To już nie plotki medialne, tylko oficjalne informacje – część zagranicznych inwestorów z sektora energetyki wiatrowej wychodzi z Polski. Znamy nazwy firm, spodziewamy się, jakie będą konsekwencję kadrowe, prawne i finansowe. Nie wiemy jeszcze jednak, jakie będą konsekwencje gospodarcze i wizerunkowe dla naszego kraju. Nie wiemy, czy nadszarpnięte zaufanie uda się kiedykolwiek odbudować.

Mam świadomość, że w ostatnich tygodniach stałem się dyżurnym katastrofistą sektora energetyki wiatrowej. Raport firmy doradczej PwC, który przeanalizował konsekwencje regulacji w projekcie nowej ustawy o OZE, nie zostawia cienia nadziei. Do niekorzystnych zapisów w projekcie ustawy dochodzą nieustające ataki środowisk przeciwnych rozwojowi odnawialnych źródeł energii.
Teoretycznie Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej powinno zawiesić działalność, a jego członkowie – udać się na długie wakacje lub całkowicie przebranżowić. Jednak nasza branża jest na tyle zahartowana, a długoletnie perspektywy i rozwój technologii na tyle obiecujące, że nie należy spodziewać się oddolnej, „samobójczej” likwidacji branży. Mimo ostrych ataków przedstawiciele sektora nadal są otwarci na poszukiwanie właściwych rozwiązań, które umożliwią dalszy rozwój energetyki wiatrowej, a tym samym zapewnią Polsce dostęp do czystej i bezpiecznej energii. Nasz apel „3 X TAK dla wiatru”, który powstał na ostatnim Forum Energetyki Wiatrowej, ma na celu zwrócenie uwagi na ryzyko utraty korzyści dla państwa polskiego i społeczeństwa w przypadku odwrotu od zielonej energii. Podstawowym argumentem za dalszym rozwojem sektora są, oczywiście, nasze zobowiązania wynikające z pakietu klimatycznego i realne ryzyko nałożenia na Polskę gigantycznych kar. Ale wiatr to nie tylko jedyna, realna i najtańsza droga do realizacji obowiązku produkcji zielonej energii, to także motor napędowy polskiej gospodarki i szansa rozwoju polskiej wsi. Sektor OZE to ponadto alternatywa wobec atomu – bezpieczniejsza, a przede wszystkim znacznie tańsza.
Pytanie, ile jeszcze potrwają prace nad ustawą? Przecież jeżeli uwzględnimy konieczność notyfikacji przez Komisję Europejską zapisów dotyczących legalności pomocy publicznej, to zamiast obiecywanego jeszcze kilka tygodni temu przez urzędników Ministerstwa Gospodarki końca 2012 r. wyłania się optymistyczny termin – koniec 2013 r. A przecież w międzyczasie wicepremier Waldemar Pawlak złożył dymisję, co z pewnością nie przyspieszy procesu legislacyjnego. Najgorsze, że ustawa mogła być już przyjęta. Wystarczyło ją uzupełnić o brakujące kwestie, w tym m.in. certyfikacji, transferów statycznych i gwarancji praw nabytych. Niestety, zamiast ewolucji i korekty systemu wsparcia Ministerstwo Gospodarki zafundowało nam rewolucję w całym systemie, co spowodowało już dwuletnie opóźnienie, a szykuje się trzeci rok opóźnień.
Zawirowanie wokół ustawy o OZE udowadnia przysłowie, że „największym wrogiem dobrego jest lepsze”. Choć w tym przypadku bardziej pasuje powiedzenie „niech nie będzie niczego”. Czy taki był cel?
Krzysztof Prasałek, prezes PSEW