Podczas konferencji towarzyszącej Targom RENEXPO 2012 w Warszawie Polska Izba Biomasy zainicjowała dyskusję na temat uprawy agrobiomasy i jej importu. To ciekawa kwestia i mało znana w praktyce, gdyż podlega tajemnicy handlowej. Sprzyja temu przede wszystkim aktualnie obowiązujący system wsparcia, a brak jego zmiany ma uzasadnione podstawy ekonomiczne dla wielkich podmiotów, produkujących energię metodą współspalania biomasy z węglem.
Naciski Komisji Europejskiej powodują, że zwłoka będzie kosztowna ze względu na zapowiedziane kary za brak postępu w realizacji dyrektywy 2009/28/WE w sprawie promocji OZE. Przedstawiony w lipcu przez Ministerstwo Gospodarki drugi w kolejności projekt ustawy o OZE jest krokiem w dobrym kierunku, ale okazało się, że trzeba te kroki stawiać po schodach. Pozostaje cierpliwie czekać na to, jak ułożą się wektory interesów różnych stron. Cierpi na tym środowisko naturalne i zrównoważony rozwój, który ma sprzyjać rozproszonej energetyce, opartej na odnawialnych źródłach energii.
Celowe uprawy agrobiomasy wydają się tak czy inaczej koniecznym rozwiązaniem, a import agroodpadów chwilowym odstępstwem od logiki w myśl sprawdzonej w polskiej gospodarce metody „co nie jest zabronione…”.
Komisja Europejska jest chyba zwolenniczką takiego działania i planuje odejście od biopaliw pierwszej generacji, czyli obligatoryjnych dolewek biokomponentów do paliw transportowych. Od kilku lat mówiło się o tym, że biopaliwa powstają kosztem środowiska naturalnego i mogą przyczyniać się do pogłębienia niekorzystnych zmian klimatu na Ziemi. Oszacowano cały łańcuch energetyczny i emisji CO2 dla biopaliw (estry rzepakowe i etanol) – wynik okazał się niekorzystny, co wreszcie skłoniło KE do reakcji. Lepiej późno niż wcale.
Pytanie brzmi, czy tak samo zostanie potraktowany import biomasy wożonej nieraz na odległość wielu tysięcy kilometrów. Wydaje się, że pięcioletni okres karencji dla technologii współspalania biomasy zawarty w projekcie ustawy o OZE pokryje się z czasem wyeliminowania jej importu przez KE. Ktoś to u nas dobrze policzył i oby tylko te pięć lat było okresem zakładania i rozwoju celowych plantacji rośli energetycznych, gdyż w przeciwnym razie wiele obecnie eksploatowanych i budowanych bloków energetycznych na 100% biomasy będzie musiało przestawić się na inne paliwo. Problem tkwi w tym, że powinny się tym zająć dwa różne ministerstwa, a przecież wiadomo: gdzie dwóch Polaków, tam trzy różne opinie.
Henryk Pyrka, PIB