Ministerstwo Środowiska opublikowało projekt założeń do projektu ustawy o zmianie ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (z 18 stycznia 2010 r.). Stanisław Gawłowski, sekretarz stanu w tym resorcie, uzasadniając przyjęte tam rozwiązania, stwierdził, że samorządy uzyskają dodatkowe instrumenty pozwalające zarządzać strumieniami odpadów, zwłaszcza w zakresie ustalania miejsc odzysku i unieszkodliwiania odpadów.

Projekt ten jest efektem uzgodnień międzyresortowych i stanowi swego rodzaju kompromis pomiędzy postulatami niektórych samorządów, forsujących przejęcie przez gminy własności odpadów, a racjonalnym, uzasadnionym oczywistymi względami gospodarczymi i społecznymi utrzymaniem konkurencji przedsiębiorstw (prywatnych i komunalnych) na rynku odbioru i zagospodarowania odpadów komunalnych. Rozwiązania te zapewnią optymalne wykorzystanie istniejących i planowanych instalacji odzysku i unieszkodliwiania odpadów, m.in. zakładów ich termicznego przetwarzania, współfinansowanych z funduszy UE. Gminy uzyskają także dodatkowe uprawnienia kontrolne. Ponadto zaostrzone zostaną wymagania wobec firm odbierających odpady i sankcje za łamanie obowiązujących przepisów. W wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej minister Gawłowski podkreślił – „Władztwo tak, własność nie – chodzi o władztwo w sensie kierowania strumieniem odpadów”.
 
I wilk syty, i owca cała…
Wydawałoby się więc, że w ten sposób przesądzony został kierunek nowelizacji przepisów, który powinien satysfakcjonować zarówno samorządowców, jak i przedsiębiorców. Zrealizowany zostałby bowiem główny postulat samorządów, tzn. zapewnienie ekonomicznych warunków dla koniecznych inwestycji w wysoko wydajne instalacje do przetwarzania i unieszkodliwiania odpadów. Przedsiębiorcy zaś zyskaliby wreszcie gwarancje stabilnych warunków prowadzenia działalności gospodarczej i zwrotu nakładów na inwestycje, bez permanentnego w ostatniej dekadzie zagrożenia przejęciem przez gminy rynku.
Oczywiście, nie można zapominać, że proponowane rozwiązania dotyczą także, a może przede wszystkim – mieszkańców i ich budżetów domowych. Zachowanie konkurencji i pluralizmu na rynku gospodarki odpadami, w którym firmy prywatne i komunalne mają obecnie po ok. 50% udziałów, stanowi dla ich klientów najlepszą gwarancję utrzymania rozsądnej ceny za usługę i odpowiedniej jej jakości. Nie ma więc potrzeby wprowadzania specjalnego „podatku śmieciowego”, który – jak wskazują doświadczenia innych krajów UE – stanowi stale wzrastający koszt utrzymania dla gospodarstw domowych.
 
Zaostrzenie sankcji
Od dawna wiadomo, że mimo iż w mamy w Polsce prawo odpadowe spełniające wszelkie standardy ekologiczne, zupełnie nie potrafimy tego prawa egzekwować. Stąd też bierze się problem dzikich wysypisk i inne praktyki nielegalnego pozbywania się odpadów, a także dogodne warunki do działania tzw. szarej strefy, fałszowania dokumentów potwierdzających zagospodarowanie odpadów i prymitywnych sposobów ich unieszkodliwiania. Dla rzetelnych przedsiębiorstw to także jedna z podstawowych barier inwestycji i rozwoju. W wielu wywiadach prasowych nowy minister środowiska zapowiedział wojnę przeciwko tym praktykom, a w projekcie założeń zapowiada się zaostrzenie sankcji i wzmocnienie odpowiednich służb kontrolnych i inspekcji. Wszystkie te patologie, traktowane dotychczas jako drobne wykroczenia i najczęściej umarzane jako sprawy o niewielkiej szkodliwości społecznej, muszą być bezwzględnie ścigane także przez służby kryminalne i traktowane jako poważne przestępstwa przeciwko środowisku naturalnemu – to znaczy przeciwko zdrowiu i życiu ludzi. Na konieczne wzmocnienie służb kontrolnych i zastąpienie inspekcji ochrony środowiska policją ekologiczną można z powodzeniem, przy niewielkiej korekcie przepisów, wykorzystać miliardowe środki finansowe trafiające obecnie do kasy państwowej z opłat za korzystanie ze środowiska (m.in. za składowanie odpadów). Nakłady te zwrócą się z pewnością w dwójnasób w bardzo krótkim czasie.
Wracając do założeń nowelizacji prawa odpadowego warto zauważyć, że odzywają się także głosy kontestujące rozwiązania przyjęte w rządowym dokumencie, w dalszym ciągu domagające się wprowadzenia „podatku śmieciowego”. W publikacji w „Dzienniku Gazecie Prawnej” z 16 lutego br., zatytułowanej „Tylko 10% dostaną gminy za wywóz śmieci”, przedstawiciele samorządów stwierdzają, że proponowane w założeniach przekazywanie 10% z opłat za odbiór odpadów na rzecz gminy „nie wystarczy na uruchomienie kompleksowego systemu gospodarowania odpadami komunalnymi”. Jasne jest, że zwolennicy pełnej rekomunalizacji gospodarki odpadami chcieliby raczej powrotu do sytuacji sprzed 1990 r. – pełnego monopolu gmin w gospodarce odpadami.
Rozpatrując więc na koniec te kwestie, warto wziąć pod uwagę chociażby dane, o których mówił przed dwoma laty z trybuny sejmowej Janusz Mikuła, wiceminister rozwoju regionalnego, zadając retoryczne pytanie „Kogo na to stać?”. Pytanie to dotyczyło bowiem efektywności niezwykle kosztownych instalacji do segregacji odpadów czy kompostowni budowanych ze środków publicznych i zarządzanych przez samorządy, których sprawność (poziom odzysku odpadów) wynosi z reguły zaledwie 5-10% (!). Tak więc na obecnym etapie zapewnienie odpowiednich źródeł finansowania inwestycji w nowoczesne instalacje do przetwarzania i unieszkodliwiania odpadów nie stanowi zasadniczego problemu. Wszak z funduszy UE w pespektywie finansowej 2007-2013 zarezerwowano na ten cel ponad 1,5 mld euro, zaś prywatni inwestorzy, mimo licznych barier i przeszkód, przygotowują i realizują kolejne inwestycje. Nie stanowi także problemu – w świetle zmian proponowanych w projekcie założeń rządowych – zapewnienie odpowiednich strumieni odpadów dla tych instalacji. Nie można jednak dopuścić do tego, żeby marnotrawić fundusze publiczne na chybione inwestycje, które przez kolejne dziesiątki lat będą generowały biurokrację, eskalowały bezsensowne koszty i żądania zwiększania lub wprowadzania nowych podatków śmieciowych na ich utrzymanie.
 
 
Dariusz Matlak,
prezes Zarządu PIGO
 
 
Skróty i śródtytuły od redakcji