniw fotowoltaicznych przybywa, a mimo to nie zawsze nadążają oni z realizacją zamówień. W najbliższym czasie przeinwestowanie im raczej nie grozi, bo mnożą się projekty budowy elektrowni słonecznych i coraz więcej gmin chce je mieć u siebie.
Ale przyszłość nie jest tak różowa. Można się bowiem obawiać konkurencyjnej „kontry” ze strony koncernów energetycznych. Nastąpiła już ona w Czechach, a jej efektem jest – jak się podejrzewa – wyhamowanie korzystnych dla „słońca” programów wsparcia. Z fotowoltaiką walczy się też propagandowo, zarzucając jej wysokie koszty i niską wydajność. Ten argument najlepiej zbić technologią, która umożliwi uzyskanie lepszych parametrów energetycznych, a zarazem ekonomicznych (o tym w numerze). Nowe rozporządzenie określiło w Czechach wydajność modułów na co najmniej 22%, podczas gdy obecnie produkowane mają standardową sprawność 15%. Oczywiście tak podnoszone wymogi to z jednej strony doping, a z drugiej przeszkoda. Ale zobaczymy…
Czy nasze władze nauczą się czegoś za sprawą czeskich sukcesów i błędów? Mam taką nadzieję, podobnie jak wielu znawców tematu i samych przedsiębiorców. Znów jednak rodzi się refleksja, że nie jest dobrze, gdy o „być albo nie być” jakiejś dziedziny czy nawet branży może decydować nagła i krótkowzroczna decyzja polityków. To utrudnia przewidywanie, planowanie, a tym bardziej inwestowanie w całą polską energetykę, w której – jak twierdzą fachowcy – jest miejsce dla każdego źródła energii. I właśnie niezależnie od tego, jakie to źródło, a z okazji branżowego święta, składam życzenia wszystkim energetykom – oby Wam nie zabrakło żadnej energii!
 
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna