Wspaniała życiowa podróż – z profesorem Maciejem Nowickim, prezesem Zarządu EkoFunduszu, rozmawia Wojciech Dutka
W sierpniu 2002 roku minęło 10 lat, kiedy idea ekokonwersji zmaterializowała się w postaci aktu założycielskiego fundacji EkoFundusz…
To był historyczny moment po zmianie ustroju Polski, która odziedziczyła ogromne długi po poprzednim systemie politycznym. Wiele krajów chciało wtedy rzeczywiście Polsce pomóc, także w ochronie środowiska. Nasi wierzyciele wiedzieli, że spadkiem po komunizmie jest bardzo wielkie zanieczyszczenie środowiska. Polska, obok Związku Radzieckiego i NRD, była najbardziej zanieczyszczonym krajem Europy i trzeba było ogromnych pieniędzy żeby to zmienić. W latach 1991-93, najpierw USA a potem Francja i Szwajcaria, podjęły decyzje, żeby 10% długów naszego kraju przeznaczyć na ochronę środowiska. Dobra praca Funduszu została potwierdzona ekspertyzą przeprowadzoną w 1997 r. przez OECD i UE, która wykazała, że jest to chyba najlepszy fundusz ekologiczny w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Spowodowało to decyzje o przystąpieniu do EkoFunduszu kolejnych krajów – Szwecji, Włoch i Norwegii.
Jak ocenia Pan minione 10 lat – jako człowiek, którego idea zrodziła czyn?
To nie był mój pomysł, nie uzurpuję sobie do tego żadnych praw. Z pomysłem tym przyszedł do mnie prof. Żylicz, ówczesny dyrektor Departamentu Ekonomicznego w Ministerstwie Ochrony Środowiska, którego ja byłem ministrem (w rządzie premiera Bieleckiego). Z tym pomysłem poszedłem do premiera, który natychmiast zorientował się, że jest to znakomita koncepcja. Zwołał w Warszawie posiedzenie ambasadorów – członków Klubu Paryskiego oraz dał instrukcje polskim negocjatorom. Po negocjacjach, zakończonych redukcją 50% polskiego zadłużenia, Klub Paryski zapisał generalną zasadę, że dalsze 10% długu może być przeznaczone na cele uzgodnione bilateralnie między Polską i poszczególnymi członkami Klubu Paryskiego. Stany Zjednoczone natychmiast, już w czerwcu 1991 r., podjęły decyzję, że 10% polskiego długu wobec USA będzie przeznaczone na ochronę środowiska (tzw. ekokonwersja długu).
Czy jest Pan zadowolony ze swego dzieła?
Realizacja pomysłu przerosła moje wyobrażenia. Gdy 10 lat temu, z kilkoma osobami zakładaliśmy EkoFundusz, nie zdawaliśmy sobie sprawy, w jaką wspaniałą, życiową podróż się udajemy. Była to pierwsza na świecie instytucja, obsługująca ekokonwersję długu na skalę kilkuset milionów dolarów. Na początku były to tylko pieniądze amerykańskie, ponad 370 mln dolarów. Podjęliśmy pionierski trud opracowania własnych, niezwykle precyzyjnych procedur selekcji wniosków, a potem kontroli każdego prowadzonego projektu. Dzięki temu EkoFundusz uzyskał niezależność od jakichkolwiek wpływów pozamerytorycznych. Jeżeli zna się dobrze priorytety i bardzo precyzyjnie zakreśla się ich granice, wtedy można poprzeć każdy dobry wniosek, jeśli znajdzie się w obrębie pola priorytetowego. Tej świętej zasady cały czas się trzymaliśmy. Poprzez aktywne poszukiwanie najlepszych projektów, drogą konkursów i własnych programów, koncentrowaliśmy środki, aby zrealizować projekty ekologiczne bardzo ważne w skali kraju. W ten sposób pieniądze EkoFunduszu znalazły się tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne. Dzisiaj pozytywnie oceniam całe minione 10 lat i uważam, że przy pomocy stosunkowo niedużych środków, blisko dziesięć razy mniejszych od środków NFOŚiGW, uzyskaliśmy znaczący wkład w ochronę środowiska w Polsce.
Mówi Pan, że procedury przyznawania pieniędzy są obiektywne. Czy jest to możliwe, gdy występują wpływy i wymagania donatorów?
W decyzjach donatorów o przystąpieniu do EkoFunduszu były też powody merkantylne z tego względu, że nasza misja, obok ochrony środowiska, ma za zadanie także promocję najlepszych rozwiązań technicznych z krajów donatorów. Wybór najlepszej technologii dokonywany jest jednak zawsze drogą przetargu międzynarodowego. Do przetargu zapraszamy firmy polskie i firmy z krajów donatorów. Wygrywa najlepsza oferta. Korzyścią dla Polski jest to, że jest to oferta na najwyższym poziomie światowym. Na szczęście dysponujemy funduszami, żeby właśnie dofinansowywać rozwiązania rzeczywiście najlepsze. Interesem krajów donatorów jest to, że mechanizm ekokonwersji długu jest też promocją dla niektórych firm na polskim rynku. Więc jest to takie rozwiązanie, w którym wygrywają obie strony. Obiektywna ocena ofert jest możliwa dlatego, że stosujemy analizę wielokryterialną, która obejmuje trzy aspekty wniosków – ekologiczny, technologiczny i ekonomiczny. Każdy wniosek jest analizowany z tych trzech punktów widzenia. Wspomniałem o konkursach. Konkursy są prowadzone metodą punktową, w której uwzględniamy szereg czynników, decydujących o jakości wniosku. Dotacje otrzymują tylko te projekty, które osiągają więcej niż 60% możliwych do zdobycia punktów. Chciałbym dodać, że z kolei w naszych programach ustawiamy listę rankingową według instalacji, które wywołują największy efekt ekologiczny. Przykładowo skoncentrowaliśmy nasze działania na Borach Tucholskich, żeby tam doprowadzić do oczyszczenia wód jezior i rzek. Na początku analizie poddaliśmy około stu projektów, z których wybraliśmy piętnaście o największym znaczeniu i największej efektywności. Przy pomocy takich mechanizmów dofinansowujemy najważniejsze projekty, używając możliwie najmniej pieniędzy do tego celu. Z takiego podejścia nasi donatorzy są bardzo zadowoleni. Dowodem tego jest fakt, że wnioski, które jako Zarząd stawiamy do zatwierdzenia dotacji na forum Rady Fundacji, są przyjmowane prawie w 100%.
Jest Pan bardzo związany z EkoFunduszem. Odrzucił Pan różne ciekawe propozycje, był Pan prawie pewnym kandydatem na Prezesa NFOŚiGW…
Powiedziałem, że nikt z nas nie spodziewał się, że to będzie taka wspaniała przygoda. Dziś z perspektywy dziesięciu lat mogę powiedzieć, że miałem przyjemność pracować przez ostatnie lata ze wspaniałymi ludźmi. Tworzymy zespół przyjaciół, znakomitych fachowców, ludzi uczciwych i życzliwych. EkoFundusz to unikalna instytucja, nie tylko w Polsce. W tej chwili OECD prosi nas o napisanie przewodnika dla innych funduszy ekologicznych, dla krajów Europy Środkowej i Wschodniej oraz byłego ZSRR. Zdobyliśmy uznanie międzynarodowe. Pomogliśmy wielu ludziom, którzy realizują inwestycje proekologiczne i borykają się z wielkimi trudnościami. EkoFundusz to instytucja, którą dało się ogarnąć i dało się nią kierować wkładając całe serce. Instytucje ogromne, zbiurokratyzowane są zwykle odczłowieczone, natomiast ta instytucja cały czas miała i ma duszę. Dlatego jest to wspaniały okres w moim życiu.
Jedną z nagród, którą Pan Profesor otrzymał przeznaczył Pan na stypendia…
To następna wspaniała przygoda dla mnie i całej mojej rodziny. Znaczną część pieniędzy, które otrzymałem z bardzo prestiżowej, największej na świecie nagrody w dziedzinie ochrony środowiska przeznaczyłem na stworzenie fundacji, której jedynym celem jest wspieranie rozwoju najlepszych młodych, polskich specjalistów w ochronie środowiska. Fundacja ta ma już prawie 6 lat. Ze stypendiów zagranicznych skorzystało ok. 80 osób i muszę powiedzieć, że są to wspaniali młodzi ludzie. Jeżeli ktoś mówi, że nowa generacja to pokolenie stracone, to ja uważam, że jest to nieprawda. W każdym pokoleniu są ludzie źli, pasywni, leniwi i mniej zdolni. Ja mam do czynienia z tymi najwspanialszymi, którzy będą stanowić o przyszłości Polski. Wszyscy tworzymy w tej chwili grupę przyjaciół. Wierzę, że do nich należy przyszłość w ochronie środowiska. W czasie odbywania stypendiów w Niemczech są oni wspaniałymi ambasadorami Polski, tak są oceniani przez najlepsze instytucje niemieckie, w których odbywają stypendia. Po powrocie do Polski znają języki, znają też najlepsze technologie i mogą wprowadzać je u nas. Nie tylko tej decyzji nie żałuję, ale jestem szczęśliwy, że kiedyś ją podjąłem.
Panie Profesorze – pytanie osobiste. Na ochronie środowiska nie zarabia Pan pieniędzy, poświęcił Pan swój majątek, chyba trochę zaniedbał Pan pracę naukową. Czy całe życie traktuje Pan jako posłannictwo?
Jestem z powołania naukowcem, kocham naukę i kocham młodzież. Nigdy nie przypuszczałem, że mogę zmienić styl mojej pracy, że mogę przestać pracować na uczelni czy w instytucie naukowym. Nagroda, którą otrzymałem w Niemczech była za całokształt moich dokonań, nie tylko jako ministra czy działacza międzynarodowego, ale i naukowca. Odszedłem od nauki i można powiedzieć, że teraz jestem menedżerem. Ale takim menedżerem, który niezwykle merytorycznie podchodzi do każdego wniosku. EkoFundusz to taka instytucja, która ma dwie nogi, jedną finansową a drugą – merytoryczną. Każdy wniosek jest badany i oceniany niezwykle starannie. Jeśli można go uzupełnić, czy poprawić to sugerujemy pewne zmiany. Często ich wprowadzenie powoduje, że projekt staje się lepszy. Pełnimy tę konsultingową funkcję za darmo, by ludziom pomóc, żeby instalacja czy technologia była najlepsza.
Panie Profesorze, ekologia – to bardzo nośne i pojemne hasło. Jest używane jako oręż w walce politycznej, w kampaniach wyborczych. Ostatnio dużo pisano o organizacjach proekologicznych, które powstają tylko po to, żeby oprotestowując różne inwestycje, uzyskiwać pieniądze od inwestorów. Czy jest na to recepta?
Na pewno w dużej mierze możemy się obronić przed wykorzystywaniem ekologii do niecnych celów. Proszę zwrócić uwagę, że brakuje w Polsce mechanizmów, które funkcjonują w państwach demokratycznych. Te mechanizmy potrafią się obronić przed takimi akcjami i produktami pseudoekologicznymi. Jest to np. ecolabeling czyli etykietowanie, ale nie takie, że sam producent sobie napisze, że to jest ekoprodukt, lecz certyfikowane przez niezależne instytucje.
Jak mogą powstać takie wiarygodne i niezależne instytucje?
