Podczas niedawnego szczytu europejskiego, w którym brał udział również premier Donald Tusk, przywódcy państw i rządów potwierdzili znaczenie odnawialnych źródeł energii oraz efektywności energetycznej w rozwoju Europy. A przy okazji dość stanowczo ? jak na realia dyplomacji ? ponaglili te kraje, które zwlekają z wdrożeniem unijnych przepisów w tym zakresie. Polska ?zaistniała? więc na szczycie, który w mediach przeszedł bez echa, bo cały ten temat przestał być już ? elektryzujący.

Czy szef naszego rządu wyraził przekonanie o słuszności obranego celu i ?wolę? ambitnego podążania w tym kierunku? Cóż, obserwując niemal dwuletnią dyskusję nad wprowadzeniem ?proeuropejskiego? systemu prawa energetycznego, można mieć zasadne wątpliwości. Ale ponieważ ?nadzieja umiera ostatnia?, ufajmy, że tak właśnie było i spodziewajmy się, iż coś wreszcie ? np. ustawa o OZE ? zostanie skonkretyzowane.

Unijni przywódcy podkreślili, że większe znaczenie w rozwoju europejskiej energetyki powinni mieć sami obywatele. Konsumenci ? a dokładniej: prosumenci ? energii mają więc zyskać większe prawa, m.in. w kwestii zmiany dostawcy energii, możliwości zarządzania jej zużyciem oraz wytwarzaniem we własnym zakresie. Wiadomo, że projekt wspomnianej ustawy zawiera korzystne, właśnie ku temu zmierzające zapisy. Ale co z tego, skoro nadal jest to tylko projekt!

Niedawno pojawił się ?przeciek? (?kontrolowany??), że jeśli zostanie przyjęty ?mały trójpak energetyczny?, to może wystarczy znowelizować obecnie funkcjonujące ustawy i ta nowa, dotycząca OZE, nie będzie w ogóle potrzebna. Nie trzeba być ekspertem czy jasnowidzem, by przepowiedzieć, że to wszystko grozi prowizorką i bałaganem. Widocznie rządowi brakuje koncepcji, wizji lub odwagi. A sam unijny przymus to motywacja niebezpieczna i ułomna. I mocno kompromitująca.

W tej sytuacji nie może dziwić fakt, że niektórym przedstawicielom naszej branży zaczynają puszczać nerwy. Oczywiście nie usprawiedliwia to zbyt agresywnych reakcji, których byłam świadkiem podczas jednej z konferencji prasowych, kiedy to ?przepytywano? przedstawicieli Ministerstwa Gospodarki w sposób bardzo napastliwy, lecz mało konstruktywny. Przecież system wsparcia ? bo on budzi największe emocje ? zależy głównie od budżetu, na którego kształt (i zasobność) akurat ten resort nie ma dużego wpływu.

Nie brakuje ludzi, którzy podejrzewają, że to zwlekanie jest elementem niecnego planu, mającego na celu jak najdłuższe zachowanie energetycznego status quo z uprzywilejowaną pozycją oligopolu. Bo współspalanie dla jednych jest złem koniecznym, a dla drugich to niezły biznes. I ustawa o OZE ? gdy wreszcie będzie gotowa! ? może sporo ?popsuć?. Bardzo niecierpliwie na nią czekając, zapraszam do Bydgoszczy, gdzie organizujemy dwie kolejne konferencje (szczegóły na str. 44).

Urszula Wojciechowska

Redaktor naczelna