Z profesorem Tadeuszem Skoczkowskim, prezesem krajowej Agencji Poszanowania Energii, rozmawia Urszula Wojciechowska
 
Minęło 15 lat działalności Krajowej Agencji Poszanowania Energii (KAPE), w tym 10 lat pod Pana kierownictwem. Jakie są Pana zdaniem największe osiągnięcia tego okresu?
Rzeczywiście obie daty brzmią bardzo dostojnie i zobowiązują do paru słów podsumowań. Patrząc na działalność KAPE z perspektywy piętnastu lat, trzeba przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego, jak śmiałym pomysłem było powołanie agencji. Uchwała Sejmu z 9 listopada 1990 r. w sprawie założeń polityki energetycznej Polski do roku 2010 wezwała rząd do utworzenia agencji, która stanowiłaby zaplecze intelektualne i implementacyjne dla nowej polityki energetycznej Polski. Pomysł utworzenia podmiotu, który wspomagałby rząd przy planowaniu i wdrażaniu niektórych nowych elementów polityki energetycznej, w tym przede wszystkim efektywności energetycznej i OŹE, dowodził dalekowzroczności grupy ludzi, którzy podjęli się utworzenia agencji. Było to przecież siedem lat wcześniej niż przyjęto nowe Prawo energetyczne. Idea posiadania quasi-agencji rządowej nie została jednak nigdy prawidłowo odczytana i zrealizowana przez rządzących. Nie dostrzegli oni swoistego komfortu posiadania i wykorzystywania w procesie wykonawczym agencji oraz potrzeby wdrażania fragmentu polityki energetycznej rządu poprzez wyspecjalizowany podmiot, tak jak ma to miejsce w większości krajów członkowskich. Problem nie leży jednak w niedostrzeganiu czy wręcz uporczywym lekceważeniu agencji jako firmy spoza sektora energetycznego, lecz w braku polityki rządu w zakresie efektywności energetycznej i OŹE, którą agencja mogłaby implementować. Przez te wszystkie lata powtarzałem – nie ma problemu KAPE, jest problem braku woli przebudowy naszej polityki energetycznej w kierunku zrównoważenia. Za te zaniedbania dopiero będziemy płacić.
Co do osiągnięć KAPE, to na pierwszym miejscu wymieniłbym zasługę najmniej widoczną, a mianowicie ciągłe i konsekwentne działania na rzecz wzrostu efektywności energetycznej w kraju, i to wg wzorców europejskich. Tę codzienną pracę, wykonaną w ramach przeszło 150 programów międzynarodowych oraz kilkuset zleceń krajowych, cenię sobie bardziej niż spektakularne osiągnięcia agencji, o których parę słów później. Cenię sobie niezmiernie kompetencje, odpowiedzialność załogi, która jest zdolna do wykonywania programów międzynarodowych na poziomie europejskim. Owoc naszej pracy stanowi bardzo dobra pozycja i marka firmy wśród narodowych agencji energetycznych w Unii Europejskiej. Ta bardzo dobra reputacja firmy to drugi powód do zadowolenia. Wartością KAPE jest również niezależna od wpływów sektorowych pozycja na rynku. Zawsze staraliśmy się unikać ocen i sądów, które naruszałyby społeczne ukierunkowanie naszej działalności. I wreszcie na koniec, pomimo podejmowania ciągle nowych tematów, poszukiwania nowatorskich rozwiązań, udało nam się, mam taką nadzieję, uniknąć niekompetencji, nie przekroczyć granicy własnej wiedzy i umiejętności. Pozostajemy również firmą otwartą na wszelkie formy współpracy, dlatego dbaliśmy o budowanie przyjaznego otoczenia. Nie zawsze się to udawało, ale to zrozumiałe przy działaniach na dość ograniczonym rynku zleceń.
Pierwszym dużym sukcesem KAPE był udział w przygotowaniu ustawy o wspieraniu przedsięwzięć termomodernizacyjnych (1988 r.). To był strzał w dziesiątkę i już na podstawie tej jednej inicjatywy można było ocenić przydatność agencji do działań na rzecz społeczeństwa, bo przecież ustawa powstała jako odpowiedź na uwolnienie cen ciepła. Rząd miał niewielki, ale jednak przygotowany instrument dla wszystkich, którzy nie chcieli biernie czekać na skutki liberalizacji rynku ciepła. Szkoda jedynie, że ustawa nie stworzyła, jak się zakładało, podstaw materialnych funkcjonowania agencji.