To są instytucje rządowe, powoływane ustawą. U nas nie ma takich inicjatyw. W idei zrównoważonego ekorozwoju jest to niezbędne narzędzie, aby odsiewać męty od tego co wartościowe. A druga możliwość oddziaływania – to są organizacje konsumenckie. Zupełnie nie ma tego ruchu w Polsce. Gdyby był on niezależny i silny, to my jako konsumenci bylibyśmy informowani przez ten ruch, co jest oszustwem a co rzeczą wartościową. Stanowiłby on mechanizm do poprawy jakości towarów, a konsumenci świadomie wybieraliby rzeczy wartościowe. To są moim zdaniem dwie rzeczy, których bardzo brakuje nam w Polsce, aby rzeczywiście ochrona środowiska w społeczeństwie funkcjonowała lepiej.
Brakuje wiarygodnych firm doradczych, konsultingowych dla inwestorów, dla samorządu terytorialnego w inwestycjach dla ochrony środowiska. Wójt czy burmistrz jest skazany na firmę, która przedstawia oferowany wyrób czy technologię, uwzględniając przede wszystkim swoje interesy.
To prawda. I dziwna rzecz, nie rozwinął się do tej pory rynek konsultingu w Polsce. Jeżeli się nie rozwinął i nie ma wielu dobrych, wiarygodnych firm konsultingowych, to w to miejsce wchodzą różni hochsztaplerzy i pojedyncze osoby, które często są niedouczone, ale podejmują się np. wykonywania ocen oddziaływania na środowisko. Obserwuję taki niedobry proceder, że inwestor, który potrzebuje oceny oddziaływania na środowisko, idzie do kiepskiego fachowca, płaci mu za to, żeby ocena była dla niego korzystna, ale niekoniecznie fachowo zrobiona. Ocena oddziaływania ma być zgodna z jego oczekiwaniami. Urzędnik, który jest też często słabo przygotowany, przyjmuje taki dokument. Formalnie wszystko jest w porządku, udziela się pozwolenia na budowę i w ten sposób wszyscy są zadowoleni. Natomiast rzeczywiście nie została sprawa zbadana pod kątem potrzeb środowiska. Myślę, że dopiero poprawa jakości pracy urzędników i ich fachowości oraz poprawa na rynku konsultingu może tą sytuację poprawić. Wychodzi temu naprzeciw m.in. zamysł kształcenia młodych ludzi przez fundację. Zdaję sobie sprawę, że jeżeli tych ludzi w ochronie środowiska będzie 200, to zajmować będą oni coraz bardziej kluczowe miejsca w administracji i musi nastąpić pewien przełom w Polsce. To co Unia Europejska nazywa capacity building. W Polsce cały czas jeszcze jesteśmy na początku drogi. Tworzenie nie tylko instytucji, ale przede wszystkim dóbr ludzi, którzy te instytucje tworzą, to jest moim zdaniem klucz do tego, żeby ochrona środowiska była na coraz lepszym poziomie.
Dziękuję za rozmowę.
prof. dr hab. inż. Maciej Nowicki
Urodzony w 1941 r. w Warszawie. W 1963 r. ukończył Wydział Inżynierii Sanitarnej i Wodnej Politechniki Warszawskiej. Wieloletni pracownik naukowy PAN i Politechniki Warszawskiej. Habilitacja w 1976 r., mianowany na profesora w 1992 r. W 1989 r. powołany na stanowisko wiceministra Ochrony Środowiska, a w 1991 r. ministra tego resortu w rządzie premiera Bieleckiego. Od 1992 r. prezes Fundacji EkoFundusz. W latach 1994-1995 wiceprzewodniczący Komisji ONZ ds. Ekorozwoju, w 1997 r. doradca Sekretarza Generalnego OECD. W 1996 r. laureat największej nagrody w ochronie środowiska „Deutscher Umweltpreis”, dzięki której założył Fundację wspierającą rozwój najlepszych młodych, polskich specjalistów w ochronie środowiska. Autor ponad 150 publikacji z zakresu ochrony środowiska i ekorozwoju oraz 6 książek, m.in. „Strategii ekorozwoju Polski” (1992) stanowiącej kompendium wiedzy z tego zakresu oraz współautor książki „Problemy ekorozwoju Polski” (2001), omawiającej najważniejsze wyzwania naszego kraju u progu XXI wieku.
