Przeglądając ostatnie doniesienia medialne o zatwierdzeniu przez Komisję Europejską projektów związanych z innowacyjnością gospodarki oraz z rozwojem Polski wschodniej, szczerze ucieszyłem się, że nareszcie zapaliło się jaśniejsze światełko w tunelu problemów związanych z możliwościami absorpcji środków pochodzących z Unii Europejskiej, przeznaczonych na lata 2007-2013. Jest to ogromna kwota, której wielkość z trudnością może sobie wyobrazić nie tylko osoba patrząca na problemy finansowe przez pryzmat budżetów powiatowych, ale także ekonomista widzący je w skali makro. Planowane nakłady mają sięgać 9,7 mld euro.
Można też przewidywać o wiele bardziej dynamiczny rozwój tzw. ściany wschodniej, gdyż regiony te otrzymają dodatkową pulę 2,7 mld euro. To bardzo dobre informacje, dające nadzieję na określenie horyzontu czasowego dla naboru wniosków i ich realizacji. Jak wiadomo, zdobycie unijnych środków nie jest przedsięwzięciem łatwym, a tym bardziej realizacja planowanych inwestycji, o problemach, jakie mogą wystąpić przy rozliczeniach, nie wspominając. Wymaga to ogromu pracy – pracy nie akcyjnej, ale systematycznej i niezwykle skrupulatnej. Polacy są dosyć często zdolni do akcyjności (nawet dużej), ale z permanentną pracą jest u nas różnie.
Ponadto podjęte zostały decyzje związane z podziałem środków na poszczególne województwa, tak więc polskie regiony mogą także być zadowolone.
Jest jeszcze jedna, niewątpliwie dobra informacja – z Brukseli spłynie kwota 36 mld euro, przeznaczona na programy branżowe.
W tym zakresie są także konkretne decyzje. Niektórzy próbują szacować, jaką ilość inwestycji można zrealizować za tak duże pieniądze. Mówi się o 70-80 tys. zadań w Polsce. Aby takie przedsięwzięcia przygotować, wszyscy odpowiedzialni za ich przygotowanie muszą ostro zabrać się do prac planistycznych. Inwestorzy dobrze wiedzą, że przejście przez ten etap jest czasami „drogą przez mękę” – dotyczy to zresztą nie tylko prac związanych z przygotowaniem projektów technicznych, ale także postępowań związanych z raportowaniem, opiniowaniem, a wreszcie z wydaniem decyzji (lub przyjęciem zgłoszenia) na budowę. Moje obawy są tym bardziej uzasadnione, że zaledwie 18% gmin w Polsce posiada aktualne plany zagospodarowania przestrzennego, a więc inwestorzy będą zmuszeni ubiegać się o wydanie decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu, co znacząco wydłuży drogę dojścia do decyzji budowlanej. Dokonane „rzutem na taśmę” przez Sejm minionej kadencji zmiany w prawie budowlanym i w ustawie o planowaniu przestrzennym nie są tak istotne, by znacząco poprawić sytuację inwestora w trybach machiny biurokratycznej. Piszę to jako wieloletni urzędnik administracji samorządowej z ogromną przykrością i żalem, bo odium wszystkich niezałatwionych spraw albo spraw, których czas i procedura załatwiania może zniechęcić do aktywności w inwestowaniu, spadnie m.in. na pracowników samorządów powiatowych.
Wydawałoby się, że jest tak pięknie. Niestety, najgorsze jeszcze przed nami. Zakładając, że w ciągu dwóch lat uda się domknąć procesy planistyczno-decyzyjne, to pierwsze przetargi powinny zostać ogłoszone ok. 2010 r., a więc mniej więcej w połowie realizacji planowanego budżetu.
Najbardziej kosztownymi i zarazem najbardziej społecznie oczekiwanymi inwestycjami będą przedsięwzięcia z obszaru infrastruktury (Program Operacyjny „Infrastruktura i Środowisko”). Lista planowanych zadań jest dosyć długa, bowiem liczy ponad 130 inwestycji, m.in. trasę szybkiego ruchu Warszawa – Gdańsk, południową obwodnicę Warszawy czy modernizację linii kolejowej Poznań – Warszawa. Większość planowanych prac to roboty budowlane. Obok nich część środków wesprze unowocześnienie wydziałów wyższych uczelni. Szkoda, że niewiele środków przeznaczonych zostanie na rozwój nowych technologii i postęp naukowy.
Największy front robót czeka firmy budowlane. I tutaj zaczynają się następne schody. Czarne chmury zbierają się nad horyzontem wykonawców. Według Pawła Poncyliusza, wiceministra gospodarki, w drugim kwartale br. 60% polskich pracodawców miało problemy z zatrudnieniem dobrych pracowników. Odrębnym tematem jest wysokość oczekiwanego wynagrodzenia, a co za tym idzie – wzrost kosztów pracy w planowanych przedsięwzięciach. Jak podają statystyki, w niektórych branżach wysokość wynagrodzenia w I półroczu 2007 r. rosła nawet w tempie 10% w skali roku. Jest to tym bardziej dziwne zjawisko, że pomimo wyraźnego spadku stopy bezrobocia, nadal utrzymuje się ono na wysokim poziomie ok. 12%.
Obok inwestycji krajowych, realizowanych zarówno w oparciu o środki pochodzące z Unii Europejskiej, jak i krajowy kapitał publiczny i prywatny, duże znaczenie ma wielkość i ilość wykonywanych w Polsce przedsięwzięć zagranicznych. Analitycy oceniają, że w tzw. inwestycjach bezpośrednich w 2006 r. zostały zaangażowane środki w wysokości ok. 15,2 mld euro.
Jest to bardzo poważne wyzwanie nie tylko na etapie realizacji inwestycji, ale także perspektywicznego zapewnienia odpowiedniej kadry pracowników dla mających powstać zakładów pracy. Oby nie okazało się, że po zbudowaniu infrastruktury i nowoczesnych zakładów pracy, firmy, które zainwestowały u nas, ze względu na wysokość kosztów pracy przeniosą swoje zakłady do bardziej interesujących dla nich krajów.
Niedawno wyłoniony został nowy parlament. Trudno dzisiaj dywagować, jaki on będzie. Jedno jest pewne – aby zrealizować budżet, którego ramy czasowe przekraczają kadencję władz wybieralnych, nowe władze kraju od samego początku będą musiały zmierzyć się z wieloma problemami do tej pory niezałatwionymi, m.in. z uchwaleniem nowej ustawy o Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Brak tego dokumentu uniemożliwia bowiem rozpoczęcie naboru wniosków z obszaru „Innowacyjna Gospodarka”.
Życzę, aby wyłoniona władza, zarówno ustawodawcza, jak i wykonawcza, miała same sukcesy – będą one też sukcesami Polski.
Ludwik Węgrzyn
ekspert Związku Powiatów Polskich