Ustalić jasne reguły gry
prezes Zarządu KIGO
Z Tomaszem Ucińskim, dyrektorem Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Koszalinie, rozmawia Tomasz Szymkowiak
Część środowisk samorządowych i przedsiębiorstw komunalnych chce zmian w prawie, dających władztwo nad odpadami gminom. Z kolei przedsiębiorcy z PIGO mówią, że obecne regulacje są wystarczające. Dlaczego więc samorząd nie chce z nich korzystać?
Problem leży w dużej mierze w pieniądzach. Mówiąc o samorządach, ma się na myśli te, w których na gospodarce odpadami można zarobić, czyli zamieszkiwane przez 150-200 tys. osób. Nie mówi się o małych gminach, mających 5-8 tys. mieszkańców. W dużych miastach ilość produkowanych odpadów mogłaby pozwolić na inwestowanie w gospodarkę nimi, ale w tym miejscu veto stawiają same gminy, które nie zgadzają się na nią. Każdy, kto zajmuje się gospodarką odpadami, wie, że skoro gminy nie chcą same rozwiązywać tych problemów, to powinien powstać jakiś instrument prawny, aby je do tego przymusić. Od strony ekonomicznej ważne jest, by gospodarka odpadami leżała w gestii związków komunalnych czy dużych miast. Tylko one bowiem są w stanie wytworzyć taką ilość odpadów, by opłacało się nie tylko składowanie, ale także sortowanie i przetwarzanie odpadów oraz uzyskiwanie wymaganych poziomów odzysku zarówno opakowań, jak i odpadów biodegradowalnych. Tutaj gminy są o tyle w lepszej sytuacji, że już od kilkunastu lat inwestują i budują zakłady utylizacji odpadów – mimo tego prawa, które ktoś kiedyś wylobbował, dobrego nie dla samorządów, ale raczej dla koncernów czy firm zajmujących się bardziej transportem odpadów niż gospodarką odpadami. Myślimy o nowelizacji ustawy w kierunku rozwiązania problemów odpadowych, wykorzystania tych zakładów, które istnieją, oraz budowy nowych, może nawet wspólnie z sektorem prywatnym.
Nie wszystkie gminy mają uchwalone plany gospodarki odpadami, tylko 30% posiada nowe regulaminy utrzymania czystości, a jedynie 6% ogłosiło wymagania wobec przedsiębiorców w ustawowych terminach. Jak walczyć o większe prawa dla gmin, gdy one nie dają sobie rady z tym, co już jest?
Fajnie żongluje się cyframi, ale jaka to jest ilość odpadów? Wiemy, kto i gdzie wybudował zakład i jak on funkcjonuje. Z praktycznego punktu widzenia nic się nie zmieniło. Nie zaczęliśmy np. więcej odpadów wyrzucać do lasu. Wszędzie tam, gdzie rynek był uporządkowany w zakresie gospodarki odpadami, jest tak nadal. Nie są jednak osiągane poziomy odzysku i jak najszybciej należy wdrożyć system racjonalnej gospodarki odpadami. Nie ma przepisu, zgodnie z którym byłby w kraju jeden człowiek odpowiedzialny za osiąganie poziomów zawartych w dyrektywach unijnych i naszych przepisach krajowych. Gmina nie ma żadnego istotnego wpływu na politykę inwestycyjną w zakresie gospodarki odpadami na swoim terenie, jeżeli ma tylko ewidencjonować zawarte umowy na odbieranie odpadów komunalnych.