Nie do przecenienia jest udział KAPE i innych podmiotów polskich w programach SAVE (od 1998 r.) i ALTENER (od 2002 r.). SAVE wydaje się jednym z najstarszych programów UE, w których Polska uczestniczyła na długo przed akcesją. KAPE przez całe lata zarządzało tymi programami, a teraz pełni funkcję Krajowego Punktu Kontaktowego dla Programu Inteligentna Energia dla Europy (IEE).
Następnie nadszedł okres naszego przygotowania do członkostwa w UE. Komisja już po pierwszym screeningu (przeglądzie) upomniała się o partnera do rozmów w sprawie efektywności energetycznej. I w tym momencie rząd sięgnął po KAPE. Przez cały czas przygotowań agencja wspomagała rząd w procesie przedakcesyjnym a rząd zrewanżował się wskazaniem KE, że to właśnie KAPE będzie odgrywać wiodącą rolę w implementacji polityki efektywności energetycznej w nowym kraju członkowskim. Wprawdzie obietnica ta została szybko zapomniana, ale poskutkowała ona dla KAPE uruchomieniem programu w ramach PHARE’2002 Zrównoważona polityka energetyczna (2003-2004), którego głównym beneficjentem była agencja. Program miał przełomowe znaczenie dla agencji, pozwolił zbudować jej zaplecze materialne na poziomie europejskim. Rozbudowaliśmy wtedy firmę i na zamówienia Ministerstwa Gospodarki wykonaliśmy kilkanaście wartościowych prac studialnych, z wyników których korzysta się w Polsce do dziś.
Nie sposób nie wspomnieć o współpracy z Japonią. W 2007 r. obchodziliśmy dziesięciolecie tej kooperacji, którą nazywamy już partnerstwem energetycznym. Efektywność energetyczna jest jednym z najstarszych obszarów systematycznej współpracy polsko-japońskiej. Utworzyliśmy Polsko-Japońskie Centrum Efektywności Energetycznej działające na Politechnice Warszawskiej. To jedno z niewielu wyspecjalizowanych laboratoriów dedykowanych efektywności energetycznej w Europie. Centrum ma szansę stać się wiodącym ośrodkiem promującym efektywność energetyczną w przemyśle.
Bez wątpienia wyróżnieniem dla KAPE było przydzielenie nam jako podmiotowi koordynującemu zagadnienia związane z wiodącą rolą sektora publicznego w ramach Concerted Action poświęconej implementacji dyrektywy o usługach energetycznych (CA ESD).
Jeśli chodzi o porażki, to dla mnie bez wątpienia były nimi nasze negatywne odpowiedzi i reakcje na niezliczone inicjatywy ludzi, których musieliśmy informować, że owszem agencja, ale bez środków rządowych na wspomaganie małych inicjatyw oddolnych. I musze przyznać, że bliższe były mi reakcje tych, którzy się na nas złościli, niż tych, którzy przyjmowali nasze stanowisko ze spokojem.
 
Czy wszystko, co Pan zaplanował, podejmując się funkcji prezesa, zostało zrealizowane? Wiadomo, że np. nie utworzono proponowanego przez Pana Funduszu Efektywności Energetycznej.
Plany nigdy nie są realizowane się w całości, ale to nie znaczy, że nie trzeba ich mieć. Może nawet w przypadku tak abstrakcyjnego tematu, jakim przez lata była, czy nawet wciąż jest efektywność energetyczna, należałoby mówić o marzeniach. Pierwszym, doraźnym celem po moim przyjściu do KAPE było ustabilizowanie sytuacji finansowej. Później nakreśliłem sobie plan stworzenia sprawnej agencji efektywności energetycznej na wzór europejski. I to w jakiś sposób udało się na małą skalę, odpowiadającą możliwościom finansowym i potrzebom rynku, bo przecież agencja nie dostaje żadnego statutowego dofinansowania budżetowego. Mogę bez wahania powiedzieć, że KAPE pod względem merytorycznym jest agencją efektywności energetycznej na poziomie europejskim.
Z funduszem sprawa wygląda następująco. W grudniu 2006 r. KAPE na zlecenie Ministerstwa Gospodarki wykonała pracę, w której dość precyzyjnie opisano, co powinno znaleźć się w przyszłej ustawie o efektywności energetycznej. Zaproponowaliśmy wspomniany Fundusz Efektywności Energetycznej jako źródło finansowania małych inwestycji energooszczędnych, które nie powinny być objęte systemem białych certyfikatów, chociażby z uwagi na koszty transakcyjne w systemie certyfikatów. Z tego funduszu finansowalibyśmy inicjatywy proefektywnościowe milionów naszych obywateli, pozostawiając duże inwestycje w obszarze działania białych certyfikatów. Myślę jednak, że rząd powróci do pomysłu funduszu.