To był historyczny moment po zmianie ustroju Polski, która odziedziczyła ogromne długi po poprzednim systemie politycznym. Wiele krajów chciało wtedy rzeczywiście Polsce pomóc, także w ochronie środowiska. Nasi wierzyciele wiedzieli, że spadkiem po komunizmie jest bardzo wielkie zanieczyszczenie środowiska. Polska, obok Związku Radzieckiego i NRD, była najbardziej zanieczyszczonym krajem Europy i trzeba było ogromnych pieniędzy żeby to zmienić. W latach 1991-93, najpierw USA a potem Francja i Szwajcaria, podjęły decyzje, żeby 10% długów naszego kraju przeznaczyć na ochronę środowiska. Dobra praca Funduszu została potwierdzona ekspertyzą przeprowadzoną w 1997 r. przez OECD i UE, która wykazała, że jest to chyba najlepszy fundusz ekologiczny w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Spowodowało to decyzje o przystąpieniu do EkoFunduszu kolejnych krajów – Szwecji, Włoch i Norwegii.
Jak ocenia Pan minione 10 lat – jako człowiek, którego idea zrodziła czyn?
To nie był mój pomysł, nie uzurpuję sobie do tego żadnych praw. Z pomysłem tym przyszedł do mnie prof. Żylicz, ówczesny dyrektor Departamentu Ekonomicznego w Ministerstwie Ochrony Środowiska, którego ja byłem ministrem (w rządzie premiera Bieleckiego). Z tym pomysłem poszedłem do premiera, który natychmiast zorientował się, że jest to znakomita koncepcja. Zwołał w Warszawie posiedzenie ambasadorów – członków Klubu Paryskiego oraz dał instrukcje polskim negocjatorom. Po negocjacjach, zakończonych redukcją 50% polskiego zadłużenia, Klub Paryski zapisał generalną zasadę, że dalsze 10% długu może być przeznaczone na cele uzgodnione bilateralnie między Polską i poszczególnymi członkami Klubu Paryskiego. Stany Zjednoczone natychmiast, już w czerwcu 1991 r., podjęły decyzję, że 10% polskiego długu wobec USA będzie przeznaczone na ochronę środowiska (tzw. ekokonwersja długu).
Czy jest Pan zadowolony ze swego dzieła?
Realizacja pomysłu przerosła moje wyobrażenia. Gdy 10 lat temu, z kilkoma osobami zakładaliśmy EkoFundusz, nie zdawaliśmy sobie sprawy, w jaką wspaniałą, życiową podróż się udajemy. Była to pierwsza na świecie instytucja, obsługująca ekokonwersję długu na skalę kilkuset milionów dolarów. Na początku były to tylko pieniądze amerykańskie, ponad 370 mln dolarów. Podjęliśmy pionierski trud opracowania własnych, niezwykle precyzyjnych procedur selekcji wniosków, a potem kontroli każdego prowadzonego projektu. Dzięki temu EkoFundusz uzyskał niezależność od jakichkolwiek wpływów pozamerytorycznych. Jeżeli zna się dobrze priorytety i bardzo precyzyjnie zakreśla się ich granice, wtedy można poprzeć każdy dobry wniosek, jeśli znajdzie się w obrębie pola priorytetowego. Tej świętej zasady cały czas się trzymaliśmy. Poprzez aktywne poszukiwanie najlepszych projektów, drogą konkursów i własnych programów, koncentrowaliśmy środki, aby zrealizować projekty ekologiczne bardzo ważne w skali kraju. W ten sposób pieniądze EkoFunduszu znalazły się tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne. Dzisiaj pozytywnie oceniam całe minione 10 lat i uważam, że przy pomocy stosunkowo niedużych środków, blisko dziesięć razy mniejszych od środków NFOŚiGW, uzyskaliśmy znaczący wkład w ochronę środowiska w Polsce.
Mówi Pan, że procedury przyznawania pieniędzy są obiektywne. Czy jest to możliwe, gdy występują wpływy i wymagania donatorów?
W decyzjach donatorów o przystąpieniu do EkoFunduszu były też powody merkantylne z tego względu, że nasza misja, obok ochrony środowiska, ma za zadanie także promocję najlepszych rozwiązań technicznych z krajów donatorów. Wybór najlepszej technologii dokonywany jest jednak zawsze drogą przetargu międzynarodowego. Do przetargu zapraszamy firmy polskie i firmy z krajów donatorów. Wygrywa najlepsza oferta. Korzyścią dla Polski jest to, że jest to oferta na najwyższym poziomie światowym. Na szczęście dysponujemy funduszami, żeby właśnie dofinansowywać rozwiązania rzeczywiście najlepsze. Interesem krajów donatorów jest to, że mechanizm ekokonwersji długu jest też promocją dla niektórych firm na polskim rynku. Więc jest to takie rozwiązanie, w którym wygrywają obie strony. Obiektywna ocena ofert jest możliwa dlatego, że stosujemy analizę wielokryterialną, która obejmuje trzy aspekty wniosków – ekologiczny, technologiczny i ekonomiczny. Każdy wniosek jest analizowany z tych trzech punktów widzenia. Wspomniałem o konkursach. Konkursy są prowadzone metodą punktową, w której uwzględniamy szereg czynników, decydujących o jakości wniosku. Dotacje otrzymują tylko te projekty, które osiągają więcej niż 60% możliwych do zdobycia punktów. Chciałbym dodać, że z kolei w naszych programach ustawiamy listę rankingową według instalacji, które wywołują największy efekt ekologiczny. Przykładowo skoncentrowaliśmy nasze działania na Borach Tucholskich, żeby tam doprowadzić do oczyszczenia wód jezior i rzek. Na początku analizie poddaliśmy około stu projektów, z których wybraliśmy piętnaście o największym znaczeniu i największej efektywności. Przy pomocy takich mechanizmów dofinansowujemy najważniejsze projekty, używając możliwie najmniej pieniędzy do tego celu. Z takiego podejścia nasi donatorzy są bardzo zadowoleni. Dowodem tego jest fakt, że wnioski, które jako Zarząd stawiamy do zatwierdzenia dotacji na forum Rady Fundacji, są przyjmowane prawie w 100%.
Jest Pan bardzo związany z EkoFunduszem. Odrzucił Pan różne ciekawe propozycje, był Pan prawie pewnym kandydatem na Prezesa NFOŚiGW…
Powiedziałem, że nikt z nas nie spodziewał się, że to będzie taka wspaniała przygoda. Dziś z perspektywy dziesięciu lat mogę powiedzieć, że miałem przyjemność pracować przez ostatnie lata ze wspaniałymi ludźmi. Tworzymy zespół przyjaciół, znakomitych fachowców, ludzi uczciwych i życzliwych. EkoFundusz to unikalna instytucja, nie tylko w Polsce. W tej chwili OECD prosi nas o napisanie przewodnika dla innych funduszy ekologicznych, dla krajów Europy Środkowej i Wschodniej oraz byłego ZSRR. Zdobyliśmy uznanie międzynarodowe. Pomogliśmy wielu ludziom, którzy realizują inwestycje proekologiczne i borykają się z wielkimi trudnościami. EkoFundusz to instytucja, którą dało się ogarnąć i dało się nią kierować wkładając całe serce. Instytucje ogromne, zbiurokratyzowane są zwykle odczłowieczone, natomiast ta instytucja cały czas miała i ma duszę. Dlatego jest to wspaniały okres w moim życiu.
