Wiele gałęzi gospodarki odczuwa skutki pandemii koronawirusa COVID-19. Zagrożenie epidemiczne zakłóciło dotychczasowy rytm życia tak ludzi, jak i biznesu. ?Czarny łabędź? paraliżuje cały świat.

Rynkowi eksperci są zgodni, że w perspektywie długofalowej obecny kryzys z pewnością odciśnie piętno na światowej, europejskiej i krajowej energetyce. Pandemia wpływa bowiem na pracę zakładów przemysłowych, w rezultacie czego spada zapotrzebowanie na energię. Część z gigantów już zawiesiło działalność, np. największe koncern motoryzacyjne Volkswagen i Toyota zamknęły czasowo swoje fabryki w Europie, Renault zrobiło podobnie w Hiszpanii, o zawieszeniu produkcji we Francji i Hiszpanii zadecydował lotniczy gigant Airbus. Strach przed spadkiem zapotrzebowania na energię ze strony przemysłu udziela się na giełdach, w rezultacie czego potaniały np. prawa do emisji CO2. W drugiej połowie marca ich wycena spadła poniżej 16 euro za tonę, a jeszcze w lutym było to ponad 25 euro. Czy taki spadek może cieszyć producentów energii z węgla lub przedsiębiorstwa energochłonne? Chwilowo być może tak, ale w sytuacji długotrwałego spadku zapotrzebowania na energię ? z pewnością nie. Podobnie jak rząd, do budżetu którego trafić może znacznie mniej pieniędzy z aukcji uprawnień do emisji dwutlenku węgla, jeśli, oczywiście, ceny nie zaczną znów iść w górę, gdy kryzys już minie.

Pojawiła się więc nagle nadprodukcja energii, ale też surowców do jej wytwarzan...