Tak, o pieniądze! Te państwowe, czyli de facto nasze i te niby tylko nasze, ale na które państwo też ma ogromny wpływ. Gdy jakiś czas temu Ministerstwo Gospodarki urodziło wreszcie, po długich bólach, koncepcję i kosztorys systemu wsparcia dla energetyki odnawialnej, Ministerstwo Finansów szybko ostudziło zapał optymistów (lub, jak kto woli, naiwnych). ? Za drogo! Z budżetu nie dołożymy (w domyśle: bo nie mamy). Wtedy stało się jasne, że do wyższych cen czystej energii będą się musieli ?dołożyć? jej odbiorcy. Przez media przeszedł pomruk niezadowolenia, a przede wszystkim straszenia. Wyniki sondaży poszły w dół. I wtedy (a dokładnie 17 marca br.) premier na konferencji prasowej bohatersko oświadczył, iż nie ma zgody na dalszy wzrost cen energii dla jej odbiorców (czytaj: wyborców). To zaś oznaczało, że całe wcześniejsze plany, kalkulacje i strategie wzięły w łeb.

Konsekwencją tej nagłej ?załamki? dotychczas forsowanej linii energetyczno-politycznej była ? a właściwie jest ? dość gruntowna zmiana całej? filozofii (określenie o tyle trafne, że wciąż więcej tu dywagacji niż konkretów). Teraz koniem pociągowym nowej strategii ma być system aukcyjny, polegający na dofinansowywaniu najtańszych producentów. Hm, znając polskie (i nie tylko) doświadczenia z przetargami, w których wygrywano najniższą ceną, a później okazywała się ona nierealna albo szkodliwa dla jakości i terminowości inwestycji, można mieć poważne obawy, czy nie będzie to raczej koń trojański. No, ale ? jak uczy przysłowie z nieładnym słowem ?głupi? ? uczenie się na własnych błędach nie jest naszą narodową specjalnością.

Nie kwestionując dobrych intencji premiera, zastanawiam się, czy tym razem nie są one? zbyt dobre. Bo przecież nie przeprowadzono żadnych badań, które by wykazały, że Polacy ? w dostatecznej liczbie ? faktycznie nie chcieliby płacić więcej za czystą energię, aby ?kupować? również czystsze powietrze. Skoro nikogo nie dziwi fakt, że ekologiczne produkty spożywcze (tzw. zdrowa żywność) są droższe i skoro znajdują one wielu nabywców, to może podobnie byłoby z energią. Oczywiście najtrudniejsze są tu pytania (gdybania) o szczegóły: ilu z nas zapłaciłoby więcej i o ile więcej? Ale jest pewien, chyba dość miarodajny, przykład, który pokazuje, że może nie byłoby z tym aż tak źle, jak prorokują sceptycy. Otóż likwidacja zakopiańskiego smogu była możliwa tylko dzięki temu, że już 36% tamtejszych odbiorców ciepła zdecydowało się podłączyć do systemu geotermalnego. Owszem, płacą trochę więcej, ale oddychają zdrowiej i? nadal zarabiają na turystach. A to z kolei pokazuje, że na dłuższą metę inwestycje w czystą energię mogą być dla wszystkich opłacalne.

 

Urszula Wojciechowska, redaktor naczelna