Pospolite rośliny jeszcze nigdy nie miały tak dobrej prasy. Mamy za sobą falę akcji przywracających dobre imię chwastom. Co rusz pojawiają się napomknienia, by w trakcie nasadzeń sięgać po lokalne odmiany drzew. Jednocześnie w naszych miastach zmienia się klimat i pojawiają się obawy, jak rodzime gatunki poradzą sobie w tej sytuacji.

Debata na temat sukcesji naturalnej na terenach miejskich rozpoczęła się na trawnikach. Zarządy zieleni w trakcie pandemii zrezygnowały z wielu planowanych zabiegów ze względu na obowiązujące obostrzenia. I chyba wszystkich zaskoczyła mnogość roślin, które doszły wtedy do głosu. – Zauważamy, że ograniczanie koszenia przynosi wzrost różnorodności biologicznej. Dzięki temu w Warszawie poszerzył się bank nasion. 

Do jednoliściennych roślin dołączyły dwuliścienne, które są bardzo cenne dla owadów, zapylaczy – tłumaczy Iwona Jędrychowska-Klimczak, kierowniczka Działu Dendrologii i Różnorodności Biologicznej Zarządu Zieleni m.st. Warszawy.

Obudziło to dyskusję, które gatunki obce mogą pozostać, a które lepiej usuwać. Najbardziej inwazyjne gatunki są już od dawna zidentyfikowane i tu sytuacja jest oczywista. – Nawłoć czy rdestowiec pochłaniają znaczące połacie terenów. Tworzą monokultury, które wypierają rodzime rośliny łąkowe – tłumaczy Iwona Jędryc...