Przypomnę w tym miejscu, że mówiąc gmina, mam również na myśli pewną ilość gmin czy związek komunalny. Tam, gdzie gospodarka odpadami była racjonalnie prowadzona, gdzie zainwestowały w nią gminy bądź firmy komunalne, tam nic się nie zmieniło. Problemem jest tylko to, że poprzez takie nieciekawe przepisy część odpadów nie trafia do zakładów zagospodarowania, lecz nadal jest wywożonych na składowiska, które na razie są w Polsce najtańszą formą ich utylizacji, dającą duży zysk przewoźnikowi. Uważam, że nad tym trzeba zapanować, a nie atakować małe gminy, które w sposób naturalny włączą się do rozwiązywania tych problemów. Małe gminy pozbywają się problemu odpadów poprzez ogłaszanie przetargów i zlecanie kompleksowej gospodarki odpadami firmom komunalnym. My (PGK Koszalin – przyp. red.) tych gmin obsługujemy kilkanaście i nie zdarzyło się, żeby burmistrz czy wójt rzucał nam kłody pod nogi. Wręcz przeciwnie – raczej zgadza się z naszymi propozycjami, wprowadza kolejne formy segregacji odpadów itp. Tak więc te gminy, mając dobry przykład, mając dobrą firmę, która rozwiąże te problemy za nie, przyłączają się do tych rozwiązań. Istnieją problemy z wdrożeniem regulaminów utrzymania czystości i porządku w gminach. Gmina nie ma bowiem wpływu na odbiorcę odpadów, czyli na przewoźnika. W Polsce istnieją duże problemy z wyegzekwowaniem np. ograniczenia ilości odpadów ulegających biodegradacji deponowanych na składowiskach. Po to jednak, by mieć kontrolę nad strumieniem odpadów i widzieć, co się z nimi dzieje, gmina musi wprowadzić odpowiednie mechanizmy w tym regulaminie. Ustawa nie daje żadnych wskazówek w tym zakresie. Jest zapis, bodajże w art. 9a, który mówi, że przedsiębiorca odbierający odpady ma obowiązek poinformować gminę, co z tym strumieniem się dzieje, ale te informacje przychodzą z opóźnieniem, bo dopiero w pierwszym kwartale roku następnego po roku, w którym te procesy zaszły. O tym, gdzie te odpady trafiają i w jakim procencie są odzyskiwane, gmina dowiaduje się dopiero po zajściu tych procesów. Warunki, jakim powinni odpowiadać przedsiębiorcy, muszą być zgodne z przepisami dotyczącymi transportu, warunków sanitarnych i baz transportowych. Jeśli faktycznie wójtowie czy burmistrzowie nie potrafią z tych przepisów skorzystać, to może należałoby doprecyzować rozporządzenie ministra środowiska? Przepisy są, jest jednak problem z ich egzekwowaniem. Wystarczy pojechać za Odrę, tam wszystko od razu staje się proste. Jest opłata odpadowa, rynek jest podzielony, jest możliwość funkcjonowania na nim podmiotów prywatnych i komunalnych. Kapitał prywatny, mając udziały mniejszościowe, może tam realizować zadania inwestycyjne gminy. Umowy pomiędzy nimi są z reguły kilkunastoletnie, a nie, jak to zwykle bywa w Polsce, trzyletnie. Powinniśmy iść w kierunku stabilnych rozwiązań, a nie mówienia, że gminy nie potrafią z tego korzystać.
O jakie zmiany w prawie odpadowym występujecie?
Mówimy o stabilizacji prawa i nowelizację widzimy tylko w takim zakresie, by nowe prawodawstwo miało możliwość bycia egzekwowanym. Jeśli tego nie ma, to prawo jest złe. Omawiana nowelizacja nie mówi o tym, żeby przebudowywać rynek gospodarki odpadami, żeby można było racjonalnie inwestować, żeby ten rynek był stabilny. Dotyczy ona tylko konsekwencji i egzekwowania. Proces inwestycyjny w ramach PPP jest strasznie skomplikowany, a to, czy kapitał prywatny dopuszcza się do zakładu komunalnego, zależy od dobrej woli i odwagi, a także od tego, czy rynek jest stabilny. Wszyscy wiemy, że duże koncerny chciały zawładnąć rynkiem odpadów w kraju i wtedy rynek byłby podzielony, ale ponieważ nie wszystkie gminy zgodziły się na to, są podmioty komunalne, prywatne i duże koncerny. Uważam, że czas się przystąpić do rozmów, jak ten w pewnym stopniu ustabilizowany rynek ma prowadzić gospodarkę odpadami, a nie „boksować” się między sobą. Jeśli popatrzymy na statystyki zakładów, które funkcjonują: kompostowni, sortowni itp., to okazuje się, że w latach 1996-2006 mimo niestabilnych przepisów większość z nich była budowana przez gminy z pieniędzy unijnych, natomiast duże firmy rzadko w nie inwestowały, bo to było z gruntu nieopłacalne. W prawodawstwie był taki ciekawy zapis, że selektywną zbiórkę, czyli ten najpoważniejszy koszt w odpadach, finansowały gminy, natomiast firmy, których celem jest zysk, zajmowały się transportem odpadów. Dopiero dyrektywy unijne pokazały nam, ile mamy do zrobienia, żeby do 2014 r. osiągnąć 50-procentowy poziom odzysku. Bez odpowiednich rozwiązań prawnych w tej dziedzinie nic nie zrobimy.