Jedną z nagród, którą Pan Profesor otrzymał przeznaczył Pan na stypendia…
To następna wspaniała przygoda dla mnie i całej mojej rodziny. Znaczną część pieniędzy, które otrzymałem z bardzo prestiżowej, największej na świecie nagrody w dziedzinie ochrony środowiska przeznaczyłem na stworzenie fundacji, której jedynym celem jest wspieranie rozwoju najlepszych młodych, polskich specjalistów w ochronie środowiska. Fundacja ta ma już prawie 6 lat. Ze stypendiów zagranicznych skorzystało ok. 80 osób i muszę powiedzieć, że są to wspaniali młodzi ludzie. Jeżeli ktoś mówi, że nowa generacja to pokolenie stracone, to ja uważam, że jest to nieprawda. W każdym pokoleniu są ludzie źli, pasywni, leniwi i mniej zdolni. Ja mam do czynienia z tymi najwspanialszymi, którzy będą stanowić o przyszłości Polski. Wszyscy tworzymy w tej chwili grupę przyjaciół. Wierzę, że do nich należy przyszłość w ochronie środowiska. W czasie odbywania stypendiów w Niemczech są oni wspaniałymi ambasadorami Polski, tak są oceniani przez najlepsze instytucje niemieckie, w których odbywają stypendia. Po powrocie do Polski znają języki, znają też najlepsze technologie i mogą wprowadzać je u nas. Nie tylko tej decyzji nie żałuję, ale jestem szczęśliwy, że kiedyś ją podjąłem.
Panie Profesorze – pytanie osobiste. Na ochronie środowiska nie zarabia Pan pieniędzy, poświęcił Pan swój majątek, chyba trochę zaniedbał Pan pracę naukową. Czy całe życie traktuje Pan jako posłannictwo?
Jestem z powołania naukowcem, kocham naukę i kocham młodzież. Nigdy nie przypuszczałem, że mogę zmienić styl mojej pracy, że mogę przestać pracować na uczelni czy w instytucie naukowym. Nagroda, którą otrzymałem w Niemczech była za całokształt moich dokonań, nie tylko jako ministra czy działacza międzynarodowego, ale i naukowca. Odszedłem od nauki i można powiedzieć, że teraz jestem menedżerem. Ale takim menedżerem, który niezwykle merytorycznie podchodzi do każdego wniosku. EkoFundusz to taka instytucja, która ma dwie nogi, jedną finansową a drugą – merytoryczną. Każdy wniosek jest badany i oceniany niezwykle starannie. Jeśli można go uzupełnić, czy poprawić to sugerujemy pewne zmiany. Często ich wprowadzenie powoduje, że projekt staje się lepszy. Pełnimy tę konsultingową funkcję za darmo, by ludziom pomóc, żeby instalacja czy technologia była najlepsza.
Panie Profesorze, ekologia – to bardzo nośne i pojemne hasło. Jest używane jako oręż w walce politycznej, w kampaniach wyborczych. Ostatnio dużo pisano o organizacjach proekologicznych, które powstają tylko po to, żeby oprotestowując różne inwestycje, uzyskiwać pieniądze od inwestorów. Czy jest na to recepta?
Na pewno w dużej mierze możemy się obronić przed wykorzystywaniem ekologii do niecnych celów. Proszę zwrócić uwagę, że brakuje w Polsce mechanizmów, które funkcjonują w państwach demokratycznych. Te mechanizmy potrafią się obronić przed takimi akcjami i produktami pseudoekologicznymi. Jest to np. ecolabeling czyli etykietowanie, ale nie takie, że sam producent sobie napisze, że to jest ekoprodukt, lecz certyfikowane przez niezależne instytucje.
Jak mogą powstać takie wiarygodne i niezależne instytucje?
