A jak wiosna, to i odwilż. Ta zaś w języku polityki i dyplomacji oznacza poprawę stosunków między dwoma państwami, frakcjami, obozami... I oto właśnie doczekaliśmy się tej odwilży w energetyce! Podczas niedawnego spotkania „na szczycie”, czyli energetycznego „okrągłego stołu” (Kielce, 25-26 marca), doszło bowiem do „znacznego zbliżenia stanowisk”, „przełamania impasu”, „deklaracji sojuszu” itp.
Sformułowania cytowane ze wspomnianego języka nie są tu wcale cyniczne, a tylko felietonistyczne. Klimat tego spotkania i wypowiedzi „wysokich rangą” reprezentantów obozu energetyki konwencjonalnej, a także przedstawicieli „czynników rządowych”, faktycznie pozwalają wierzyć, że zanosi się na zmianę nie tylko „na płaszczyźnie” gestów i słów. Energetyka konwencjonalna – że pozwolę sobie na taki antropomorficzny skrót – najwyraźniej zrozumiała, że zwłaszcza wobec naszych unijnych perspektyw nie może się dalej „odcinać” od energetyki odnawialnej, a tym bardziej – jawnie jej bojkotować. Co więcej, alternatywą dla dotychczasowej niechęci (albo i jawnej wrogości), nie musi być wymuszona koegzystencja, chłodna tolerancja czy bolesny kompromis. Konieczność wypełnienia określonych w dyrektywach Unii parytetów oraz technologia współspalania węgla i biomasy powodują, że energetyka odnawialna może się stać dla swojej starszej i dużo wię...