Miejskie skwery i parki są ogromnym zasobem przyrodniczym. Można rozwijać ich potencjał, pod warunkiem że zrewidujemy dotychczasowe metody zarządzania terenami zieleni. Skoro trawniki i łąki zajmują nawet 60% terenów miasta, to od nich proponujemy rozpocząć zmiany.

Czy rozluźnienie rygoru koszenia i grabienia może nam pomóc w poprawie wskaźników bioróżnorodności? Gdy spojrzymy na to zagadnienie z historycznej perspektywy, to monokultorowy trawnik powinniśmy uznać za krótkotrwałą fanabe`rię. Jak tłumaczy prof. Piotr Sikorski, badacz miejskich ekosystemów i architekt krajobrazu z SGGW, wyjaławianie miejskiej przyrody rozpoczęło się w XIX w., kiedy poradniki zaczęły promować wizję ogrodu z trawnikiem i niewielką liczbą drzew.

Jeszcze na początku XX w. trawnikowych dywanów było niewiele. Spotykało się za to pastwiska, na które za opłatą przyprowadzano własną zwierzynę – krowy czy konie, stanowiące główną siłę napędową ówczesnego transportu. Bioróżnorodność miejskich muraw była porównywalna z systemami łąkowymi.

Powolne przekształcanie terenu sprawiło, że z przestrzeni zurbanizowanych zniknęły torfowiska, łąki, pastwiska, które ostatecznie w ostatnich dekadach zastąpił trawnik z rolki. Tymczasem bioróżnorodna zieleń to najlepsza odpowiedź na zmiany klim...