 
W przygotowywanej Polityce Energetycznej Polski do 2030 roku (PEP)  efektywność energetyczna została potraktowana priorytetowo. Jak Pan ocenia projekt ustawy o efektywności energetycznej? Czy zabezpieczy on realizację 20-procentowego obniżenia zużycia energii do 2020 r.?
W projekcie PEP 2030 efektywność energetyczna została zapisana jako priorytet najwyższej rangi. To nowość w naszych strategiach energetycznych i niewątpliwie dowód na odwagę polityczną rządu – oto po raz pierwszy strona popytowa została co najmniej potraktowana z taką samą atencją jak strona wytwarzania. To dobry znak, ale za ambitnymi celami muszą iść konkretne działania, dające chociażby szansę na sukces – programy, kampanie promocyjne, systemy kształcenia i doskonalenia zawodowego, mechanizmy finansowe wsparcia efektywności, a nade wszystko zapewnienie środków na sfinansowanie działań w celu osiągnięcia zaproponowanych celów ilościowych. Gdyby rząd zakładał, że efektywność sfinansuje się sama, to byłby to błąd nie do wybaczenia. Wszak efektywność to najtańsza energia, ale nie darmowa.
Mam nadzieję, że wszystkie te braki PEP uzupełni ustawa o efektywności energetycznej. To ustawa, której Polska bardzo potrzebuje, ma stworzyć fundamenty pod budowę gmachu efektywności energetycznej w kraju w horyzoncie czasowym co najmniej 2020 r. Oceniając pierwszy projekt ustawy, dostrzegam, że wspomniane fundamenty wylano tylko pod niektóre pomieszczenia, a i to jakoś kuso, oszczędnie, jakby bano się budować coś naprawdę okazałego. Ale nie narzekajmy, projekt jest i trzeba nad nim pracować, tym bardziej że rząd, jak się wydaje, oczekuje twórczego wkładu środowiska. Ustawa jest inicjatywą rządową, powinna jednak wywołać szeroką reakcję na niższych szczeblach. I oby ją wywołała.
Bez ustawy nie można ocenić jej wpływu na realizację celu dwudziestoprocentowego ograniczenia zużycia energii w 2020 r. w stosunku do zużycia przewidywanego, szczególnie biorąc pod uwagę to, że ustawa jest tak skonstruowana, iż wszystkie rozwiązania szczegółowe pozostawia decyzji ministra gospodarki w formie rozporządzeń wykonawczych do ustawy. Zadecyduje ostateczny kształt przyjętej legislacji, ustawa i rozporządzenia. Z uwagi na brak miejsca nie chcę wymieniać brakujących elementów, ale z całą pewnością dyskusja nad ich wprowadzeniem mogłaby ustawę poprawić.
Co do samego celu 20% to uważam, że można go osiągnąć bez jakichkolwiek nadzwyczajnych wysiłków, ale wymaga on jednak pewnych działań, które powinny być działaniami standardowymi, wynikać z praktyki dnia codziennego, a nie z nadzwyczajnej mobilizacji całego narodu. Narodowe pospolite ruszenie pozostawmy na Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej Euro 2012.
 
Czy wprowadzony mechanizm wsparcia w postaci białych certyfikatów jest Pana zdaniem dobrym rozwiązaniem? Na konferencjach w kuluarach słychać głosy krytyczne dotyczące tego systemu.
Białe certyfikaty z punktu widzenia złożoności i skomplikowania systemu są niewątpliwie wyborem najtrudniejszym z możliwych. To dobry system, ale trzeba wiedzieć, jak go stosować, a przypuszczam, że wiedzę na ten temat mamy w Polsce mocno ograniczoną. Mają oczywiście rację ci, którzy mówią, że doświadczenie można zyskać w trakcie funkcjonowania systemu. Pozostaje problem znalezienia startowych parametrów systemu, które nie doprowadzą do jego załamania już na początku. Trzeba wziąć pod uwagę, że w odróżnieniu od innych krajów, gdzie podobne systemy funkcjonują wyłącznie w obszarze odbiorców końcowych, projekt polski zakłada rozszerzenie systemu na sektor wytwarzania i transportu energii, a to nowość światowa.
Mam wrażenie, że twórcy projektu nadmiernie skoncentrowali się na białych certyfikatach, być może zapatrzeni w sukces tych zielonych i czerwonych. A przecież systemy te różnią się znacznie, przede wszystkim tym, że oszczędności energii są zdecydowanie trudniej weryfikowalne, wymagają złożonych procedur oceny czy pomiaru.
Zapomniano o innych mechanizmach, pominięto zobowiązania dobrowolne, jak ognia bano się nawet wzmianki o możliwości zastosowania bodźców finansowych, zwiększonych podatków za nadmierną emisję CO2 lub ulg podatkowych na produkty energetycznie oszczędne.
Obawy podmiotów, które będą objęte regulacją wynikają głównie, jak mniemam, z braku wiedzy o szczegółach systemu. Wprowadzenie tak powszechnej regulacji, o spodziewanych jednak istotnych konsekwencjach biznesowych powinno być poprzedzone kilkuletnim okresem przygotowań, symulacji i małych projektów pilotażowych. Niepokój sektora energetycznego może budzić również niejasny styk białych certyfikatów z systemem handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych. Byłbym również ostrożny z nadmiernymi nadziejami na finansowanie dużych inwestycji w sektorze energetyki w wyniku działania systemu białych certyfikatów.
 
W projekcie ustawy zawarto zapis umożliwiający powierzenie wykonania zadań dotyczących efektywności energetycznej podmiotowi wskazanemu przez ministra właściwego do spraw gospodarki. Jak Pan sądzi, komu zostanie powierzona ta funkcja? Czy będzie to KAPE?
Nie ukrywam, że przez całe lata widziałem KAPE w roli podmiotu wdrażającego politykę efektywności energetycznej rządu. W taki sposób odczytywałem pomysł, który przy tworzeniu agencji przyświecał przed laty posłom, a później rządowi.
KAPE osiągnęła poziom gotowości do pełnienia funkcji agencji quasi-rządowej w 2006 r., co zbiegło się z pierwszymi projektami ustawy o efektywności energetycznej. W trakcie przygotowywania projektu ustawy pojawiła się koncepcja utworzenia nowej agencji ds. efektywności energetycznej. Wielokrotnie publicznie dawałem wyraz swojej dezaprobaty dla takiego pomysłu. Nie kierowałem się przy tym interesami partykularnymi, ale przypominałem, że taka agencja już istnieje i zostały w nią zaangażowane środki publiczne. Pomysł ostatecznie chyba upadł, ale począwszy od połowy 2008 r., KAPE powoli godziła się z myślą, że rządowi już się raczej nie przyda. Wygaszaliśmy tę część naszej aktywności, która związana była bardziej z działaniami budowania świadomości społecznej oraz integracji w ramach polityki regionów. Szkoda, ale konieczność przystosowania się zawczasu do warunków rynkowych dla spółki akcyjnej jest bezwzględna.
Oceniając swoją przydatność do pełnienia funkcji agencji wykonawczej do ustawy, bo tak chyba można w skrócie opisać zamysł ustawodawcy, KAPE podtrzymuje swoje ambicje. Jednak już teraz trzeba zwrócić uwagę na źródła przyszłego finansowania działań związanych z zarządzaniem ustawą i jej implementacją. W akcie tym przewidziano stworzenie wyodrębnionego rachunku w NFOŚiGW, zasilanego z opłaty zastępczej i kar pieniężnych. Nie zapisano, że zgromadzone środki mogą być wykorzystane wyłącznie na działania związane ze wzrostem efektywności energetycznej, w tym przekazane na pokrycie kosztów funkcjonowania systemu wsparcia wzrostu efektywności energetycznej. System białych certyfikatów wymaga znacznych środków na działania administracyjne, szczególnie w fazie tworzenia i zbierania pierwszych doświadczeń. Wzorem ustawy o wspieraniu termomodernizacji i remontów należy od razu przewidzieć wysokość odpisów na finansowanie obsługi działalności administracyjnej systemu. Pozostawienie ustawy bez środków na zarządzanie nią spowoduje, że wszystkie podmioty będą od ustawy odchodzić, co doprowadzi do jej degradacji.
 
Jak ocenia Pan sposób realizacji wdrażania certyfikacji energetycznej budynków? Czy przyjęte w Prawie budowlanym rozwiązania zabezpieczają wdrożenie unijnej dyrektywy?
