Któż z nas nie zna tego przeboju nieodżałowanej Anny Jantar? Wprawdzie lato nas słońcem, jak dotąd, nie rozpieszcza, ale i tak można – i warto! – je wykorzystać. Wcale nie tylko do opalania. Tę wpadającą w ucho piosenkę dedykuję więc zwłaszcza tym, którzy myślą o zainstalowaniu kolektora słonecznego. To bodaj najtańsze, a zarazem najbardziej marnotrawione źródło „czystego” ciepła, a nawet prądu. Choć odpowiednich instalacji na dachach i przydomowych trawnikach wyraźnie przybywa, wciąż dziwi to, że jest ich jeszcze tak mało. Tym bardziej że kolektory i słońce mają o wiele lepszą „prasę” niż wiatraki i wiatr czy zapory i woda – zwłaszcza po ostatnich nawałnicach i powodziach.
Przychylności mediów towarzyszy też coraz większa – i lepsza – oferta rynkowa oraz korzystniejszy „klimat” inwestycyjny. Podobno jest nawet szansa na finansowe wsparcie ze środków gromadzonych na subkoncie w NFOŚiGW indywidualnych instalacji słonecznych (trwają prace nad tym projektem). Niemniej tego rodzaju decyzje mają często również drugą stronę – na ogół w postaci rozregulowania mechanizmów rynkowych, bez sprawności których trudno myśleć o biznesowych perspektywach. A z kolei bez dobrego biznesu, czyli zdrowej ekonomii, nie ma dostatecznego „parcia” na efektywną ekologię i wsparcia jej długoterminowego rozwoju. Jedno i drugie „eko” nie lubi bowiem ani „akcyjności” polityków, ani decyzyjnej „uznaniowości” urzędników.
Tak czy owak, coraz szybciej „idziemy w stronę słońca”, goniąc naszych sąsiadów, którzy dawno już odkryli, że to się opłaca – również na tej szerokości geograficznej. W zakresie słonecznych systemów termicznych mamy już prawie boom, a rosnące ceny energii (co chyba pewne) będą go nakręcać. Sądzę, że stopniowo powinien się też zacząć ruch – na razie znikomy – w systemach fotowoltaicznych. Na świecie powstają już elektrownie słoneczne, a u nas moduły PV są wykorzystywane głównie do oświetlenia znaków drogowych. To… dużo za mało!
Mam jednak obawy, że ten słoneczny optymizm może być czymś zakłócony. Bo już nie raz to przerabialiśmy. Otóż gdy jakaś nowa dziedzina zaczyna się szybko rozwijać i ktoś może na tym zarobić, a ktoś inny dzięki temu zaoszczędzić, nagle pojawiają się głosy, że prawdopodobnie zaszkodzi to komuś lub czemuś: zdrowiu, budżetowi, wizerunkowi, krajobrazowi, jakimś tam – „z pełnym szacunkiem” – zwierzaczkom czy roślinkom. Teraz ktoś znalazł i „nagłośnił” w mediach metal, który jest w kolektorach słonecznych i „szkodzi” środowisku. Może i coś tam szkodzi, ale na pewno o wiele, wiele mniej niż działania różnych przeciwników czystej energii. Jak widać, lobby nie śpi.
 
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna