Rozwój energetyki odnawialnej w dużej mierze zawdzięczamy pasjonatom. W tej branży tacy ludzie są niezwykle ważni. Jak to się stało, ze profesor związany z energetyką konwencjonalną z taką pasją zaangażował się w propagowanie odnawialnych źródeł?
 
Na pewno moje zainteresowania energetyką odnawialną, ale jeszcze bardziej rozwojem zrównoważonym, nie są wynikiem mistycznego, gwałtownego przeobrażenia. Są one naturalną konsekwencją badań, różnorodnych doświadczeń wynikających z uczestnictwa w działalności gospodarczej, obserwacji społecznych i wreszcie przemyśleń dotyczących mechanizmów wielkich zmian strukturalnych.
Działalność w obszarze gospodarki była szczególnie istotna dla mojego zaangażowania się w energetykę odnawialną. Dlatego, że obejmowała ona najpierw opracowanie koncepcji i realizację (na stanowisku prezesa Polskich Sieci Elektroenergetycznych) reformy elektroenergetyki w latach 1990-1995, której celem była decentralizacja, a następnie urynkowienie tego sektora poprzez wdrożenie zasady TPA. Przez kolejnych 10 lat tworzyłem natomiast mikrofirmy i stowarzyszenia ukierunkowane na rozwój energetyki lokalnej/rozproszonej, powiązanej z samorządami i odbiorcami (głównym celem tych działań było wykorzystanie rozproszonych technologii gazowych na rynkach energii elektrycznej i ciepła oraz współpraca z elektroenergetycznymi spółkami dystrybucyjnymi, które wówczas postrzegałem jako przyszłą siłę napędową przemian w całej energetyce). W międzyczasie współpracowałem (lata 1997-2005) z rządem w zakresie restrukturyzacji całego kompleksu paliwowo-energetycznego i doktryny bezpieczeństwa energetycznego.
Późniejsza konsolidacja elektroenergetyki (zapoczątkowana na wielką skalę w 2006 r.) uzmysłowiła mi siłę uniwersalnych mechanizmów osadzonych we właściwościach natury ludzkiej. W tym wypadku zrealizowane zostało dążenie do dominacji (klasa polityczna, korporacja elektroenergetyczna), a z drugiej strony nastąpiła ucieczka od wolności (odbiorcy zaakceptowali odebranie im możliwości decydowania o swojej sytuacji na konkurencyjnym rynku energii elektrycznej).
Zdawałem sobie przy tym sprawę z tego, że zawrócenie z drogi rynku i demokracji w elektroenergetyce (szczególnie poprzez włączenie do Polityki energetycznej Polski programu energetyki jądrowej) nie będzie długotrwałe. Dlatego, że pięć lat temu przełom strukturalny w energetyce był już na świecie wyraźnie widoczny na gruncie analiz fundamentalnych. Zresztą to w 2005 r. ogłoszona została przecież przez ONZ „Dekada Edukacji na rzecz Zrównoważonego Rozwoju”. Czyli nie trzeba było mieć już wyjątkowej wyobraźni, żeby dostrzec „nowe”. Należało tylko uznać, że „stare” było piękne, ale wchodzi w fazę schyłkową (zgodnie z najzwyklejszą koleją rzeczy).
Pierwsze Pana projekty w branży OZE dotyczyły wykorzystania rozwoju biogazowni rolniczych, teraz już fascynują pana również inne źródła OZE. Jest Pan niezwykle ważnym i gorącym propagatorem ich rozwoju. Można to odczuć, słuchając Pana wystąpień podczas wielu konferencji. Skąd czerpie Pan siły?
Ze świadomości wagi dokonujących się przemian. Uważam, że w Polsce przekształcenie wielkiej energetyki konwencjonalnej (WEK) w energetykę odnawialną (OZE), wykorzystującą urządzenia energetyki rozproszonej (URE), jest podobna do transformacji ustrojowej i przechodzenia od socjalizmu i gospodarki planowej do demokracji i rynku, co szczęśliwie mamy już w dużym stopniu za sobą. Nie znam nikogo, kto uczestniczył w działaniach na rzecz transformacji ustrojowej i skarżył się na brak sił. Może jedynie niektórych siły opuściły, ale dopiero potem, kiedy poczuli się rozczarowani tym, że nie zostali beneficjentami zmian, albo zrozumieli, że nie do końca mają powody, aby być ze zmian w pełni zadowolonymi.