To są instytucje rządowe, powoływane ustawą. U nas nie ma takich inicjatyw. W idei zrównoważonego ekorozwoju jest to niezbędne narzędzie, aby odsiewać męty od tego co wartościowe. A druga możliwość oddziaływania – to są organizacje konsumenckie. Zupełnie nie ma tego ruchu w Polsce. Gdyby był on niezależny i silny, to my jako konsumenci bylibyśmy informowani przez ten ruch, co jest oszustwem a co rzeczą wartościową. Stanowiłby on mechanizm do poprawy jakości towarów, a konsumenci świadomie wybieraliby rzeczy wartościowe. To są moim zdaniem dwie rzeczy, których bardzo brakuje nam w Polsce, aby rzeczywiście ochrona środowiska w społeczeństwie funkcjonowała lepiej.
Brakuje wiarygodnych firm doradczych, konsultingowych dla inwestorów, dla samorządu terytorialnego w inwestycjach dla ochrony środowiska. Wójt czy burmistrz jest skazany na firmę, która przedstawia oferowany wyrób czy technologię, uwzględniając przede wszystkim swoje interesy.
To prawda. I dziwna rzecz, nie rozwinął się do tej pory rynek konsultingu w Polsce. Jeżeli się nie rozwinął i nie ma wielu dobrych, wiarygodnych firm konsultingowych, to w to miejsce wchodzą różni hochsztaplerzy i pojedyncze osoby, które często są niedouczone, ale podejmują się np. wykonywania ocen oddziaływania na środowisko. Obserwuję taki niedobry proceder, że inwestor, który potrzebuje oceny oddziaływania na środowisko, idzie do kiepskiego fachowca, płaci mu za to, żeby ocena była dla niego korzystna, ale niekoniecznie fachowo zrobiona. Ocena oddziaływania ma być zgodna z jego oczekiwaniami. Urzędnik, który jest też często słabo przygotowany, przyjmuje taki dokument. Formalnie wszystko jest w porządku, udziela się pozwolenia na budowę i w ten sposób wszyscy są zadowoleni. Natomiast rzeczywiście nie została sprawa zbadana pod kątem potrzeb środowiska. Myślę, że dopiero poprawa jakości pracy urzędników i ich fachowości oraz poprawa na rynku konsultingu może tą sytuację poprawić. Wychodzi temu naprzeciw m.in. zamysł kształcenia młodych ludzi przez fundację. Zdaję sobie sprawę, że jeżeli tych ludzi w ochronie środowiska będzie 200, to zajmować będą oni coraz bardziej kluczowe miejsca w administracji i musi nastąpić pewien przełom w Polsce. To co Unia Europejska nazywa capacity building. W Polsce cały czas jeszcze jesteśmy na początku drogi. Tworzenie nie tylko instytucji, ale przede wszystkim dóbr ludzi, którzy te instytucje tworzą, to jest moim zdaniem klucz do tego, żeby ochrona środowiska była na coraz lepszym poziomie.
Dziękuję za rozmowę.
prof. dr hab. inż. Maciej Nowicki
Urodzony w 1941 r. w Warszawie. W 1963 r. ukończył Wydział Inżynierii Sanitarnej i Wodnej Politechniki Warszawskiej. Wieloletni pracownik naukowy PAN i Politechniki Warszawskiej. Habilitacja w 1976 r., mianowany na profesora w 1992 r. W 1989 r. powołany na stanowisko wiceministra Ochrony Środowiska, a w 1991 r. ministra tego resortu w rządzie premiera Bieleckiego. Od 1992 r. prezes Fundacji EkoFundusz. W latach 1994-1995 wiceprzewodniczący Komisji ONZ ds. Ekorozwoju, w 1997 r. doradca Sekretarza Generalnego OECD. W 1996 r. laureat największej nagrody w ochronie środowiska „Deutscher Umweltpreis”, dzięki której założył Fundację wspierającą rozwój najlepszych młodych, polskich specjalistów w ochronie środowiska. Autor ponad 150 publikacji z zakresu ochrony środowiska i ekorozwoju oraz 6 książek, m.in. „Strategii ekorozwoju Polski” (1992) stanowiącej kompendium wiedzy z tego zakresu oraz współautor książki „Problemy ekorozwoju Polski” (2001), omawiającej najważniejsze wyzwania naszego kraju u progu XXI wieku.