Dotychczasowe są więc niewystarczające?
Referendum w sprawie utrzymania czystości ma znaczenie tylko symboliczne, dlatego samorządy powinny mieć inne instrumenty, nawet nakazowe, do osiągnięcia właściwego poziomu gospodarki odpadami. Jeżeli gminy nie osiągną wymaganych poziomów odzysku, to muszą się liczyć z sankcjami finansowymi. Kto jednak za to odpowiada – przewoźnik czy gmina? Gmina nie ma żadnych uprawnień do skutecznego nadzoru nad gospodarką odpadami. Jeżeli gmina nie może nic zrobić, to z własnych podatków będziemy musieli płacić kary unijne.
Ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach zupełnie pominęła kwestie związku gmin. Logiczne byłoby, gdyby system gospodarki odpadami na szczeblu samorządowym obejmował kilka, a może nawet kilkanaście gmin. Biorąc pod uwagę mniejsze gminy, na pewno dawałoby to możliwość prowadzenia racjonalnej gospodarki odpadami. Regulamin gminy ma charakter porządkowy, tzn. określa rodzaj pojemników, wymagane normy i inne konkretne sprawy. Ignoruje jednak kwestię firm, które mają odbierać odpady. Zgodnie z ustawą, podaje tylko, jak ma postępować właściciel odpadów, gdzie te odpady przewozić, gdzie je gromadzić. Wydaje się, że tutaj słusznie został wykonany krok prawny w kierunku zwiększenia treści merytorycznej regulaminu, ale zupełnie pominięto pewne istotne kwestie, związane z przedsiębiorstwami odbierającymi odpady. Ostatnim elementem, który powinien zostać znowelizowany, jest kwestia wpływu gminy na te przedsiębiorstwa, ponieważ obecnie gmina może jedynie cofnąć w drodze decyzji zezwolenie wydane przedsiębiorstwu przewozowemu. Przedsiębiorstwa mogą działać wbrew przepisom prawa, mogą nie realizować żadnych dyrektyw unijnych, a gmina nie może temu skutecznie przeciwdziałać. Cofnięcie zezwolenia można w prosty sposób obejść. Regulamin za niewykonywanie obowiązków przez firmy przewozowe żadnych sankcji nie przewiduje i nie określa sposobu kontroli tych firm.