Uwolnienie energetyki od monopolu i od dominujących korporacji wymaga trudu wielu ludzi. Ciągle wielkie wrażenie robią na mnie dwa przykłady. Dwa tysiące lat temu Messalina podstępem uzyskała od cesarza Klaudiusza (wtedy męża) wyłączność na dostawy żywności dla Rzymu. Skończyłoby się to całkowitą katastrofą, gdyby Klaudiusz na czas (po dwóch latach) nie odebrał Messalinie tego monopolu.
Drugi przykład, współczesny, ma związek z tym, co powiedział Amartya Sen – ekonomista, laureat Nagrody Nobla: „W strasznej historii głodu na świecie poważny problem tego typu nigdy nie wystąpił w niezależnym i demokratycznym kraju z relatywnie wolnymi mediami. Nie ma odstępstw od tej reguły, niezależnie od tego, gdzie byśmy ich szukali”.
Przenoszę te dwa przykłady na energetykę. W demokratycznej i rynkowej energetyce OZE/URE nie będzie miejsca na bezustanny terror ze strony polityków i korporacji, że zaraz załamie się bezpieczeństwo energetyczne. Gdy działa się na rzecz takiej przyszłości, to siły przybywa.
Tworząc Klaster 3×20, dał Pan wyraz temu, jak ważna i powiązana z OZE jest również sprawa redukcji emisji CO2 oraz oszczędzania energii. Czy Pana zdaniem robimy wystarczająco wiele, aby sprostać wyznaczonym w pakiecie klimatyczno-energetycznym celom?
Nie. Przy tym za szczególnie niebezpieczne uważam zawłaszczenie aktywności na rzecz realizacji celów pakietu 3×20 przez elektroenergetykę. Wmawia nam się, że głównymi produktami w aspekcie tych celów są energia elektryczna produkowana we współspalaniu, a także w wielkich hydroelektrowniach przepływowych i na olbrzymich farmach wiatrowych oraz redukcja emisji CO2 w elektrowniach węglowych.
Ale przecież może to być także rezultat związany z poprawą efektywności energetycznej (w tym z termomodernizacją), ciepłem produkowanym w źródłach OZE/URE (w tym przez pompy ciepła), samochodami elektrycznymi (które za kilka lat będą kluczowe w „rozliczaniu” efektów), biogazem czy paliwami drugiej generacji. Dotychczas wszystkich tych „rozproszonych” sukcesów nie wskazywaliśmy Brukseli, bo nie było wiarygodnych systemów/procedur ich potwierdzania. Smart grid zmienia tę sytuację, umożliwia raportowanie efektów osiąganych przez prosumenta (właściciela domu plusenergetycznego, samochodu elektrycznego, gospodarstwa rolnego z mikrobiogazownią), gminę, miasto, zakład przemysłowy. Oczywiście w tym celu trzeba zastąpić istniejące złe regulacje nowymi – lepszymi. Ale to właśnie w tym obszarze możemy zastosować znacznie efektywniejsze sposoby realizacji celów pakietu 3×20 niż proponuje korporacyjna elektroenergetyka.
 
Unia Europejska przedstawia nam już wizję energetyki w 2050 r. Pod Pana kierownictwem powstają takie horyzontalne opracowania. Zatem jak będzie wyglądała polska energetyka w 2050 r.?
Chociaż ciągle jeszcze używam w aspekcie polskiej energetyki 2050 r. określenia „delficka przyszłość”, to przecież nie w kategorii wróżenia. Ta delficka przyszłość, to jest antycypowanie, zawieszone pomiędzy wróżeniem a prognozowaniem. Tu dodatkowa uwaga. Uważam, że polska energetyka w 2050 r. będzie taka jak na świecie: ani lepsza, ani gorsza. Pod tym względem jestem optymistą, chociaż przyznaję, iż trudno mi jest ten optymizm codziennie podtrzymywać, kiedy analizuję politykę rządu, Niszczymy środowisko, dopuszczając do wykorzystania 4 mln ton biomasy rocznie na potrzeby biznesu, który nazwaliśmy „współspalaniem” (w elektrowniach kondensacyjnych, częściowo w wielkich elektrociepłowniach).