Oceniając tę kwestię, wyrażam swoje rozczarowanie z tego powodu, że nie potrafiliśmy odczytać intencji Komisji Europejskiej i prawdziwych korzyści płynących dla społeczeństwa z implementacji dyrektywy. Dodatkowo sama dyrektywa nie jest łatwa, raczej okazuje się trudna do wprowadzenia, chociaż niewątpliwie nie aż tak jak dyrektywa o usługach energetycznych, implementowana ustawą o efektywności energetycznej. Jednak nie powinno chodzić o łatwość implementacji, lecz o korzyści dla społeczeństwa. Wybrano drogę interesów grup zawodowych, pokazano dyrektywę w karykaturalnym świetle biurokracji unijnej. Szkoda, bo to my zapłacimy rachunek. A przecież już wkrótce pojawi się nowa wersja dyrektywy, znacznie bardziej wymagająca. Czy będziemy budować budynek na krzywym fundamencie? Osobiście polecam jak najszybsze jego poprawienie.
 
Obecnie tylko 25% gmin posiada plany energetyczne. W ustawie Prawo energetyczne z 1997 r. sporządzanie ich nie było obowiązkowe. Jak ocenia Pan uregulowanie tej sprawy w projekcie nowelizacji Prawa energetycznego?
Tu też nie ma wątpliwości – to bubel legislacyjny. Ale muszę powiedzieć, że podziwiany przeze mnie, po pierwsze za długoletniość (ma już 12 lat), po drugie za zdolność do przetrwania, bo wszyscy o nim wiedzą, krytykują, ale nie przyszło nikomu do głowy, aby coś zrobić z tą oczywistą niedoróbką prawników. Sprawy planowania energetycznego na poziomie lokalnym są coraz ważniejsze. Z jednej strony, trudno sobie wyobrazić skuteczną politykę państwa bez jej realizacji na najniższym szczeblu samorządowym, a z drugiej możliwość realizacji polityki lokalnej bez bezpiecznej infrastruktury energetycznej. Dotychczasowa sytuacja, w której pierwotny obowiązek prawny został przekształcony w niezamierzony środek dobrowolny, pokazała, że planowanie energetycznie w gminie jest rozwiązaniem elitarnym, podejmowanym tylko przez najlepszych. Nasuwają się więc dwa rozwiązania. Pierwsze to zniesienie istniejącego pseudoobowiązku i pozostawienie sprawy inicjatywie oddolnej. Oczekiwanie na lokalne naciski społeczne i ekonomiczne, wymuszające sporządzenia planu energetycznego. Drugie to wprowadzenie rzeczywistego obowiązku, ale równoczesne uruchomienie mechanizmów wsparcia dla gmin przy sporządzaniu planów. Dołożenie nowego obowiązku gminom, pozostawienie ich (jak ma to miejsce teraz) samych sobie, spowoduje albo falę złych, tanich planów, albo, jak dzieje się u nas, znalezienie interpretacji prawnych, pozwalających uniknąć obowiązku. Ustawodawca ma więc jak zwykle wybór, ale problem jest z tym, aby przewidział również skutki swoich zamiarów nieco starannej niż w przeszłości.
 
Serdecznie gratuluję z okazji jubileuszu działalności i tak wielu dokonań. Życzę dalszych sukcesów i na zakończenie zapytam, jakie są plany KAPE na kolejne lata?
Za gratulacje dziękuję. Cieszą mnie one szczególnie, ponieważ płyną od redakcji „Czystej Energii”, czasopisma, któremu można również pogratulować wielu sukcesów. Natomiast plany są konkretne, można je podzielić na dwie grupy. Po pierwsze – odgrywanie znaczącej roli w realizacji zadań wynikających z ustawy o efektywności energetycznej, a po drugie – kontynuacja naszych dotychczasowych działań.
Jako przykładowe cele na przyszłość można wymienić skoncentrowanie działań w zakresie efektywności w trzech obszarach: budownictwo, przemysł i transport; rozwinięcie kompetencji w zakresie systemu białych certyfikatów, o ile wejdzie w życie, rozwijanie potencjału szkoleniowego i wykonywania audytów energetycznych na potrzeby przemysłu. Ponadto, podobnie jak przy systemach zarządzania środowiskiem, chcemy wdrażać systemy zarządzania energią we wszelkiego rodzaju podmiotach. Ważny będzie też rozwój szkoleń w zakresie wiodącej roli sektora publicznego w efektywności energetycznej. Zamierzamy również utrzymać wysoką intensywność działania na poziomie europejskim, w ramach Programu Inteligentna Energia dla Europy, 7. Programu Ramowego.
Wymagać to będzie zmiany struktury i sposobu zarządzania agencją w kierunku zwiększenia samodzielności i, co się z tym wiąże, nieuchronnego maksymalizowania odpowiedzialności pracowników. Mając świadomość osiąganych sukcesów i ponoszonych porażek, nadal wykazujemy wielką chęć do dalszej pracy.