Stoimy na stanowisku, że Państwowy Inspektor Ochrony Środowiska powinien skutecznie egzekwować zapisane w ustawach obowiązki w zakresie odpadów. Ale od kogo: od firm transportowych czy gmin? W Prawie ochrony środowiska i w ustawie o samorządzie jest napisane, że to gmina odpowiada poprzez stworzenie warunków. Jeśli ten obowiązek ma być z niej zdjęty, to firmy muszą odpowiadać za uzyskanie poziomów odzysku. Pozostaje jeszcze kwestia taryfy za odpady. Zgodnie z prawem selektywna zbiórka odpadów ma być tańsza od zbierania odpadów komunalnych zmieszanych. Wiemy jednak, że na tych ostatnich się zarabia, żeby finansować tę pierwszą. Cały czas jest walka o pieniądze. Firmy prywatne nie chcą tracić zysków, natomiast te gminy, które miały koszty po stronie selektywnej zbiórki, chcą je z siebie zdjąć i „wcisnąć” je firmom transportowym. Dziwne jest twierdzenie MŚ, że gminy mogą nadal finansować sobie selektywną zbiórkę. Powinno być tak, że albo firmy transportowe zajmują się gospodarką odpadami, ale całościowo, albo szczebel samorządowy decyduje o gospodarce odpadami (a przynajmniej ją nadzoruje). Jeśli powstanie związek komunalny, który ma odpowiednią ilość mieszkańców, to niech współpracuje z sektorem prywatnym, bo przecież wszystkich zadań nie opłaca się robić samemu. Ważna jest kwestia egzekucji. Jeśli tego nie będzie, to cały czas będą istnieć ogromne składowiska i opłacać się będzie płacenie niskich kar.
Co takiego właściwie się stało, że środowisko szefów firm zajmujących się odpadami tak mocno się podzieliło?
Nie jesteśmy skłóceni. Na początku swego powstania Forum Dyrektorów miało, że tak powiem, idealistyczne podejście. Chcieliśmy, by każdy przedstawił swoje koszty, cen y i problemy. To była piękna wywiadownia dla wszystkich koncernów, które w to Forum weszły i miały podane na tacy wszystkie dane potrzebne do rozpoznania rynku. Była koncepcja stworzenia jednej izby na bazie Forum, zaproponowano, by powstały dwie odnogi: sektor komunalny i prywatny. Do tego nie doszło, bo pojawiła się kwestia właścicielska, jako że firmy prywatne mają konkretnego właściciela. Ich celem nie jest ideologia, ale zysk. Natomiast sektor samorządowy, mając zapisy w ustawach związane z ochroną środowiska, realizował cel nadrzędny – ochronę środowiska, ale tak żeby do tego specjalnie nie dokładać. Ten zysk nie jest tu więc podstawowym zadaniem. Jesteśmy za sektorem samorządowym, wzorem Niemiec, gdzie jest izba samorządowa jak i prywatna. Nie jesteśmy kolejną rybką do pożarcia przez wielki koncern. Chcemy ustalić jasne reguły gry, kto jest za tę gospodarkę odpadami odpowiedzialny. My pokazujemy inne zdanie, reprezentujemy trochę inny układ właścicielski, a ochrona środowiska to nie jest handel butami – nikt jeszcze na niej nie zarobił. To nie tylko moje zdanie, ale też tych wszystkich, którzy funkcjonują w „starych” krajach UE, gdzie celem nadrzędnym jest ochrona środowiska, a później zysk. U nas z kolei tym celem jest opanowanie jak największego rynku. Chodzi o to, aby ten zysk przeznaczać na inwestycje związane z gospodarką odpadami. Jeśli samorząd poprzez swoje podmioty gospodarcze potrafił podnieść poziom świadczonych usług i zająć się gospodarką odpadami, to niech te pieniądze, które do tej pory szły na gospodarkę odpadami, zacznie przeznaczać na szkoły i drogi, a firmy transportowe, które mają na to koncesje, niech się zajmą tą gospodarką odpadami. No i to jest problem, bo trzeba podnieść ceny, a tego nikt nie lubi. Szuka się więc jakichś rozwiązań, które potępią czy też zdyskredytują działania samorządu. Doskonale wiemy, że te 30% samorządów to nie jest 30% odpadów, a w znakomitej większości miast w Polsce w jakiś sposób ten problem w świetle obowiązujących przepisów na tym etapie jest realizowany. To, kto ma zarządzać odpadami – gminy czy związek komunalny – jest kwestią do dyskusji obejmującej sektor samorządowców, prywatny i komunalny. Należy dojść do takich rozwiązań, które spowodują, że ten zarządzający – czy to będzie sektor prywatny, czy samorządowy – będzie musiał realizować te wszystkie zadania związane z gospodarką odpadami. Należy objąć zorganizowaną gospodarką odpadami 100% odpadów.