Szczerze wierzę w siłę zmian społecznych, które doprowadzą do ograniczenia rozbuchanej konsumpcji na jednym biegunie (USA, UE) i nędzy (Afryka) na drugim. Siła energetyki OZE/URE tkwi w tym, że jest ona użyteczna dla bogatych (właścicieli rezydencji) i biednych (mieszkańców Afryki pozbawionych dostępu do sieci elektroenergetycznych). Jeszcze ważniejsze jest to, że umożliwia człowiekowi podjęcie indywidualnej decyzji odnośnie tego, czym jest rozwój zrównoważony.
Uważam, ze 40 lat, to wystarczający okres, aby konfrontacja między społeczeństwem rozwijającym się w kierunku społeczeństwa wiedzy a potężnymi jeszcze korporacjami energetycznymi (naftową, gazową, węglową, elektroenergetyczną) została rozstrzygnięta na korzyść społeczeństwa. Zwłaszcza, że rządy i korporacje, trwoniąc całkowicie zaufanie społeczne (w wyniku nieodpowiedzialności i megaoszustw), same się pogrążają (obecnie dotyczy to nielicznych jeszcze rządów i w wielkim stopniu korporacji finansowo-bankowych, ale przenosi się to już na korporacje energetyczne, czego Enron jest, niestety, przykładem).
Przechodzę do antycypacji. Pamiętajmy, że w 2050 r. Polskę będzie zamieszkiwać tylko 33 mln mieszkańców. Z tytułu poprawy efektywności energetycznej w budownictwie będziemy zużywać o 50% mniej ciepła (niż obecnie) na cele grzewcze i produkcję ciepłej wody użytkowej. W dodatku większość tej energii będziemy produkować w pompach ciepła (zasilanych energią elektryczną ze źródeł OZE/URE) ze współczynnikiem eksploatacyjnym COP ok. 3. W transporcie 50% z ok. 25 mln samochodów (na pewno nie będzie ich więcej), będą stanowić samochody elektryczne, potrzebujące 3,5-krotnie mniej energii elektrycznej (ze źródeł OZE/URE) w porównaniu z energią chemiczną (paliwem transportowym), niezbędną dla pojazdów z silnikiem spalinowym.
Energii elektrycznej będziemy zużywać (na rynku końcowym, czyli bezpośrednio u odbiorców/prosumentów, uwzględniając potrzeby pomp ciepła i samochodów elektrycznych) ok. 160 TWh. Czwartą część tej energii wyprodukujemy w elektrowniach węglowych. Podobną ilość w rozproszonych źródłach gazowych (kogeneracyjnych, trójgeneracyjnych i combi). Połowę w źródłach OZE/URE (mikrobiogazownie, biogazownie, mikrowiatraki, ogniwa fotowoltaiczne).
 
Spóźniamy się notorycznie z implementowaniem unijnych dyrektyw w zakresie wdrażania i promocji OZE. W jakiej sytuacji bylibyśmy teraz, gdyby zabrakło takich pasjonatów jak Pan?
W materialnym wymiarze (w materialnej rzeczywistości) bylibyśmy praktycznie tu, gdzie jesteśmy, bo ani ja, ani inni pasjonaci w żadnym stopniu przecież nie przyczyniliśmy się do współspalania, do budowy wielkich farm wiatrowych, a tym bardziej wielkich hydroelektrowni przepływowych (te zostały wybudowane bardzo dawno temu). Pod względem mentalności (codziennych nawyków) jesteśmy trochę dalej, ale różnica też jest nieduża, bo zmiany w świadomości zachodzą powoli. Najlepiej dzieje się w obszarze wiedzy. Tu różnica jest duża. Znaczenia nabiera środowisko dostrzegające konieczność zmian (ograniczeń w rabunkowym korzystaniu ze środowiska) i świadome nowych możliwości technologicznych.
