Tym razem chcę poruszyć sprawę solidarności. Nie tej pisanej przez duże „S” i swego czasu na murach. Dzisiaj piszę o tej przez małe „s”, tej, którą trzeba na co dzień nosić w kieszeni. Rozpocznę jednak trochę od zaplecza.
Profesor Winiecki w jednym ze swoich ostatnich artykułów stwierdził, że istniejące i funkcjonujące związki zawodowe są wręcz szkodliwe dla gospodarki. Mimo iż zazwyczaj podzielam jego poglądy, tym razem się nie zgadzam. Nie zgadzam się oczywiście co do zasady takiego twierdzenia, a nie co do poszczególnych przypadków. A teraz już wracam do tematu.

Nasza powinność
Solidarność przez małe „s” jest powinnością związków zawodowych w stosunku zarówno do współpracowników, jak i do współobywateli. Nie wystarcza bowiem rozglądanie się po własnym podwórku firmy, w której się pracuje. Nie wystarcza też miasto, kraj ani kontynent. Jesteśmy winni solidarność, tę codzienną, również innym narodom z innych kontynentów. W pogoni za zyskiem zapominamy o człowieku, który to niby miał brzmieć dumnie. W pogoni za własnym, prywatnym zyskiem zgadzamy się na nieludzkie warunki pracy i na obozy pracy, kupując często za bezcen produkty tam wytworzone. Pewnie wówczas o tym nie myślimy, jednak to nas nie usprawiedliwia. Wręcz przeciwnie. My, Polacy, mamy moralny obowiązek upominania się o innych. Ćwierć wieku temu pół świata upomniało się o nasze prawa, dzisiaj czas, byśmy my upominali się o prawa innych. Nie oznacza to ocz...