 
Ostatnio Greenpeace, wykazując determinację prowadzi akcję niekonwencjonalnymi metodami, nawołując do korzystania z czystej energii hasłami „Polsko bij się o czystą energię” czy „Polacy zasługują na więcej – czysta energia”. Mam nadzieję, ze Polacy mają świadomość potrzeby zmian, ale czy do tego wystarczająca będzie determinacja, czy potrzebna jest też wola polityczna? Jaka jest Pana opinia na ten temat?
W demokratycznym świecie wola polityczna jest powiązana z wolą wyborców. Ale trzeba widzieć dwie ścieżki, które prowadzą do wielkich zmian. W czasie panowania kiepskich polityków (politycznych celebrytów, takich, z jakimi mamy do czynienia teraz) zmiany polityczne następują dopiero wtedy, kiedy żąda ich populistyczna większość społeczeństwa (w trybie rewolucji albo strajków i następnie wyborów). Są też okresy panowania dobrych polityków, których główna rola polega na sprzeciwieniu się populistycznej większości i wyprzedzającym kreowaniu potrzebnych zmian.
Po tej uwadze odpowiadam na Pani pytanie. W Polsce w najbliższych latach nie zanosi się na panowanie dobrych polityków. Greenpeace natomiast rośnie w siłę. W dodatku przekształca się z ruchu populistycznego w ruch coraz bardziej merytoryczny. Dlatego uważam, że potrzebna jest determinacja (Greenpeace), w wyniku której pojawi się wola polityczna. Potem nastąpi rozwój energetyki OZE/URE. Bez rewolucji. Na początku z krótkotrwałymi strajkami korporacji, które znajdą się w pułapce. Następnie już w spokoju, właściwym dla dobrej demokracji i dobrego (dobrze regulowanego) rynku.
 
Nasz miesięcznik promuje OZE już 10 lat, odnieśliśmy pewne sukcesy, ale czujemy również niedosyt, są bowiem jeszcze takie miejsca w Polsce, gdzie istnieje olbrzymia luka edukacyjna. Jest zatem jeszcze wiele do zrobienia. W jaki sposób dotrzeć do takich społeczności, aby wówczas, gdy pojawi się inwestor, ludzie wiedzieli nie tylko, co mogą zyskać, ale umieli się również obronić przed złymi inwestycjami?
Od początku tego roku intensywnie namawiam w moich wystąpieniach (publikacjach) do budowania „Narodowego wirtualnego laboratorium energetyki OZE/URE”. O co chodzi?
Jesteśmy na początku drogi obszarze energetyki OZE/URE, ale wiele już osiągnęliśmy w dziedzinie Internetu, telefonii komórkowej, w rozwoju przemysłu ICT (Information and Communication Technology – przemysł elektroniczny, teleinformatyczny) albo w biotechnologii środowiskowej. Z drugiej strony wydajemy całkowicie nieefektywnie wielkie pieniądze na dopłaty do energetyki odnawialnej. Już obecnie są to 3 mld zł rocznie, a z każdym rokiem kwota będzie rosnąć. To trzeba i można zmienić.
Za 3 mld zł rocznie można stworzyć polskie specjalności w energetyce OZE/URE. W tym celu nowe systemy wspomagania OZE/URE muszą być ukierunkowane na projekty demonstracyjne, łączące modernizację gospodarki energetycznej prosumenta (z pompą ciepła, mikrowiatrakiem, mikrobiogazownią, ogniwem fotowoltaicznym, samochodem elektrycznym…) z mini/mikro smart gridem. Jest zrozumiałe, że lista charakterystycznych projektów musi być otwarta. Na początek powinna ona obejmować szerokie spektrum zróżnicowanych prosumentów, wspomaganych na przykład (ale nie tylko) przez Narodowy i wojewódzkie fundusze ochrony środowiska i gospodarki wodnej.
Beneficjenci pomocy powinni mieć obowiązek (zawarty w umowie o środki pomocowe) prezentacji swoich doświadczeń w przestrzeni publicznej, czyli w Internecie. Istotą tej propozycji jest zwiększenie transferu doświadczeń logistycznych i eksploatacyjnych związanych z modernizacją energetyki w szerokim sensie za pomocą technologii internetowych, które znacznie wyprzedziły energetykę.